Ojciec Florence był jej największym skarbem. Nigdy nie miała z nikim takiej więzi jak z tatą, gdy płakała nad zdartym kolanem, on płakał razem z nią, gdy miała złamane serce w podstawówce, on również cierpiał, gdy budziła się w środku nocy, że na gwałt potrzebuje karmnik dla ptaków, on razem z nią go budował. Gdy chorowała, czytał całą noc jej książki.
Zawsze był, dlatego Florence nigdy niczego się nie bała, nie musiała, bo jej ojciec podążał za nią przy jej boku, wiernie nie odstępował jej na krok.
A potem zachorował.
Ona walczyła na wojnie, na dzikich stepach, on walczył z rakiem, w szpitalu. Wtedy coś w niej pękło, wtedy zaczęła się bać. Bać się miłości, która jak odejście jej ojca z tego świata, złamie jej serce, złamie ją całą.
Dlatego nie wyszło jej z Jamesem Parkerem, bo nigdy nie otworzyła dla niego serca, on sam był tego boleśnie świadomy, może dlatego w zemście zdradził ją. Jednak jej głupie serce postanowiło wybrać za nią. Znów poczuła, jakby odzyskała swego rodzaju stabilność i sens, który straciła.
Leo przypominał w pokręcony sposób trochę jej ojca. Rozważny, silny, twardo stąpający po ziemi, no może poza momentem, gdy próbował się naćpać, to dalej, wiedziała w nim tę szczerość, tak teraz bezcenną na wagę złota w danych czasach.
Rano zostawiła go w sypialni, na paluszkach przebrała się, wyszła. Pobiegała godzinę wokół rezydencji, promienie słońca dopiero wychylały się zza chmur, a ona czuła spokój, tak przyjemny, że gdy znów poszła do swojej kwatery, przygotowała śniadanie i kawy w kuchni, na tacy zaniosła posiłek do pokoju.
Mężczyzna wciąż spał, urocze, pomyślała, chyba nie wiedział, że ma do czynienia z zabójczynią, wtedy na pewno by tak słodko nie chrapał, zaśmiała się, na własne myśli.
Tace z jedzeniem położyła na biurku, wzięła szybki prysznic, by zmyć z siebie pot. Gdy wyszła, Leo przewracał się z jednego boku na drugi, zmrużył oczy, uśmiechnął się leniwie, przeciągnął i wychrypiał:
— Hej. Masz wygodniejsze łóżko od mojego.
— Długo myślałeś nad tym?
Poszerzył uśmiech, zmieniając pozycje do pół siadu, palcami rozczesał zmierzwione włosy, wyglądał jak młody Bóg chaosu, który wprowadzi zagładę do jej świata. Rozłożyła nóżki w tacy, przesuwając kołdrę, na pościeli położyła ją, siadając po turecku, twarzą do chłopaka.
W ciszy jedli tosty, owoce i raz za razem spoglądali na siebie.
— Twoje oczy zmieniają kolor. W zależności od światła a czasem są miodowe jak karmel, czasem piwne jakby kora połączona z mchem. Magiczne — zauważyła.
— Nie wiedziałem, że z ciebie taka poetka. Nie potrafię sobie ciebie wyobrazić na wojnie, w walce z ludźmi, oko w oko ze śmiercią, brutalnością i krwią. Masz w sobie tyle delikatności... jakby twoja dusza była z jedwabiu...
— A ciało z ołowiu? — dokończyła.
— Nie zawsze byłam taka chłodna, mogę się taka wydawać, gdy kogoś nie znam przez ostrożności, a pracę traktuję priorytetowo, bo wiem, jak głupi mały błąd może zniszczyć komuś życie, albo je odebrać. Największy problem miał z tym mój tata, uważał sporty walki za coś dodatkowego... widział mnie w muzyce. W tych pięknych salach, teatrach, operach śpiewającą lub grająca jak on i mama przed laty...
Opuściła głowę, patrząc na własne dłonie, teraz mielące kawałek pościeli.
— Naprawdę kocham adrenalinę, te wszystkie filmy akcji o Jackiem Chanie, Brusie Lee zawsze chciałam być jak oni i jestem. To brzmi narcystycznie może, ale nie bez powodu dostałam tak szybko awans. Gdy inni na studiach balowali, zawalali egzaminy, ja ćwiczyłam. Zaczynałam dzień treningami, kończyłam dzień treningami. Czasem bolało mnie tak bardzo ciało, że ledwo mogłam oddychać, ale nie obchodziło mnie to. Byłam najlepsza i każdy o tym wiedział. Nawet mój tata więc mi odpuścił i pozwolił iść w tym kierunku.
Przełknęła ślinę, czuła jak gula w gardle narasta.
— Okazało się, że ma nowotwór ostatnie stadium... ledwo zdążyłam się z nim pożegnać. Czuję, że straciłam tak wiele czasu, którego nigdy nie odzyskam.
Zadrżała, z zimna, z emocji, z powodu utraconych nadziei.
— Rozumiem cię.
Uśmiechnął się smutno, sprzątnął rzeczy. Powoli, jakby bojąc się, że ją spłoszy, przysunął się do Florence, którą objął ramieniem.
Pozwolił, by cisza powiedziała więcej za nich. Nie pocieszał głupio, nie rzucał słów daremnych na wiatr, a przede wszystkim, nie robił typowej miny przykro mi. Przytulił ją, dając zapewnienie, że weźmie w swoje ramiona, każdy ból, który ona w sobie dusi.
Chłonęła ten gest całą sobą, przykryła się tą czułością jak fala brzeg, która wraz z przypływem zabierała słoność ran i gorzkość życia. Jego ramiona, to drugi dom, którego nie zamierzała utracić, zamierzała się w nim osadzić, pozostać na zawsze.
— Wystarczy tych czułości. Co za dużo to niezdrowo — odsunęła się, a Leo chwycił za kosmyk jej włosów, uniósł do twarzy i powąchał.
— Pięknie pachniesz.
— Pewnie pachną jak olej z frytek, dlatego.
Zaśmiał się serdecznie, kiwając głową na boki, jakby znajdował się we własnym wyobrażeniu, a nie pokoju ochroniarki.
Po chwili sielankowego nastroju obydwoje spoważnieli.
— Czy to, że nie mam wyrzutów sumienia, że zerwałem wczoraj z narzeczoną, czyni ze mnie skurwysyna? Naprawdę czuję się wolny... nie wiem. Przeżyłem z nią naprawdę wiele lat i pięknych chwil, ale tamten związek był trochę, jak pokój, w którym tkwiłem na siłę, zaczynałem się w nim dusić.
Wstał, czuł potrzebę rozchodzenia emocji, ale pokój Florence nie był wielkich rozmiarów.
— Leo... — zaczęła niepewnie. — Nigdy nie przepraszaj za swoje emocje. Nawet jeśli teraz wydaje się tobie, że ty i ja to coś silnego, kto wie, co będzie jutro? Za tydzień? A tym bardziej za miesiąc czy kilka lat. Nie jesteś w stanie walczyć ze swoim sercem, ta walka zawsze z góry jest skazana na przegraną. Oczywiście ciebie i Kate zawsze będą łączyć... wspomnienia i nic tego nie zmieni. Musicie sami się nauczyć jak dojść do ładu z tym wszystkim. — wytłumaczyła.
Czuła, że jest mu winna to, nawet jak jej słowa ją raniły, to była w końcu dorosła, nie mogła jak nastolatka chować głowy w piach spowita zazdrością. To nie jest jej życie, chociaż jeszcze nie jest świadoma tego, jak bardzo życie Leo będzie uzależnione od jej własnego. Teraz w tych białych ścianach, stojąc naprzeciw siebie, musieli zrobić wielki krok naprzód, musieli postawić wszystko na jedną kartę, to nie był oczywisty wybór, to było przeznaczenie, przewrotne, chaotyczne, niespodziewane.
Mogli wygrać albo przegrać, nic pomiędzy.
Gra się zaczęła.✨ ✨ ✨
#odłamkiciemności
![](https://img.wattpad.com/cover/360682601-288-k622927.jpg)
CZYTASZ
Odłamki Ciemności ✭ ZAKOŃCZONA TOM 1 ✭
RomansGłówna bohaterka, Florence Dark zmaga się ze stratą najbliższego członka rodziny. Porzuciła stare życie by zaszyć się w cieniu, jednak po niefortunnych wydarzeniach, które łączą ją z rodziną Victorych, Florence musi nauczyć się walczyć nie tylko o...