"Ojej, pomóc pani,"

313 22 12
                                    

W śniegu leżał Vincent. Od razu zaczełam szybciej kopać i próbować go wyciągnąć. Udało się. Przyjrzałam się mu dokładnie. Był cały zimny,wręcz twardy, ciuchy miał poszarpane. Pod prowadziłam go pod drzewo z koniem. Pomyślałam że wsadzę go jakości pojadę do kapelusznika. Ale gdy zobaczyłam konia zaczełam tracić nadzieję. Leżał nieruchomo. Tak jak Vincent przy którym kucłam. Zaczęłam go budzić ale to nic nie dawało. Wyjęłam z plecaka radar i chciałam wezwać wilkusy. Ale nie było zasięgu. Byłam już głodna. Na koniu już nigdzie nie pojadę. Wydawać by się mogło że to już koniec. Kiedy nagle z daleka zobaczyłam jadące wielkie sanie. A w nich jakiegoś młodego mężczyznę. Który gdy mnie ostrzegł to się zatrzymał.
-Ojej, pomóc pani ?-Zapytał.
-Tak, proszę. -Powiedziałam.
Na szybko mu wyjaśnilam wszystko po czym chłopak zaproponował mi pomoc. Włożyliśmy Vincenta na sanie i pod bardzo grubą stertę kocy. Konia też. Wsiedliśmy na sanie ja okryłam się kocem i ruszyliśmy. Okazało się że nazywa się Jake i jest podróżnikiem. Po kilkunastu minutach bardzo szybkiej jazdy dotarliśmy do jaskini,o dziwo Jake wjechał do niej saniami.
Okrył Vincent szczeliniej. Po chwili koń się obudził. Od razu dostał jedzenia i picia tak jak ja. Okazało się że chłopak niedługo musi jechać dalej. Jednak powwiedział że mogę tu zostać na co się zgodziłam. Byłam zmęczona więc przyszykowalam sobie miejsce i zasnęłam. W jaskini było nawet ciepło.
Tak oto minęło mi z 6 dni a Vincent nadal się nie budził. Nie miałam nawet jak zawiadomić wilkusów o wszystkim. W końcu nastał dzień w którym Jake wyjeżdża. Ostrzegł mnie przed wszystkim i przed wyjazdem razem pozbieraliśmy drewno i jedzenie dla mnie,konia i Vincenta. Podawałam Vincentowi jedzenie i naprawdę liczyłam że on zaraz się obudzi. Zapasów wszystkiego powinno starczyć jakoś na 2 tygodnie.  Jake dał mi również mniejsze sanie,niektóre koce, poduszki idt. Za co byłam mu wdzięczna. Plan miałam prosty. Jestem tu dwa tygodnie. Jeśli do tej pory Vincent się nie obudzi to jadę z nim dalej.
Jak zaplanowałam tak też zrobiłam zapasy powoli się kończyły. Włożyłam więc resztkę na sanie. Vincent ciągle tam był dalej nie ruszając się. Wsiadłam na sanie z koniem i ruszyłam. Wyjechaliśmy z samego ranka. Najpierw jechaliśmy przez las. Potem spotkała nas zamieć śnieżna. Szczerze myśałam że się zgubiłam. Wszędzie było biało. Koń nie dawał już rady. Traciłam nadzieję. Vincent nadal nie dawał oznaków życia. Leżal nie ruchomo. Najprawdopodobniej przez te kilka tygodni. Leżał w śnieguni już dawno odszedł a teraz patrzy na mnie z góry u chce aby wsiadła na konia i pojechała sama. Ale ja tego tak nie zostawię. Nie ma szans

Hejka kochani.
Dzisiaj krótszy rozdział, naprawdę cieszę się że mój książka się wam podoba. Zapraszam do przeczytania pozostałych :)

Akademia Pana Kleksa Po Latach(Zakończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz