18 (dawno mnie tu nie było, ale wracam powoli :) )

732 44 1
                                    


Byłam bliska zawału, gdy ojciec zatrzymał nasze auto w garażu podziemnym wieżowca na Manhattanie i oświadczył:

– Dotarliśmy.

Co teraz? Co się stanie? Czy mnie zatrudnią? A co, jeśli nie?

Czułam narastającą panikę. Mój oddech gwałtownie przyspieszył, a lodowato zimne dłonie drżały nerwowo.

– Nie zawiedź moich oczekiwań – pouczył mnie jeszcze, jakby ten zwrot miał dodać mi animuszu.

Zadziałał odwrotnie. Poczułam się jeszcze gorzej.

– Nie zawiodę – bąknęłam niepewnie, opuszczając auto w ślad za nim.

Ojciec poprowadził mnie do windy, która zawiozła nas na ostatnie piętro biurowca. Jazda nią na moment oddaliła moje myśli od stresu, gdyż szyby i ściany windy były przeszklone. Roztaczał się przez nie niesamowity widok na Manhattan.

Wow! Jak tu pięknie. Nigdy nie widziałam podobnej panoramy!

– Dove? Dove! Idziemy! – pogonił mnie ojciec, gdy winda zatrzymała się na docelowym piętrze, a ja wciąż stałam przy oknie i gapiłam się oczarowana na niezwykły widok.

– Och... Tak... – Wyrwana ze świata marzeń pospiesznie ruszyłam za nim, choć wcale nie chciałam tego robić. Bałam się tego, co miało się wydarzyć i związanych z tym konsekwencji. Bez względu na to, czego dziś doświadczę i tak na tym źle wyjdę, bo każda opcja nie była dla mnie dobra i wiązała się z moim poniżeniem.

Ojciec wprowadził mnie przez przeszklone drzwi do wielkiego sekretariatu. Jego rozmach świadczył o wielkim bogactwie właściciela tego biura. Jonathan musiał dysponować pieniędzmi o wiele większymi niż moi rodzice. Może więc to był powód, dla którego u nas nie bywał? Mama miała obsesję na tym punkcie. Nie lubiła, gdy ktoś był bogatszy od nas. Strasznie ją to drażniło.

– Czy szef jest już u siebie? – zapytał tata siedzącą za złotą konsolą sekretarkę, z którą nie mogłam się mierzyć.

Kobieta na nasz widok wstała z miejsca.

– Dzień dobry, panie Carter. – Uśmiechnęła się szeroko do niego.

Rany! Ona wyglądała jak milion dolarów! Jakby dopiero co zeszła z wybiegu modowego. Co za twarz, co za sylwetka...

Mama miała rację. Nie reprezentowałam sobą niczego specjalnego, a entuzjazm z jakim podeszłam do jej stylizacji był bardzo na wyrost.

– Pan Barrett jest w firmie, ale za chwilę ma spotkanie z dziennikarzami, więc raczej nie przyjmie pana teraz, a dopiero po briefingu.

– To zajmie tylko chwilę...

– Niech pan próbuje. Może jest jeszcze w gabinecie – odpowiedziała usłużnie.

Ojciec skinął głową i ruszył w sobie znanym kierunku. Pobiegłam za nim, oglądając się jeszcze za piękną sekretarką. I jak ja miałam konkurować z kimś takim? Jeśli Jonathan Barrett otaczał się samymi równie pięknymi kobietami, nie miałam z nimi szans. Nie miałam pojęcia dlaczego Brandon wybrał akurat mnie. Może i mój ojciec był blisko Jonathana, ale moja aparycja i niska postura wydawały się bardzo odległe od jego upodobań...

Biuro okazało się ogromnym open space'em. Pełno w nim było ludzi, którzy zajmowali się pracą przy komputerach lub wspólnie omawiali jakieś sprawy. Na ścianach i oknach rozwieszone były broszury wyborcze i plakaty, z których patrzył na mnie surowy i bardzo przystojny Jonathan.

Forbidden romanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz