Rozdział 14 - Nowe fakty

14 1 1
                                    

Gilbert od dawna nie miał tak złej nocy. Duszności męczyły go tak bardzo, że nie przespał jej większości, a kiedy już udało mu się na chwilę zamknąć powieki, znów nawiedził go koszmar związany z dziadkiem. Dlatego kiedy obudził się około godziny ósmej, wyglądał na niezwykle zmarnowanego. Pobladł, a wokół jego oczu pojawiły się sińce.

Nie mając ochoty na śniadanie, pospiesznie się ubrał i wyszedł, nie chcąc budzić Ani. Zamierzał tylko pójść do apteki i z powrotem.

- Ktoś tu się przeziębił - stwierdził wuj Gil, który, naturalnie, już krzątał się po domu, słysząc jego kroki. Ale gdy spojrzał na siostrzeńca, aż zmarszczył brwi. - Chryste, młody, spałeś ty cokolwiek?

- Nieszczególnie.

- Mamy sypialnię nad waszą. Twój kaszel obudziłby umarłego.

„Ania spała jak niemowlę" - pomyślał Gilbert.

- Przepraszam. Nie wiedziałem, że aż tak go słychać. Idę teraz do apteki po lekarstwa, więc dzisiaj powinno być spokojniej.

- Gdzie ty się tak przeziębiłeś? Jest lato.

- Zdarza się i tak - powiedział wymijająco i wyszedł, nie dając się dłużej zatrzymywać. Jednak przez zawroty głowy musiał przystanąć parę metrów dalej, przytrzymując się płotu. Wuj Gil to zauważył, więc natychmiast go dogonił i pochylił się nad nim zmartwiony, próbując wyczytać z jego twarzy cokolwiek.

- Powiedz, czego potrzebujesz, to wyślę kogoś do tej apteki.

- Nie, to nie będzie konieczne.

- Będę zdziwiony, jeśli w tym stanie dasz radę tam dojść.

Żeby nie powodować dalszych insynuacji, chłopak znalazł w sobie resztki sił, by się wyprostować. Aby udowodnić wujowi, że jest w stanie samodzielnie się tam wybrać, ruszył w drogę, ale Winchester podążył za nim.

- A więc będziemy mieli rodzinną wyprawę do apteki - oznajmił wuj pogodnie. - Nie ma to jak przechadzka wujka i siostrzeńca. Ale wiesz, różni nas tylko siedemnaście lat. Moglibyśmy być nawet rodzeństwem, jakby się uprzeć. Ja w każdym razie duchem wciąż się czuję, jakbym miał dwadzieścia lat. O, widzisz tę damę? - pomachał z uśmiechem do kobiety, która skinęła w ich stronę głową na drugim końcu ulicy. - Była moją pierwszą. Ale wtedy wyglądała lepiej. Miała jakieś dwadzieścia lat, ja miałem czternaście. Stare, dobre czasy. I wszystkiego nauczył mnie twój tata.

Gilbert spojrzał w niebo, w duszy się modląc, żeby jego wujek wreszcie się zamknął. Historie o jego podbojach miłosnych były ostatnim, na co miał wtedy ochotę, szczególnie, że chwilowo udawanie, że nie czuł się aż tak źle, było dlań niesamowicie trudne. Wręcz niemożliwe. Dlatego wolał milczeć, niż jakikolwiek się z tym zdradzić.

Ale wuj kontynuował swoją historię. W skrócie opowiedział mu prawdopodobnie o każdej swojej kochance, których wyszło około piętnastu, ale Gilbert nie miał co do tego pewności, ponieważ stracił w liczeniu rachubę, a co druga kobieta z jakiejś przyczyny nazywała się Kate.

W końcu dotarli do miejsca docelowego. Apteka w Jasper była ogromna, zapewne dlatego, że ta miejscowość słynęła z kurortów wypoczynkowych i leczniczych, a ludzie w większości przyjeżdżali tam, by poprawić swój stan zdrowia.

- Dzień dobry, panie Winchester - przywitał się radośnie aptekarz.

- Dzień dobry, panie Lee. To mój siostrzeniec, Gilbert Blythe.

- Miło pana poznać - podał Gilbertowi dłoń. Chłopak odwzajemnił uścisk tak lekko, że aptekarz niemal tego nie poczuł. Przekrzywił głowę. - Co panów do mnie sprowadza? A raczej co dolega panu Blythe'owi...

Till death us do part - ShirbertOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz