Zdawał sobie sprawę z jednej, najważniejszej rzeczy – dopóki nie dotknie Desdemony, ani tym bardziej jej nie obudzi... cóż, o jego bezużyteczności będzie można napisać doprawdy bogate eseje, które potem Archaniołowie i Arcydemony będą pokazywać przez kolejne eony innym niebożątkom jako przestrogę.
Kolokwialnie rzecz ujmując oboje mieli kurewsko przechlapane.
Sam fakt, że Desi wciąż spoczywała nieprzytomna zbyt daleko od niego robił swoje. Musiał przyznać także, że Zakonnicy, którzy wcale nie chcieli go zabić, byli także przerażający. Czego zatem chcieli, co planowali? W wozie dodatkowo zapięli mu cholerny kaganiec na twarzy!
Oczywiście, mógł nie próbować odgryźć twarzy temu i owemu, ale to było najmniej ważne w całej sytuacji. Zaprowadzili ich do wozu transportowego, przód paki oddzielony był grubą kratą od tyłu. Bezwładna Desi leżała na zimnej podłodze, czuwało nad nią dwóch Akolitów. Trójka trzymała na uwięzi Orobasa, kilku zostało żeby posprzątać po ich obecności.
Działali sprawnie i szybko. Gdyby Desdemona nie została znokautowała, pewnie zostawiliby za sobą ogromne pobojowisko. Musiał się jakoś pocieszać, bo w głębi jestestwa wiedział, że z takim oddziałem nie byłoby łatwo. Orobas obserwował ich niczym jastrząb i nie podobały mu się wyciągane wnioski. Tak naprawdę w tych mężczyznach niewiele było – łatwo można pomylić ich z pustymi naczyniami, które napełnia wyłącznie rozkaz. Nie mieli rozgorzałego spojrzenia, świadczącego o aurze polowania. Nie zdradzał ich nawet najmniejszy, nerwowy tik i to wcale nie przez świetne wyszkolenie.
Nie, oni pozostawali puści. Zwykłe skorupy sterowane przez siłę mu nieznaną.
Orobas zmusił się do bezruchu, ale patrzył na nich wszystkich. Prewencyjnie zerkał na Desi, jednak przez całą trasę się nie budziła, a oni nie tknęli jej więcej palcem. Przezornie nic nie mówił, domyślał się, że nawet wkurwianie tych gości skończyłoby się bezowocnie.
Musieli jednak zdawać sobie sprawę z tego, że nie opuści Desdemony, ponieważ miał wolne kończyny. Próbował się nie napinać, ale ciernie z obroży i tak wnikały coraz głębiej w jego gardło.
Minęło sporo czasu, podejrzewał, że zostali wywiezieni poza miasto. Echo samochodów oraz pozostałych ludzkich odgłosów było znacznie stłumione. Ciężko było mu oszacować, jak długo jechali. W końcu końcu jednak zaczęli zwalniać, aż zatrzymali się i drzwi stanęły otworem.
Bezceremonialnie przerzucono Desdemonę przez ramię, ale nie otwarto kraty, póki Bass znajdował się w środku samochodu. Wywlekli go gwałtownie, kompletnie nie przejmowali się tym, czy upadnie na zakagańcowany pysk. Skrzydła miał mocno zwinięte za plecami, lecz nie chciał ich jeszcze zmieniać w tatuaże.
Ledwo powstrzymał się od gromkiego przekleństwa, kiedy rozejrzał się wokół. Kompleks był o wiele nowocześniejszy od tego, z którego uwolnił swojego przyjaciela i jego ukochaną. Przede wszystkim na dziedzińcu było przeklęte przez świętości, profesjonalnie wymurowane miejsce na stos. Żadnej prowizorki, oni byli przygotowani na taką sposobność! Do tego plac ćwiczebny z co najmniej dwoma tuzinami Akolitów.
Tyle osób... tyle nienawiści względem demonów.
Orobas z cudem nie skulił ramion. Nie przywykł do tego rodzaju pogardy, zawsze był miło przyjmowany, wyczekiwany wręcz. Ludzie przywoływali go, ponieważ potrzebowali czegoś od niego – drobnych przyjemności, rozpustnych bogactw, albo nawet częściowo miłości. Ale to? Ta wzgarda?
Nie wszyscy Zakonnicy byli pozbawieni emocji, od części wyczuwał ogromne fale obrzydzenia. Orobas nie był dumnym demonem, ale ich emocje przyprawiały go o skręt piórek.
CZYTASZ
Incubi Amore. Na jej wezwanie [+18]✅
ParanormalWersja przed korektą, przepraszam za wszystkie błędy🙏 W niewoli z demonem, którego sama zniewoliła? Cóż, nawet rewelacyjny plan może się rewelacyjnie rozwalić... Świat i Desdemona nie byli najlepszymi przyjaciółmi. Co sześć lat przytrafia jej się o...