Rozdział 7. Wieczna pokusa

817 55 6
                                    

Po jakże relaksującej kąpieli i posiłku Desdemona zasnęła dosłownie w kilka chwil. Myślała, że będzie to trudne – że znów usłyszy przeszywający śmiech i koszmary przenikające się z tym, co wydarzyło się ostatnio... Orobas jednak najwyraźniej działał niczym balsam. Poza ćmiącym dyskomfortem w barku, który łatwo przyszło jej ignorować, czuła się dobrze. Starała się nie rozpamiętywać tego, co wydarzyło się w łazience.

W końcu był demonem uwodzenia, prawda? Dla niego to chleb powszedni.

Po wspólnym śniadaniu, które zjadła z Orobasem, znowu czuła rozrywającą bezradność. Miała wrażenie, że stała się cholernie żałosna. Co się podziało ze wszystkimi planami, które snuła? Minął dopiero tydzień odkąd okradła tamten Kościół, a wydawało jej się, że to diabelnie odległe życie. Rozumiała ironię tego wszystkiego, ale Desi potwornie się to nie podobało. Zawsze radziła sobie z traumatycznymi przeżyciami. Zagryzała zęby i szła do przodu, teraz jednak coś trzymało ją w miejscu.

Nienawidziła tego.

Jak można mieć wszystko i nie wiedzieć w jaki sposób z tego skorzystać?

Poszła więc po Kindla, który przetrwał ostatnie wydarzenia – a przynajmniej tak jej się wydawało. Mamrotała przekleństwa, ale urządzenie było kompletnie martwe.

– Możesz to naprawić? – wręczyła czytnik demonowi, który spojrzał na nią zaskoczony. – W sensie: napraw to.

Bass uniósł brwi kiedy tylko zabrał od niej sprzęt.

– Co mam naprawić? Atrapę?

Oboje patrzyli na siebie zdezorientowani.

– Dobra, rozumiem że nie jesteś demonem złota rączka, ale mówiłeś, że nie masz ograniczeń – skrzywiła się i palcem kiwała to na niego, to na czytnik.

– Nie mogę naprawić czegoś, co nie służyło do działania – wyjaśnił, jeszcze mocniej marszcząc brwi. – W środku nie ma żadnych... mechanizmów.

Desi zaperzyła się.

– Nie żartuj sobie ze mnie! – prychnęła. – Niespełna tydzień temu czytałam tam książki!

Jeśli to możliwe, Bass zrobił się jeszcze bardziej zmieszany.

– Jakie? – Widząc, że się odrobinę zakłopotała, diabliki błysnęły mu w oku. Próbowała się kłócić, że to najmniej ważne w tej sprawie, ale wiercił dziurę w brzuchu Desi. – Daj spokój, mnie się nie musisz wstydzić.

– Romanse i jakaś książka Flamekeeps. Ale tylko przejrzałam. – Wzruszyła ramionami z lekceważeniem.

Bass przekrzywił głowę, jego wzrok stał się przerażająco odległy. Kącik ust wykrzywił mu się w najmniejszym z uśmiechów.

– Rosemary? – Gdy przytaknęła parsknął cichym śmiechem i ze zdumieniem zerknął na czytnik. – Los bywa przewrotny.

– O czym ty mówisz? – westchnęła, ale nie zirytowana. Czuła, że ktoś rzucił żartem, ale znaczenie omijało ją o lata świetlne. Bass bawił się czytnikiem i wyjaśnił jej, jaką rolę odegrała księga Flamekeeps w przypadku jego przyjaciela. Dzięki fizycznej kopii ludzka kobieta mogła przywołać przeznaczonego jej inkuba. – Ale jak? Jak jedna książka o Przeznaczeniu mogła trafić do dwóch zupełnie różnych osób?

Demon potrząsnął głową z łagodnym uśmiechem.

– Siła wyższa, droga Desdemono. Prawdziwe przeznaczenie. Nie ta sama książka, ale ta sama intencja.

Kąciki ust Desi wygięły się, gdy wymienili ze sobą porozumiewawcze uśmiechy.

– Czyli co, kobiety na ziemi muszą się mieć na baczności, bo jeszcze przeczytają jak ściągnąć sobie kmiotka do pomiatania?

Incubi Amore. Na jej wezwanie [+18]✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz