15 - Obita miłość.

13 1 0
                                    

Godzina dwudziesta-druga wybiła szybciej, niż Edgar się spodziewał... Wyfrunął z żabki ze złym przeczuciem, bo bliski sercu Fang nie odpisywał, nie odczytywał... Bał się. Bo już dawno powinno być okej. Jedyne co zobaczył, o ironio, przy swoim bloku to wszyscy próbujący pomóc pobitemu szefowi. Bo żył. I żyć będzie, ale strasznie poobijany. Widząc Edagara, uśmiechnął się lekko i wyciągnął zmęczoną rękę w jego stronę.

— Weźcie go do mojego domu do cholery — krzyczał, ale nie wiedział czemu — już widzę, jak go wnosicie!

Wbiegł do mieszkania, szukając czegokolwiek, aby już go nie bolało. Bo jego ból bolał go jak nic... Co aż dziwne. Bo nie uważał tego nawet za przyjaźń. i tak, zabrał go na kanapę i zamknął drzwi, sugerując, że da znać... Potem, jak będzie okej. Opatrzał go w ciszy, dając leki i jakieś zioła na uspokojenie. Bo był rozdrażniony.

No i ta cisza ich dobijała.

— Zrobiłem to, aby już nikt Cię nie zaatakował... Udało się nam — wydusił nadal z trudem, uśmiechając się, z dumą.

Słowy Fanga trafiły prosto w serce. Jego oczy zaszkliły się, a on nie mógł ich skryć. Pierwszy raz komuś tak na nim zależy, nawet jeśli on odpycha. Oboje byli idiotami. Bo jeden kochał jak idiota, próbując go ratować ciągle i ciągle, bez wiedzy drugiego, a drugi... Wypierał to, jak bardzo ceni go obok. Popatrzył na niego, a ten zdziwiony tymi emocjami, delikatnie go objął.

— Nienawidzę Cię... Dlaczego to robisz? — Edgar nadal próbował go odepchnąć, oczywiście mentalnie.

— Bo Cię kocham... — Wyszeptał, a jego głos zadrżał.

Cisza. Poza delikatnym pomrukiwaniem Edgara i cichym szlochaniem w jego rękaw. Bał się mówić, bał się dalej cokolwiek zrobić. A udawanie, że wcale nie płacze, było już żałosne... Odsunęli się od siebie, kiedy w końcu emocje opadły.

— Czy jesteś pewny, że chcesz mnie kochać? — Spytał, starając się udać oschłość.

— Skończ. Po prostu Cię kocham... Mało się znamy, a wiemy o sobie więcej niż nasi najbliżsi przyjaciele o nas — oznajmił, na co jego ukochany ugryzł wargę. Bo to prawda. — I nie musisz się wstydzić swoich blizn, nie przy mnie. A ja nie muszę się wstydzić moich uczuć.

Wyższy uśmiechnął się, dając mu ostatnie plasterki i łyżki miodu, aby jego głos, od darcia się, lekko się uspokoił. Usiadł obok, lekko opierając się o jego ramię.

— Napisz im, że już dobrze... Niech już pójdą.

No i tak zrobił. Bo jedyne, czego teraz potrzebowali, to siebie. I to im wystarczało. Kieł, w końcu z pewnością siebie większą niż zero, odwrócił się bokiem z lekkim dyskomfortem, łapiąc jego policzki. W końcu, z dumą i radością, ucałował go w usta, z rumieńcem równie wielkim, co jego ukochany. I choć Edgar nie powiedział „kocham Cię", to jego uczucia stały się oczywiste... Słowa cisnęły się na jego język, mimo iż nie do końca wiedział, czy je czuł.

— Kocham Cię... — Ledwie, ale i w końcu wydusił.

— Możesz powtórzyć? — Spytał, uśmiechając się.

— Kocham Cię.

— Jeszcze raz, proszę!

— Kocham Cię! — Zachichotał, przytulając się do niego.

Edgar złączył ich usta, niepewny, czy chcę. Natomiast pewny, że tak czuję się najlepiej i tak czuję, że żyje... Delikatnie położył dłonie na jego szyi, uśmiechając się, kiedy w końcu się odsunął... Wyjął też Fangowi z kieszeni telefon, aby wpisać mu swój numer... Może się przydać. A wtorek nastał za szybko.

[🕷️] Sausage Empire - FanGar.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz