19

670 36 4
                                    

 On miał na biurku moje zdjęcie!

Zrobiło mi się słabo. Musiałam chwycić się blatu, by nie stracić równowagi. Przez gwałtowny gest zrzuciłam z niego zdjęcie Jonathana z małżonką oraz kilka grubych teczek z dokumentami.

Cholera... Przez nieuwagę narobiłam niepotrzebnego bałaganu i huku.

Już miałam pozbierać rozwalone po podłodze rzeczy, gdy nagle ku mojemu najgłębszemu zdumieniu z przylegającego do gabinetu pomieszczenia rozległ się niski męski głos:

– Madeleine? To ty? Proszę podaj mi koszulę!

Zamarłam. Ktoś tu był! Ktoś był w gabinecie Jonathana Barretta prócz mnie!

Czy mnie widział?! Chyba nie, ale na pewno mnie usłyszał, w końcu narobiłam okropnego rumoru.

Uciekaj, Dove! Bierz nogi za pas i...

– Madeleine?!

Rzuciłam się do drzwi, ale gdy uchyliłam skrzydło zobaczyłam, że na korytarzu wciąż było sporo dyskutujących ze sobą osób. Niektóre miały ze sobą mikrofony. Były też kamery.

Dziennikarze! Jeszcze ich tu brakowało!

Wpadłam w panikę gdy nagle, ktoś z zebranych w holu ludzi zauważył niedomknięte drzwi gabinetu Barretta i krzyknął:

– Wychodzi!

– Gubernatorze, prosimy o komentarz w sprawie...

Zamknęłam skrzydło na nosach dziennikarzy i przekręciłam tkwiący w drzwiach klucz, by uniemożliwić im drogę do wnętrza.

To koniec. Byłam zgubiona. Uwięziona sam na sam w gabinecie przyszłego prezydenta USA z jakimś mężczyzną. Miałam ochotę rozbeczeć się jak dziecko.

– Madeleine, do cholery, podaj mi tę koszulę. Spieszę się!

To wezwanie postawiło mnie do pionu.

Dove, bądź dorosła, jak oczekują od ciebie rodzice i weź sprawy w swoje ręce. Nawarzyłaś piwa, to go wypij! Do dzieła, dziewczyno!, pogoniłam się w myślach. Dlatego skoro nie mogłam wyjść z gabinetu, postanowiłam wejść do pomieszczenia mieszczącego się obok niego. Z dwojga złego lepiej narazić się jednej osobie niż ośmieszyć przed ich tłumem.

O jakiej koszuli on mówił?

W końcu ją dostrzegłam. Leżała wraz z krawatem i marynarką na jednej ze skórzanych kanap pod wielkim oknem. Na wszelki wypadek zgarnęłam całe ubranie, bo nie byłam pewna co będzie potrzebne i ruszyłam w stronę drzwi, za którymi znajdował się tajemniczy mężczyzna.

To było szaleństwo. Szłam jak na ścięcie lub do jaskini lwa, ale przecież nie mogłam udawać, że mnie tu nie ma. Gdybym się ukryła pod stołem, ten mężczyzna i tak by mnie zobaczył, a wtedy byłoby tylko gorzej. Musiałam podjąć wyzwanie.

Otworzyłam drzwi i stanęłam na progu luksusowej łazienki. Nie miałam pojęcia, że to właśnie ona przylega do gabinetu Barretta, ale jeszcze bardziej zszokował mnie fakt, że znajdował się w niej półnagi mężczyzna, który trzymając jedną nogę na taborecie kończył wiązać eleganckiego buta.

Totalnie zaskoczona gapiłam się na jego nagie, wysportowane plecy.

– Wreszcie jesteś! – fuknął, wyraźnie niezadowolony, nie przerywając zajęcia i nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem. – Nie wiem gdzie sobie poszłaś, jak jesteś mi potrzebna! Pomożesz mi z koszulą i krawatem. Ma być nienagannie.

Miałam mu... pomóc? I jeszcze dostałam naganę. On wyraźnie mnie wziął za kogoś innego, za tę całą Madeleine, kimkolwiek była. Co zatem powinnam począć? Wycofać się? Zostać?

Byłam rozbita.

– Przepraszam – pisnęłam. – Nie chciałam pana zdenerwować.

Na dźwięk mojego głosu mężczyzna odwrócił się gwałtownie i wbił we mnie wzrok niczym sztylet.

– Kim pani jest?! – warknął.

Przez moment odebrało mi mowę. Przede mną stał sam Jonathan Barrett! W dodatku bez koszuli. Nie wiedziałam gdzie powinnam podziać wzrok. Jego twarz była piękna. Piękniejsza niż na ulotkach czy fotografiach. Ale wyrażała złość, która mnie przerażała, choć byłam już i tak wystarczająco przestraszona. Dlatego moje oczy przemknęły niżej i przywarły przyciągnięte niczym magnes do torsu mężczyzny.

Cholera! Ależ on miał klatę! To był tors godny sportowca. Idealnie wypracowane mięśnie prężyły się pod napiętą skórą w kolorze oliwkowym. Ciekawe jaka była w dotyku...?!

Dove! Do diabła, o czym ty myślisz?, zganiłam się.

Widziałam go pierwszy raz po tak długiej przerwie, że nasze spotkanie było niczym pierwsze. Gdy nas odwiedzał byłam zbyt mała, by to pamiętać. Nie znałam go. Dopiero miałam go poznać, ale nie podejrzewałam, że od raz zobaczę go w takim wydaniu. Powinno mi wypalić oczy na ten widok albo ziemia powinna rozstąpić się pod moimi stopami i wciągnąć mnie w swoją otchłań.

Co za wstyd...

Nie mogłam tak się gapić na jego nagość, to było nieprzyzwoite i nie pomogła tu nawet myśl o tym, że niby byłam tu właśnie po to, by go uwieść, więc powinnam się cieszyć z takiego obrotu rzeczy.

Mimowolnie jednak ponownie przemierzyłam spojrzeniem jego sześciopak, zatrzymując oczy na rozporku mężczyzny i wtedy poczułam, że zaraz zemdleję.

Nie był zapięty!

Boże, Jonathan nie zdążył jeszcze zapiąć spodni.

Zaraz tu umrę!

Umrę ze wstydu!

Zrobiłam się czerwona jak burak.

I jak ja niby miałam go uwieść, skoro w tych żenujących okolicznościach to on swoim wyglądem uwodził mnie, nie odwrotnie?

– Co pani tu robi? Kim pani jest?! – powtórzył pytanie Jonathan, a do mnie dotarło, że nie mogłam dłużej stać jak słup soli. Przecież miałam misję! Wrażenie jakie na nim wywrę teraz mogło zaprocentować w przyszłości, zwłaszcza, że od tego mężczyzny zależał mój dalszy los. Dlatego zebrałam się na odwagę i rzuciłam pierwsze co spontanicznie przyszło mi do głowy:

– Pana nową asystentką, gubernatorze.

Forbidden romanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz