Minął miesiąc.
Louis właśnie dziś wychodził ze szpitala, szybko się zrehabilitował. Aria, czekała na niego w domu, właśnie siedziała nad talerzem. Grzebała widelcem w jajecznicy. Coś się zmieniło. Bracia chodzili podenerwowani, atmosfera była napięta, grobowa, gęsta i nieprzejrzysta. W ostatnim miesiącu towarzyszyło jej poczucie osamotnienia, ból, jaki odczuwała, gdy Louis dochodził do siebie przygnębiał ją i demotywował, ale teraz miało być dobrze.
Dziś Louis wychodzi ze szpitala. Znów wszystko wróci do normy, znów będą wszyscy w komplecie. Spojrzała na telefon, minuty wydawały się ciągnąć zaspane, gdy ona usilnie wzrokiem próbowała pospieszyć czas na wyświetlaczu swojego najnowszego iPhone'a. Westchnęła. Bezczynne siedzenie tylko bardziej ją denerwowało. Uśmiechnęła się do gosposi, podziękowała za posiłek i odeszła od stołu.
Była w trakcie wiązania butów, gdy zatrzymał ją głos Hermesa.
— Ario rozmawialiśmy o tym. Nigdzie nie wyjdziesz sama, dopóki nie zbadamy sprawy.
— Tu nie ma czego badać. Ktoś próbuje nas zabić, siedzenie w domu niczego nie zmieni.
Westchnęła zirytowana, wyprostowała się i odwzajemniła spojrzenie władczego brata. Przegrała po kilkunastu sekundach.
— Masz rację, nie zmieni naszego położenia, ale na pewno uchroni ciebie. Już i tak prawie straciliśmy Louisa, nie możemy stracić kolejnego członka rodziny.
Złość, która gromadziła się w niej przez ostatni miesiąc właśnie spuściła się ze smyczy, chciała warczeć, gryźć, atakować, nawet jeśli jej gniew była głupim shih tzu, a brat rasowym rottweilerem.
— Więc co? Zamkniesz nas tu wszystkich? Ustawisz rycerzy w zbroi przed wejściem, żeby ktoś czasem nie sforsował bramy? Chcesz, żebym oszalała i postradała zmysły? Ja potrzebuję wyjść, potrzebuję do ludzi, zaczynam się już tu dusić. Proszę cię bracie, nie popadajmy w obłęd. Już nawet nie wiem... przydziel mi jakiego ochroniarza, ale pozwól wyjść.
Łzy bezsilności zaszkliły jej oczy, wiedziała, że Hermesa nie ma co brać na litość, był jak głaz, którego nie da się przesunąć, góra,której nie da się wyminąć, szczyt, którego nie da się zdobyć.
— Nie będę z tobą dyskutował Ario. Do przyjazdu Louisa nie masz prawa postawić stopy za bramy domu. Jak potrzebujesz się przewietrzyć idź do ogrodu.
Odwrócił się nieczuły na jej wrzaski i przekleństwa. Trzasnęła drzwiami wyjściowymi najgłośniej jak potrafiła z nadzieją, że wypadną z futryny. Przeszła się wzdłuż ogrodzenia z żywopłotu, wzburzonym krokiem kopała po drodze każdy kamyk, jaki tylko miał czelność znaleźć się przed jej butem, wyobrażała sobie, że to oblicze mrocznego brata. Przeszła przez mostek nad sztucznym zbiornikiem wody, nawet nie spostrzegła, gdy znalazła się w altanie w stylu Greckim. Była prostokątna z meblami ogrodowymi, otoczona roletami zewnętrznymi. Na jednym z wiklinowych foteli siedział brat bliźniak mrocznego pana. Westchnęła.
— Co jest Arii?
— Jak myślisz?
Wyciągnął do niej ramie, od razu skorzystała ze wsparcia i ciepła brata. Siedzieli tak w ciszy patrząc na jeszcze żywe kwiaty, które niedługo znikną pod presją zmiany pory roku. Chłonęła ten widok i spokój brata kojąc własne serce.
— Dlaczego to wszystko musi tak wyglądać? Dlaczego zawsze nad naszymi głowami wisi miecz Damoklesa?
Ares potarł ramię Arii.
— Sam jestem zaniepokojony tym wszystkim. Musimy się teraz wspierać i trzymać razem... nasi rodzice... teraz Louis to dla nas za dużo Ario... Wiesz jak brutalny i bezlitosny jest nasz świat, jak wielu ludzi pragnie niezasłużenie władzy. Nie musimy się obawiać o naszą pozycję, ale o życie już tak. Wieczorem jak tylko Louis wróci pogadamy.
Pokiwała tylko głową, Ares zawsze potrafił wszystko spokojnie wytłumaczyć, nie mroził i nie zgromił wzrokiem młodszej siostry, to dlatego zawsze go tak uwielbiała.
— Kocham Cię Aresie.
Szepnęła mu do ucha, a następnie oparła głowę o ramię brata. Pocałował ją w czubek głowy.
— My ciebie też kochamy Ario. Wszyscy tak samo mocno. Jesteś naszą gwiazdką.
— Przekażesz to Hermesowi? — zaśmiała się smutno.
— Hermes w szczególności. Dużo ma na barkach i może nie wyraża tych słów zbyt często, ale uwierz, ze wszystkich ludzi na świecie to on najbardziej pragnie twojego szczęścia. Nikomu to na rękę widząc ciebie błąkającą się po domu jak zjawa.
— Wiem. Wiem to... czasem po prostu chciałabym być normalną nudną nastolatką.
— I co wtedy? Jak byś przeżyła bez swoich wspaniałych, niesamowitych, inteligentnych braci?
— Z tym inteligentnych bym nie przesadzała patrząc na Leo i Louisa.
Ares parsknął śmiechem marszcząc przy tym nos.
— Chodź. Wiem co poprawi ci humor.
Przyległa do ramienia brata, udali się do sali kinowej. Tam spędzili czas do obiadu oglądając bajki Pixar. W pewnym momencie dołączyła do nich narzeczona Hermesa, Anna. Opowiadała o swoim pobycie we Francji, o potrawach, których kosztowała, miejscach, które zwiedziła. Zmęczona jednak podróżą szybko zasnęła na kanapie. Hermes jak na zawołanie magiczną różdżką zjawił się w skąpanym ciemnością pomieszczeniu, rozejrzał za narzeczoną, podszedł do niej po cichu, przykrył puszystym kocem drobne ciało kobiety i pogłaskał po zaróżowionym policzku.
Super, dla narzeczonej to potrafi być delikatny — pomyślała dalej obrażona na brata Aria. Ten jednak ku zaskoczeniu blondynki, przechodząc obok niej pochylił się i pocałował ją w czubek głowy, delikatnym ruchem palców przeczesując włosy.
— Przepraszam Ario, za wcześniej.
Uśmiechnęła się do niego i chociaż Hermes nie odwzajemnił uśmiechu i tak czuła ciepło na sercu.
— Ja również przepraszam. — Najstarszy brat uścisnął w odpowiedzi ramię siostry.
— Za godzinę obiad, pojadę teraz po Louisa.
— Dobrze.
⭐⭐⭐

CZYTASZ
Odłamki Ciemności ✭ ZAKOŃCZONA TOM 1 ✭
RomanceGłówna bohaterka, Florence Dark zmaga się ze stratą najbliższego członka rodziny. Porzuciła stare życie by zaszyć się w cieniu, jednak po niefortunnych wydarzeniach, które łączą ją z rodziną Victorych, Florence musi nauczyć się walczyć nie tylko o...