25 - Disco bus.

11 3 0
                                    

Kiedy Fanga ratowano, Buster i Maisie znaleźli dziecko... Zostawione i zagubione. A ten rudy debil postanowił zaopiekować się nim, nazywając go „synkiem". Biedny chłopiec nawet nie wiedział, gdzie rodzice. Nierozgarnięty dzieciaczek. Miał z osiem lat, racja, ale był już spokojny... Maisie westchnęła, kiedy od dwudziestu minut stali na stacji, do tego na tej, na której kradną najbardziej, gadając z tym dzieckiem...

A bardziej ona nadrabiała i chroniła ich sobą.

Trudno... Buster głaskał dziecko po głowie, a ten patrzył na niego wielkimi oczami.

— Mogę go wziąć do domu? — Pytał, patrząc na nią.

— To nie kot czy pies, a dziecko... — Słusznie zauważyła.

— Wiem, ale tylko na niego spójrz! Błagam...

Popatrzyła w bok, myśląc... Dobrym ojcem to on nie będzie, ale co zrobić z tym dzieckiem? On go nie zostawi, a ani chłopiec, ani oni zwyczajnie nie wiedzą gdzie mieszka lub czegokolwiek... Na policje nie ma opcji, jeszcze dowiedzą się o jego pracy jako diler. Kurwa mać, to co? Dom dziecka też nie wygląda dobrze, przecież oni tego dzieciaka tam wykończą.

No cóż, ruszyli do parku. Parku, o którym się nie mówi. O piekle, gdzie nikt nie zaznał szczęścia i dał tam swoje dzieci, bo „najbliżej"... Chuja nie najbliżej! W dupie mają te dzieci! Wysyłają je na śmierć i stracenie! Pieprzeni sadyści... Biedne dzieci! Buster trząsł portkami na samą myśl. Ale kierowała Maisie. Ona... Może i da radę?

W parku dobiegły ich krzyki dzieci, jakieś drące się matki i zapach palonej marihuany. Nic nowego... Szli dalej, prowadzając dzieciaczka na plac zabaw, aby ten się pobawił, a oni rozmyślili plan działania. Powiedzieli Gusowi, bo dowiedzieli się jego imienia, aby na spokojnie poszedł się bawić... I zaczęli dyskutować... Kiedy w pewnym momencie podjechał tam biały bus z niechlujnie nabazgranym napisem „darmowe cukierki". Doprawdy świetnie...

No i po chwili synek zniknął, a oni zobaczyli moment jak go wciągają. Buster złapał się za głowę wiedząc, że to sprawa tego busa. Ale i on po chwili odjechał. Mimo to zaczął gonić.

— Oni mi synka zabrali! Chore skurwysyny!

— Buster — westchnęła, szybko doganiając go — nie ma opcji, że ich złapiesz. To auto...

— Ale Gus! — Krzyknął, ale po chwili stanął, wzdychając. Przez chwilę zdawało się, że zaraz się rozpłacze.

— Znajdziemy go, obiecuję.

Wtedy kierowca busu wystawił łeb za okno i pokazał im środkowy palec. Oczywiste było to, że to ten różowy zjeb. W dwójce zaczęło się gotować, ale nie wiedzieli, co właściwie zrobić. Fang jest w dupie jakiejś, Edgar nie odbiera, a reszcie dupy nie będą zawracać... Genialnie. Nie wiadomo teraz co zrobić... Trudno, po prostu wrócą do domu i poczekają na odpowiedź od emo kasjera.

///

— Wyłącz te emo ścierwo! — Krzyczał już godzinę Fang, mając głośnik telefonu przy uchu.

— Mów skąd masz prochy...

— A Ty co, pies?

— Jak mi nie powiesz to nie wyłączam muzyki... — Uśmiechnął się chamsko.

— Dobra powiem, ale wyłącz to gówno! Błagam...

— Jak widzę emo rap nie w guście kochasia. A teraz mów... — Wyłączył Spotify, chowając telefon.

— Jakaś laska z fioletowymi włosami... Chyba. — Wymruczał.

— Wiesz ile takich jest?

— Miała jeszcze okulary i fioletowy top... Więcej nie pytaj, zaraz się zrzygam...

No i zrzygał się do pisuaru obok... Świetnie!

— Idziemy jej szukać. Teraz. — Zażądał Edgar.

— Nie...

— Ile kupiłeś? — Spytał, ciągnąc go do zlewu.

— Nie dużo, Edgar no...

— Spytałem o coś. — Nie odpuszczał.

— Dwie saszetki... Ale obie wciągnąłem! Przysięgam!

Ale jego chłopak ma więcej oleju w głowie i przeszukał go. Chociaż faktycznie znalazł dwie, no i puste... Tyle z tego dobrego.

[🕷️] Sausage Empire - FanGar.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz