Dzień ogłoszenia trasy koncertowej przyniósł wybuch w internecie. Cały Twitter huczał, inne portale społecznościowe także. Louis nie mógł się nacieszyć widząc jak ten temat pojawia się w trendach. Dostał wiele gratulacji w wiadomościach prywatnych i od ludzi z branży, jak i od swoich fanów w dm'ach. Tego dnia nawet Harry miał dobry humor, patrząc że nieraz płakał przez widok swoich ran na dłoniach, kiedy szatyn zmieniał mu opatrunki.- Są przewidywania po statystykach, że trzy czwarte trasy może się wyprzedać w pierwszym dniu. Jeśli to się stanie to chyba oszaleję - Louis siedział z nosem w ekranie telefonu.
- Nie rób tego, nie szalej - brunet przewrócił się z jękiem na brzuch - Zasłużyłeś na to wszystko kochanie.
- Dla mnie to zawsze jest poza moją głową. Poprzednia trasa rozeszła się w ciągu tygodnia - wspominał - Wiesz, że mam występ na Leeds? Ale to przy końcu trasy w Europie w kolejnym roku.
- Leeds to nasze miejsce - zielone oczy rozbłysły - Chętnie się znowu tam pojawię i to z tobą przy mnie, a raczej... Ja będę przy tobie - ukazał zęby w uśmiechu.
- To będzie fajne, być tam razem - potwierdził - To będzie wyjątkowe wręcz. Wrócić tam, gdzie to się zaczęło.
- Znajdziemy czas aby pójść nad rzekę, musimy to zrobić - tu nie było nawet pytania.
- Na pewno znajdzie się czas, nawet jeśli mielibyśmy zarwać nockę - uśmiech igrał na ustach szatyna.
- Lou? - głos Harry'ego stał się wyższy, a oczy przypominały te kota z Shreka.
- Słucham cię słońce - dał znać, aby ten kontynuował, wiedząc że młodszy czegoś od niego chce.
- Pojedziemy do naszych rodziców? - przypomniał o ich mocno wcześniejszej rozmowie.
- Jasne, jak tylko poczujesz się na siłach - skinął - Tak jak się już wcześniej umawialiśmy. Twoi rodzice i moi też.
- Twoi będą przerażeni, kiedy taka kaleka wejdzie im do domu - uniósł swoje ręce.
- Przestań - przewrócił oczami - To był poważny wypadek, a do tego pomagałeś jeszcze innym - przypomniał - Jesteś bohaterem, a nie kaleką.
- Masz rację - zaczerwienił się dość mocno, słysząc karcący ale jednak czuły głos piosenkarza.
- No właśnie, dlatego więcej nie nazywaj się w taki sposób, a moja mama i tak cię pokocha, jak tylko dowie się skąd się znamy - wspominał.
Louis po kolejnych dwóch dniach, widząc jak dobrze goją się ranny Stylesa, postanowił że mogą pojechać najpierw do rodziny młodszego, a później do jego. Mogli się ruszyć z Londynu. To obu im pozwalało oderwać się od wiru pracy i przygotowań. Co było naprawdę miłe, nawet jeśli mieli do pokonania kawał drogi.
- Spokojnie kochanie, mogę już otwierać sam drzwi. Nie boli już tak jak wcześniej - zielonooki powstrzymał swojego chłopaka od reakcji.
- Martwię się po prostu - wypuścił powietrze - To już silniejsze ode mnie. Nie chcę żebyś czuł ból czy dyskomfort.
- Będę cię wołać w razie co, jestem szczęśliwy że mogę cię w końcu dotykać i dotykać rzeczy - wcześniejsze dni były bardzo ciężkie dla Stylesa.
- Cieszę się w końcu częściej widząc jak błyszczą twoje oczy - odpowiedział.
- I że nie jestem bierny, widziałem twoją czułość w spojrzeniu, kiedy dotknąłem twojego policzka - rozsiadł się wygodniej w samochodzie.
- To było po prostu miłe uczucie po takim czasie, ale nie miałem ani przez chwile pretensji o to, że nie mogłeś tego robić - musiał to powiedzieć.
CZYTASZ
Saved by a stranger || Larry
FanfictionW życiu popełnia się wiele błędów, ale one uczą nas jak żyć. Najważniejsze, aby ich nie powtarzać w przyszłości i działać z rozwagą. Opowiadanie inspirowane piosenką Saved by a stranger.