17 - Czarne pazurki.

15 4 0
                                    

Kolejny budzik, bo jak inaczej? Tym razem nie skończyli na podłodze, a Edgar lekko rozbudził się i powoli zdjął z siebie zaspanego Fanga, który też się wybudzał.

— Debil... — Mruknął, widząc ilości powiadomień na jego telefonie. Wszystkie od Colette, a nawet nie ma godzin pracy. Czy ona śpi?

— Edgar, mój drogi — przeciągnął, wstając na nogi, chwiejąc się — kto debil?

— Colette... Wypisuje od rana — odpowiedział, ściągając rękawiczki, aby się przeciągnąć i pójść po lakier do paznokci.

W końcu sobie przypomniał o nich i tym, jak okropnie wyglądają jego paznokcie. Usiadł na środku i zaczął je malować, a Kieł przyglądał się bez słowa.

— A co z pracą? — Wydukał, zdziwiony tym...

— Jak się spóźnię, to nikt nie umrze... Też Ci pomalować może? — spytał Edgar, widząc, jak telefon znowu się podświetla, a przyjaciółka dzwoni — kurwa! — wziął telefon, jakoś nie brudząc wszystkiego dookoła.

— Wstawaj! — Przez jej krzyk prosto w głośnik, telefon zdawał się zawibrować.

— Nie drzyj się... Paznokcie maluje — westchnął.

— Świat się może walić, ale pazurki muszą być ładne... Gorzej niż z kobietą.

— Ty za to się myjesz godzinę czy dwie — przewrócił oczami — więc cicho. Będę za dziesięć minut.

Rozłączył się nosem, patrząc, jak paznokcie schną. Fang stał, patrząc z niedowierzaniem... On umie być gorszy, niż ktokolwiek kogo znał. Bywa. Chyba?

— Czemu tak? — Spytał złotooki.

— Bo tak z nią trzeba. Przyniesiesz mi koszulkę z szafy, dżinsy i hmm, niech pomyśle... Bluzkę z długim rękawem, ale tą w paski.

No i zrobił, jak ukochany poprosił. Edgar, upewniając się, że lakier wysechł, założył ubrania, odwrócony tyłem do swojego chłopaka... Który po chwili przytulił się do niego, podchodząc od tyłu. Znowu kładąc głowę na jego ramieniu.

— Musisz do pracy? — Spytał Fang, a jego opaska, czapka, czy chuj wie, lekko uderzyła Edgara w brodę. Przez co ugryzł się w język.

— Kurwa — syknął, sepleniąc — w środę nie idę, a to już jutro...

— Bo co, środa dzień loda? — ponownie spytał.

— Jesteś obrzydliwy... — Mruknął w odpowiedzi.

— A chętny?

— Spierdalaj.

I tak zakończyli rozmowę, która na pewno wniosła dużo... Edgar nałożył swoje rękawiczki, szalik i kurtkę. Mimo środka zimy było tak dziwnie cieplej... Typowy styczeń. Albo typowy Edgar... Nigdy nie wiadomo. Tak czy siak, popatrzył na Kła, który był niezbyt zadowolony faktem, że ten idzie do pracy. No, ale z czegoś żyć trzeba... Czasem... No i niestety.

Uśmiechnął się chamsko, wychodząc z mieszkania i idąc szybko do żabki. A co miał zrobić Fang? Poszedł w swoją stronę i zaczął najzwyczajniej w świecie dzwonić... Idąc w stronę domu. Pewnie... Bo po nim nigdy nie wiadomo. Równie może iść do rowu, w celu bezzwłocznego najebania się. No albo do domu właśnie. Edgar westchnął, widząc nikogo innego jak Colette, która mu truła dupę od rana...

— Jest nasz kochaś. — Podsumowała, chichrając się.

— On... Jest moim chłopakiem. — Wydusił, patrząc w bok z rumieńcem.

— Nie gadaj! Serio? — Zaczęła się cicho śmiać, ale po jego powagi, przestała, a jej oczy się rozszerzyły. — Więc serio...

— Tak naprawdę go kocham. Nie wiem dlaczego — uśmiechnął się lekko.

Temat się urwał... A Fang ruszył do domu. Właściwie już w nim był, nadal trochę w plasterkach i bandażach, aby się bardziej nie poobijać. Kiedy jego przyjaciele dowiedzieli się, że ma chłopaka, którego kochał już wcześniej, oczywiście uczcili to procentami... A oni i procenty to najgorsze combo życia.

[🕷️] Sausage Empire - FanGar.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz