02 - Vape z posmakiem żaby.

22 3 1
                                    

Obudziło go głośne spadniecie na podłogę, prosto z łóżka. Na szczęście nie spadł on sam, wiec przekręcił się na drugi bok i znowu chciał pójść spać. Jednak kiedy, wczoraj jeszcze najebany, Fang zaczął się drzeć, zerknął na niego z góry z przymkniętymi oczami... Zaśmiał się pod nosem.

— Chwila. Ja nie jestem u siebie — zachłysnął się własną śliną, wstając do siadu i zakasłał. Widząc Edgara prawie zemdlał, wzdrygając znacznie. — to Ty... Nie chciałeś mi sprzedać ćwiartki! — Warknął, wstając i otrzepując się z ewentualnych paprochów.

— Gdybym wiedział, że tak najebany będziesz chodził pod blokiem to bym w ogóle Was pogonił... Zbierałem Cię z chodnika, bo byś skończył pewnie w dołku. Albo jak ćpun. — Oznajmił mu i również wstał na nogi.

Na co Kieł wyjął telefon i próbował dodzwonić się do reszty swojej mini mafii, zaczynając ciągnąć chmury ze swojego vape'a. Nikt nie odbierał.

— Tu się nie pali... Otwórz i jaraj to ścierwo za oknem, błagam.

— Kurwa mać, zamknij się fagasie! Gdzie moja czapka? Wychodzę z tej meliny! — Zapytał, prawie rzucając telefonem, a potem rozglądając się, kiedy jego kompan rzucił w niego szukaną rzeczą.

— Masz coś do powiedzenia?

— Ta... W ogóle dzięki. Nie musiałem spać na klatce... — Mruknął i znajdując zarzyganą bluzę, złapał ja pod pachę i uśmiechnął się chamsko do Edgara, trzaskając drzwi.

Ten westchnął. Boże... Jak można być takim człowiekiem? Jak można się tak stoczyć?

Wtedy też sam wziął swój telefon i zobaczył godzinę, przez co zamarł. Dziewiąta dwadzieścia trzy. A cała masa nieodebranych połączeń i SMS-ów od Colette go dobiła. Spóźnił się... O dwie godziny coś. Cholera jasna. Ubierając cokolwiek z szafy, wybiegł do swojej żabki, zaraz za rogiem. Nawet nie zajarał, nad czym ubolewał. Ku jego zdziwieniu, na kasie stała Colette, pisząc coś w tym swoim dzienniczku. Edgar już woli nie pytać, po tym jak przeczytał jej świetny fanfik z tego samego zeszytu, którym było gejowskie porno.

Wchodząc do żabki, dyszał, patrząc na dziewczynę.

— Edgar! Umierałam ze stresu...

— Wybacz... Budzik nie zadzwonił. — Odwrócił wzrok, idąc na zaplecze, gdzie wziął polar. — Był szef?

— Zrobiłam Ci hot-doga. Barbecue! Lubisz nadal, co nie? — Zapytała, z uśmiechem wyjmując cala paletę cytryn... — A zresztą nie. Jak coś jesteś od siódmej.

Widząc przyjaciela na kasie, wystawiała je ostrożnie... A jej przyjaciel jadł hot-doga, zerkając na drzwi. Miał nadzieje, ze gang Fanga, bo to chyba był jakiś gang, nie odwiedzi go dzisiaj. Chciał zapomnieć to, że był głupi i mu pomógł... Jakie było zdziwienie jego, kiedy życie było spokojne, a do żabki nikt nie witał. Wiec westchnął i wyszedł przed żabkę, zapalając papierosa.

— Jak dobrze... — Wyszeptał, w końcu ciągnąc trochę.

Palił, patrząc przed siebie. Nie było tam nic, co przykułoby jego większą uwagę... Ewentualnie nie chciał zwracać na nic uwagi. Jego myśli były puste i... Może tak było i lepiej.

[🕷️] Sausage Empire - FanGar.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz