Po przeniesieniu się do Piekła prawie roześmiał się przez to, co sobie uświadomił. Czuł bicie serca Desdemony.
Nieważne, że zerwała krąg, ani że nie byli jeszcze Zakotwiczeni, ta kobieta należała do niego i nic nie było w stanie tego zmienić. Orobas prawdopodobnie uśmiechał się jak obłąkany, sądząc po dziwnym spojrzeniu, które Desdemona mu posyłała.
Cóż, ociekali wodą na piekielne płyty, właśnie zmiótł swoją mocą tuziny osób, rozmawiali z Archaniołami i jakimś cudem wciąż żyli. W gruncie rzeczy brzmiało to jak rzecz, która właśnie powinna wywoływać u nich cholerne szczęście.
Również oddychał z ulgą przez to, że mógł czuć – Podziemie, połączenie ze światem, a także gdzieś na obrzeżach umysłu pana swego, Ashmodaia. Ten właśnie praktycznie biegł w ich kierunku. Wyglądał na niewyspanego, albo raczej potwornie poturbowanego, sądząc po stanie jego gojącej się twarzy oraz ubraniach. Korona wokół jego głowy rozbłysła blaskiem, gdy spojrzeniem objął całą sylwetkę Orobasa.
– Mój ty cudowny, samodzielny, demonie – zawołał, jego kroki zrobiły się jeszcze szybsze.
Wyciągnął ramiona ku niemu szybciej, niż Bass mógłby oddać mu hołd, tulił go do piersi jak prawdziwego syna. Coś ścisnęło gardło Orobasa.
– Chammaday – pozdrowił jego status cichym głosem, oddając uścisk. Aeszma poklepał go po plecach i ścisnął kark. Odsunął się od niego, obejmując twarz demona w swoje dłonie. W oczach jego pana lśniło wszystko.
– Gdy zniknąłeś nie spodziewaliśmy się, że udasz się na aż taką wyprawę. – Ashmodai pokręcił z rozczuleniem głową. – Tylko tobie mogło się coś takiego przytrafić, doprawdy.
Orobas zerknął w kierunku Desdemony.
– Wychodzi na to, że nie ja jeden miewam takie... przygody – powiedział cicho i ciepło.
Ashmodai wypuścił go żeby obrócić się w kierunku kobiety. Jego piękną twarz rozświetlił anielski uśmiech, gdy kłaniał się przed nią uprzejmie. Nagle w jego dłoni pojawił się ogromny bukiet kwiatów.
– Och, to miłe – wymamrotała Desdemona, gdy wręczył jej bukiet.
– Zbyt miłe – Orobas wycedził, mierząc spojrzeniem swego pana, który najwyraźniej zmieniał się w wzór cnót i niewinności, ponieważ nie kwapił się do wyjaśnień, poza wachlowaniem rzęsami w kierunku kobiety.
– Coś, co sobie obiecałem, nie przejmuj się, mój demonie. – Zamachał na niego dłonią.
Zamrugał, święcie przekonany, że może jednak lepiej będzie nie dopytywać. Położył dłoń na ramieniu Desdemony i odchrząknął. Przez jego ciało przeszedł dreszcz, lecz taki przemiłego rodzaju na kontakt z kimś, kogo się głęboko kochało.
– Desdemono, oto książę Ashmodai Aeszma, mój przełożony w inkubowym świecie – przedstawił ich sobie, chociaż najchętniej zgarnąłby ją do najbliższego pokoju na drzemkę, która ciągnęłaby się do kolejnego tysiąclecia.
Desi ułożyła bukiet na jednym ramieniu, a długa, różowa gipsówka połaskotała ją w podbródek. Z nieznacznie niepewnym wyrazem twarzy wyciągnęła rękę w kierunku Arcydemona.
– Miło mi – chrząknęła zakłopotana.
Spojrzenie Ashmodaia zmiękło, gdy ściskał jej dłoń.
– Mnie również, iskierko. Cieszę się, że przyprowadziłaś go do domu – odparł łagodnie. – Chodźmy do środka, odpoczniecie.
Zaskoczona ruszyła za jego żwawym, prędkim tempem. Rozglądała się wokół z ciekawością, wokół pałacu władcy inkubów kręciło się znacznie więcej demonów, niż w sercu Piekła. Większość trzymała się od ich grupy z daleka, ale wszyscy, co do jednego, patrzyli na Desdemonę z przeróżną odmianą uczuć. Co prawda znajdowali się pod pieczą Aeszmy, który dumnie kroczył ku głównemu wejściu pałacu, lecz Orobas i tak napiął barki.
CZYTASZ
Incubi Amore. Na jej wezwanie [+18]✅
ParanormalneWersja przed korektą, przepraszam za wszystkie błędy🙏 W niewoli z demonem, którego sama zniewoliła? Cóż, nawet rewelacyjny plan może się rewelacyjnie rozwalić... Świat i Desdemona nie byli najlepszymi przyjaciółmi. Co sześć lat przytrafia jej się o...