Kiedy Fanga ratowano, Buster i Maisie znaleźli dziecko... Zostawione i zagubione. A ten rudy debil postanowił zaopiekować się nim, nazywając go „synkiem". Biedny chłopiec nawet nie wiedział, gdzie rodzice. Nierozgarnięty dzieciaczek. Miał z osiem lat, racja, ale był już spokojny... Maisie westchnęła, kiedy od dwudziestu minut stali na stacji, do tego na tej, na której kradną najbardziej, gadając z tym dzieckiem...
A bardziej ona nadrabiała i chroniła ich sobą.
Trudno... Buster głaskał dziecko po głowie, a ten patrzył na niego wielkimi oczami.
— Mogę go wziąć do domu? — Pytał, patrząc na nią.
— To nie kot czy pies, a dziecko... — Słusznie zauważyła.
— Wiem, ale tylko na niego spójrz! Błagam...
Popatrzyła w bok, myśląc... Dobrym ojcem to on nie będzie, ale co zrobić z tym dzieckiem? On go nie zostawi, a ani chłopiec, ani oni zwyczajnie nie wiedzą gdzie mieszka lub czegokolwiek... Na policje nie ma opcji, jeszcze dowiedzą się o jego pracy jako diler. Kurwa mać, to co? Dom dziecka też nie wygląda dobrze, przecież oni tego dzieciaka tam wykończą.
No cóż, ruszyli do parku. Parku, o którym się nie mówi. O piekle, gdzie nikt nie zaznał szczęścia i dał tam swoje dzieci, bo „najbliżej"... Chuja nie najbliżej! W dupie mają te dzieci! Wysyłają je na śmierć i stracenie! Pieprzeni sadyści... Biedne dzieci! Buster trząsł portkami na samą myśl. Ale kierowała Maisie. Ona... Może i da radę?
W parku dobiegły ich krzyki dzieci, jakieś drące się matki i zapach palonej marihuany. Nic nowego... Szli dalej, prowadzając dzieciaczka na plac zabaw, aby ten się pobawił, a oni rozmyślili plan działania. Powiedzieli Gusowi, bo dowiedzieli się jego imienia, aby na spokojnie poszedł się bawić... I zaczęli dyskutować... Kiedy w pewnym momencie podjechał tam biały bus z niechlujnie nabazgranym napisem „darmowe cukierki". Doprawdy świetnie...
No i po chwili synek zniknął, a oni zobaczyli moment jak go wciągają. Buster złapał się za głowę wiedząc, że to sprawa tego busa. Ale i on po chwili odjechał. Mimo to zaczął gonić.
— Oni mi synka zabrali! Chore skurwysyny!
— Buster — westchnęła, szybko doganiając go — nie ma opcji, że ich złapiesz. To auto...
— Ale Gus! — Krzyknął, ale po chwili stanął, wzdychając. Przez chwilę zdawało się, że zaraz się rozpłacze.
— Znajdziemy go, obiecuję.
Wtedy kierowca busu wystawił łeb za okno i pokazał im środkowy palec. Oczywiste było to, że to ten różowy zjeb. W dwójce zaczęło się gotować, ale nie wiedzieli, co właściwie zrobić. Fang jest w dupie jakiejś, Edgar nie odbiera, a reszcie dupy nie będą zawracać... Genialnie. Nie wiadomo teraz co zrobić... Trudno, po prostu wrócą do domu i poczekają na odpowiedź od emo kasjera.
///
— Wyłącz te emo ścierwo! — Krzyczał już godzinę Fang, mając głośnik telefonu przy uchu.
— Mów skąd masz prochy...
— A Ty co, pies?
— Jak mi nie powiesz to nie wyłączam muzyki... — Uśmiechnął się chamsko.
— Dobra powiem, ale wyłącz to gówno! Błagam...
— Jak widzę emo rap nie w guście kochasia. A teraz mów... — Wyłączył Spotify, chowając telefon.
— Jakaś laska z fioletowymi włosami... Chyba. — Wymruczał.
— Wiesz ile takich jest?
— Miała jeszcze okulary i fioletowy top... Więcej nie pytaj, zaraz się zrzygam...
No i zrzygał się do pisuaru obok... Świetnie!
— Idziemy jej szukać. Teraz. — Zażądał Edgar.
— Nie...
— Ile kupiłeś? — Spytał, ciągnąc go do zlewu.
— Nie dużo, Edgar no...
— Spytałem o coś. — Nie odpuszczał.
— Dwie saszetki... Ale obie wciągnąłem! Przysięgam!
Ale jego chłopak ma więcej oleju w głowie i przeszukał go. Chociaż faktycznie znalazł dwie, no i puste... Tyle z tego dobrego.
CZYTASZ
[🕷️] Sausage Empire - FanGar.
Fanfiction[✮] Sausage empire, fangar. __________________ ׂׂૢ་༘࿐ ┊ ⋆ ┊ . ┊ ┊ ┊ ┊⋆ ┊ . ┊ ┊ ⋆˚ ✧. ┊ ⋆ ★ „Edgar to zmęczony życiem pracownik żabki, mający nadzieję, że to zmieni jego monotonne życie...