Rozdział 16. Jako w Niebie tak i w Podziemiu

366 36 8
                                    

Orobas powtarzał sobie, że po prostu nie wypada udusić Gwiazdy Zarannej. Archanioł Upadły, jakkolwiek wkurwiający w tym momencie, był ponad nim, był dobry, wyrozumiały i inne synonimiczne farmazony. Lucyfera bawiły jego uczucia – jedyny znak tego, że mógł zrobić, co zechciał, z niższym mu rangą, gdy nadepnęło mu się na odcisk.

Tak, złamali wszelką etykietę oraz przykazania, jakie tyczyły się pałacu Króla, ale nie robili tego bez potrzeby. Udowodnił swoją złość tym pokazem lśniących skrzydeł, których Desdemona nie była nawet w stanie zauważyć poza pięknem twarzy Pierwszego Arcydemona.

Za to Orobasowi ulżyło, gdy posłał on swoją różę dla Desi, otaczając ją bańką. Uśpił kobietę, zamykając wszystko, co niegodziwe, daleko od jej zmęczonego umysłu. Lucyfer nie odrywał spojrzenia od zwiniętej w kłębek postaci.

– Ignoruje etykietę, nie zrywa kręgu przyzwania, fascynujące... – Przesunął spojrzenie na Bassa, który mimowolnie się wyprostował. Usta Króla drgnęły. – No dobrze.

Bez dalszych wyjaśnień odwrócił się w kierunku swojego pałacu i, jak na w miarę grzecznego demona przystało, podążył jego śladem. Kula z Desi lewitowała tuż koło niego, dzięki czemu czuł się spokojniej.

Pałac był opustoszały – to pierwsza rzecz, którą Bass zauważył. Lucyfer cenił sobie prywatność oraz spokój, ale mimo to demony wszelkiej klasy zawsze w jakimś stopniu okupowały tę przestrzeń. Lgnęli do swojego pana jak do słodkiego miodu. Był im przecież potrzebny bardziej niż niebiański nektar i kolejne połączenie się z wszechświatem.

Teraz jednak ledwo można było usłyszeć echo kroków czy przytłumione głosy w oddali. Orobas nieczęsto przebywał w pałacu królewskim, ale każde odwiedziny były... gromadne.

Lucyfer przeprowadził ich przez wewnętrzne, portalowe przejście, dzięki czemu z głównej części przenieśli się szybko do skrzydła prywatnego. Przechodząc koło jednych drzwi, Bass z zaskoczeniem zobaczył śpiącą na łóżku kobietę.

Ludzką kobietę.

Obejrzał się gwałtownie na Króla, a trzask drzwi, które zamknęły się siłą woli, dał mu znać, że lepiej będzie zachować milczenie.

Ludzki najazd na Piekło, najwyraźniej, trwał w najlepsze.

Bass oblizał swoje spierzchnięte wargi. Jasnym już było, dlaczego w pałacu świeciło pustkami. Lucyfer z jakiegoś powodu chronił tę istotę, trzymając ją na tyle daleko od innych, na ile się dało.

Kurwa, oszaleliśmy na punkcie tych kobiet pomyślał, zerkając na uśpioną Desi.

Zrozumiał też, dlaczego Lucyfer „przywitał" ich w ten sposób i czemu prowadził do prywatnego skrzydła, a nie do oficjalnego. Robił to na pokaz, ale dla kogo? Kto mógłby mu patrzeć na ręce?

Do cholery, co działo się w Podziemiu od czasu, w którym Desdemona go do siebie przyciągnęła?

Bass trzymał dłoń na bańce Desi, wyczuwał jej dobre samopoczucie we śnie. Drzwi do gabinetu zamknęły się za nimi, a ramiona Lucyfera nieznacznie opadły. Ubrany był w czerń – luźną koszulę, rozpiętą powyżej piersi, do tego bardzo luźne spodnie, stopy zaś miał nagie. Żar rozświetlał każdy jego krok.

– Opowiedz mi, wszystko – rzucił bez zbędnych czułości. Gestem wskazał mu miejsce w wolnym fotelu. Sam Lucyfer przystanął przy bańce Desi, patrząc na nią badawczo.

Nie miał zamiaru zwlekać, na początku jego słowa z nerwów zlewały się w jedno. Przez ogromne drzwi tarasowe Orobas mógł zobaczyć, że przez wściekłość Króla nieboskłon Piekła płakał krwią. Im bliżej było momentu, w którym zjawili się w jego ogrodach, tym rzęsiściej padało.

Incubi Amore. Na jej wezwanie [+18]✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz