Rozdział 12. Nowy kierunek

393 44 9
                                    

Wsparcie, jakim obdarzył ich Ifaaz oraz Milena sprawiały, że Bass miał ochotę usiąść w kącie i po prostu walnąć regeneracyjną drzemkę. Nawet jeśli nie podali im rozwiązania na tacy, sama rozmowa pomagała. Wciąż się niepokoił aktualnymi wydarzeniami, to oczywiste, ale nabrał przekonania, że może się im udać.

Z każdą mijającą minutą Desdemona także zaczęła zrzucać kolce, którymi była najeżona. Pod koniec dnia wydawała się cieszyć obecnością Mileny, pomagała jej także w pokoju dziecięcym. Czasem łapał ją na dziwnym spojrzeniu, jakie posyłała w kierunku brzucha kobiety.

Poruszył ten temat, gdy układał ją do snu. Desi szczerze bawiło to, jak otulał ją pościelą i wyklepywał poduszkę.

– Dostanę też szklankę ciepłego mleka i całusa w czółko? – sarknęła, patrząc na niego znacząco. Usta Orobasa rozciągnęły się w szerokim, szelmowskim uśmiechu. – Nie, błagam, lepiej się nie odzywaj.

Odepchnęła go ze śmiechem, ale i tak pochylił się do całusa.

Albo czterech.

– Nie jesteś w ciąży, Desdemono – ucałował ją jeszcze raz w policzek. – Widzę, jak cię to przestraszyło.

Zawstydzona odwróciła głowę w stronę ściany.

– Przestraszyło to małe słowo – odparła cicho, bezbronnie. Zrobił więc jedyne, co mógł: położył się obok i bardzo mocno ją objął. Przyłożyła policzek do piersi Orobasa, wdychając jego przyjemny, ognisty zapach. Niemalże rozpływała się w jego uścisku, co wprawiało serce demona w żywszy rytm. – Za czterysta lat wydaję się takim optymalnym terminem.

Zatrząsł się od cichego śmiechu.

– Kiedy tylko zapragniesz – szepnął, przez co zesztywniała.

– Chciałbyś być ze mną tyle lat? – zdziwiła się, chociaż równie dobrze mogłaby zapytać, czy chciałby mieć z nią dziecko.

– Więcej Desi. Chciałbym spędzić z tobą wieczność – pocałował czubek jej głowy.

Mięła między palcami jego koszulkę, ale nie poruszyła się, by spojrzeć mu w oczy. Trochę się z tego cieszył, ponieważ i tak miał wrażenie jakby właśnie otworzył swoją klatkę piersiową, by tam zajrzała. Nie potrzebował żadnej odpowiedzi, wystarczyło mu to, że była zaskoczona. A potem wtuliła się w niego jeszcze mocniej, tak mocno jak tylko potrafiła.

W tym domu, odgrodzonym Pierwszą Bramą, odczuwał Desdemonę kompletnie inaczej. Tak, wciąż jego zmysły były nieprzyjemnie przytłumione, ale jednak ciało kobiety śpiewało tak piękną pieśń... Pieśń należącej do niego istoty. Jego przeznaczonej.

Wiedział to, oczywiście, ale teraz czuł się jeszcze lepiej – nie chciał nawet myśleć o szaleństwie, jakie go ogarnie, gdy uleczą Desi.

– Pójdziesz w końcu spać, czy będziesz ze sobą walczyć, uparta kozo? – wymamrotał w jej włosy dobrą godzinę później. Co chwila zmuszała się do przebudzania, ciało nerwowo podrygiwało za każdym razem, gdy powoli zapadała w sen.

– Ja... Nie chcę ich pobudzić koszmarami, niepotrzebnie wystraszę Milenę – niezadowolona usiadła i złapała w garście swoje włosy.

Przez sekundę zastanawiał się, co mógłby jej powiedzieć. Wpierw po prostu podniósł się, żeby ją przytulić od tyłu. Znieruchomiała, ale złapała za jego ramiona i przyciągnęła go bliżej siebie.

– Desi, wiedzą i nie będą mieć ci tego za złe – odparł uspokajająco. Kołysał ją lekko w swoich ramionach, co rusz składając małe pocałunki na długości obojczyka. – Może bariera powstrzyma koszmary. Spróbuj, okej?

Incubi Amore. Na jej wezwanie [+18]✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz