2

1.2K 69 4
                                    

To było okropne. Podróż przez miasto w tym stroju. Prześmiewcze lub pożądliwe spojrzenia na ulicy, wskazywanie palcami i wulgarne zaczepki.

Nie dało się ukryć, że wyglądałam jak prostytutka i za taką mnie brały napotkane w czasie powrotu do Roses Valley osoby. Doszłam jednak do wniosku, że zasłużyłam. Jeśli faktycznie zrobiłam coś uwłaczającego swojej godności i zgrzeszyłam przeciwko wpajanej mi od dzieciństwa cnocie, musiałam traktować to, co się działo, jako naturalne konsekwencje moich złych uczynków. To była moja pokuta, moja droga krzyżowa i moja kara. A w zasadzie jej początek, bo przecież najgorsze dopiero miało nadejść... w domu...

– Odejdź, dziewczyno, albo wezwę policję! – nakazał jeden z wartowników pilnujących bramy wjazdowej na nasze osiedle. – Tu nie ma miejsca dla takich jak ty.

Spaliłam się ze wstydu.

Nie rozpoznał mnie...

Musiało być ze mną gorzej niż myślałam.

– Ben, to ja... Dove...

Mężczyzna zmarszczył brwi.

– Dove? Jaka znowu Dove? Nie znam żadnej panienki lekkich obyczajów o tym imieniu. Mam żonę, dzieci. Jestem porządnym człowiekiem, jak zresztą wszyscy mieszkańcy tego osiedla. Dlatego lepiej idź stąd czym prędzej, nim narobisz sobie kłopotów, mała. To miejsce zamieszkania znanych osób. Nachodzenie ich może skutkować konsekwencjami.

– Jestem Dove Carter, i tak... Znamy się odkąd tu się wprowadziłam z rodzicami, gdy miałam pięć lat! – weszłam mu w słowo, przykładając do szyby budki, w której siedział ochroniarz, swoje prawo jazdy.

Wstyd. Tak czułam w tej chwili palące zażenowanie, ale musiałam być ponad nie i dostać się na teren osiedla. Musiałam wrócić do rezydencji i zrobić to tak, by nie sprowokować rodziców. Może mnie nie zauważą i dotrę do swojego pokoju nim zorientują się, że mnie w nim nie było? Oby jeszcze nie spostrzegli mojej nieobecności. Oby...

– Panienka Dove?! – wykrzyknął przejęty mężczyzna przyglądając mi się uważnie i szukając w mojej twarzy znanych mu rysów. – Dzięki Bogu! Wróciła panienka! Wszyscy w Roses Valley szukają panienki!

Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia.

– Szu... Szukają? – wybełkotałam za nim.

– Tak. Nawet policja została poinformowana o zaginięciu. Niech panienka poczeka, zaraz zadzwonię do pana Cartera i powiem mu, że panienka wróciła i czeka na niego stróżówce. Ależ się ucieszy! On i pani Carter umierali ze strachu. Byli pewni, że ktoś panienkę porwał. W końcu nie było panienki dwa dni. Wyszła panienka z domu i nawet nie wzięła telefonu...

Dwa dni?

Przyłożyłam dłonie do ust.

Nie było mnie dwa dni, a w moje poszukiwania została zaangażowana policja. W dodatku z niewiadomych mi przyczyn zostawiłam komórkę w domu, co mi się nie zdarzało. Zawsze miałam ją przy sobie. Przecież w niej był zainstalowany lokalizator, który śledzili moi rodzice...

A więc nici z niezwracania na siebie uwagi. Wszyscy wiedzieli, że mnie nie było. Całe Roses Valley czekało na mój powrót, a ja... ja nawet nie miałam pojęcia gdzie przebywałam tak długo. Gdzieś na obrzeżach Nowego Jorku, ale przez emocje nie byłabym w stanie nawet odtworzyć trasy, którą udało mi się dotrzeć do domu...

Poczułam jak grunt osuwa mi się pod stopami. Leciałam w dół, w czarną dziurę, na której dnie znajdowało się piekło, a diabły już ostrzyły swoje widły, by mnie na nie nabić. Tylko dlaczego wszystkie miały oblicza mamy i taty? A tak... Bo najgorsza kara czekała mnie po przekroczeniu progu naszej rezydencji. Od tej pory dom miał stać się dla mnie piekłem na ziemi. Nie miałam co do tego wątpliwości.

Nawet nie wiem kiedy straciłam przytomność.

Forbidden romanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz