9. Dzięki mnie rzuciłeś?

534 95 2
                                    


- Praca i praca, ciągle się wykręcasz. Ja i tata tęsknimy za tobą - upominała się Anne - Przyjedź na tydzień do domu.

Brunet siedział sam w kawiarni, na parterze studia, kiedy jego mama zadzwoniła. Nie mógł, nie potrafił jej ignorować, będąc od zawsze syneczkiem mamusi. W tym momencie jednak tego pożałował, ponieważ wiedział że Anne Styles nie da mu spokoju, jeśli nie wykona jej słów.

- Muszę jakoś się utrzymywać w tym Londynie mamo - odpowiedział finalnie, bawiąc się łyżeczką, którą wcześniej zamieszał swoją kawę - Ale postaram się coś szybko złapać...

- Liczymy na to mocno, chociaż kilka dni i nie zapomnę. Inaczej wsadzę tatę za kierownice i ruszymy do Londynu bez zapowiedzi - ostrzegła go.

- Powiedziałem że przyjadę, to przyjadę mamo. Jestem człowiekiem słowa - kręcił lekko głową, odrywając sobie kawałek słodkiej bułki i zaraz żując - Zwłaszcza, jeśli zrobisz swoje popisowe tiramisu.

- Masz to jak w banku, tylko musisz dać znać jak będziesz miał bilety i termin dokładny - zastrzegła sobie - Jesteśmy z tatą dumni z ciebie, pamiętaj.

- To kochane, będę pisał. Kocham was mocno - nigdy nie bał się powiedzieć tych dwóch słów, jeśli chodziło o rodziców.

- Kochamy cię - odpowiedziała bez wahania Anne i zakończyli tą rozmowę, a Harry odłożył telefon na stolik z westchnieniem.

Wyjął swój tablet i przejrzał swój kalendarz, robiąc w nim już zmiany i pisząc do umówionych osób, o zmianach i czy akceptują nowe daty na praktykę śpiewu.

Miał nadzieję, że wszyscy zaakceptują propozycje, bo to oznacza tydzień w rodzinnym domu. Będzie mógł spędzić czas z rodziną, czego nie robił rzeczywiście bardzo dawno. Jednocześnie zdawał sobie sprawę z tego, że to oznacza kolejne dni bez Louisa i to już mniej mu się podobało.

Może zaprosi go chociaż na weekend?

- Podwójną kawę - wychwycił głos Louisa z miejsca przy barze - Do tego herbatę i dwa kawałki ciasta drożdżowego.

Uniósł wzrok i zlustrował całe ciało Louisa, zagryzł dolną wargę, widząc że ten znowu jakimś sposobem miał na sobie jedną z jego ulubionych koszulek vintage. Bardzo pasowały one piosenkarzowi.

- To wszystko, zapłacę kartą - zrealizował płatność i rozejrzał się po kawiarni, trafiając wzrokiem na Harry'ego i nie odpuścił sobie podejścia chociaż na chwilę - Przerwa?

- Okienko - potwierdził, ukazując dołeczek w policzku i odkładając tableta na stolik, przez co jego kalendarz był widoczny dla Louisa - A ty?

- Helene wysłała mnie na przerwę, żeby oczyścić głowę. Nagrywamy dziś ciężką piosenkę i mieliśmy przesyt ćwiczeń oraz podejść do nagrania - wyjaśnił - Ale kilka minut i muszę wracać.

- W takim razie trzymam mocno kciuki - rozprostował swoje palce - Ładna koszulka, kojarzę ją.

- Bardzo ją lubię - uśmiechnął się momentalnie - Należy do pewnej osoby, która dużo wniosła do mojego życia.

- Szczęściara - puścił oczko Tomlinsonowi - Usiądziesz? Ciężko będzie ci się napić i zjeść na stojąco.

- Obiecałem zanieść herbatę Helene. Kawa jest moja w tym zamówieniu - uśmiechnął się przepraszająco - A widzę, że chyba przeszkodziłem w ogarnianiu kalendarza.

- To nic, ogarniam wszystko na wyjazd - machnął dłonią, doskonale rozumiejąc to, że Louis nie miał za bardzo dla niego czasu.

- Wyjazd? Nie mówiłeś nic, że wyjeżdżasz, chyba że to coś świeżego - spytał jeszcze, zostając przy stoliku młodszego.

Saved by a stranger || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz