Rozdział 20 - Utrata czujności

19 3 7
                                    

- JAK TO MURIEL URODZIŁA?! - odparła Ania zdecydowanie za głośno, w czym się zorientowała, więc dalej mówiła już niemal szeptem. - To ona była w ciąży?

- Najwidoczniej tak - stwierdził Gilbert, nie mniej zdezorientowany i podrapał się po głowie. - I to ponad miesiąc temu, bo list jest z końca sierpnia.

- Więc na naszym ślubie musiała być w ósmym miesiącu ciąży. Jak to możliwe?

- Sam chciałbym wiedzieć. Wiesz, nieszczególnie patrzyłem się jej na talię, więc się nad tym nie zastanawiałem. Albo sama też nie wiedziała, co nie byłoby wykluczone z naukowego punktu widzenia, choć niezwykle mało prawdopodobne, albo wiedziała, tylko żadne z nich nam nie powiedziało i bardzo starannie to ukrywali. Raczej zakładałbym to drugie. Tylko nie rozumiem przyczyny. Gdybym ja miał zostać ojcem, Bash dowiedziałby się jako pierwszy i to od razu. A on jak gdyby nigdy nic oznajmia mi nagle, że jego żona urodziła mu syna. Nazwali go Jerzy, tak przy okazji. Z opisu wynika, że nie czuje się winny. Jest tak oniemiały z radości, że połowę tekstu napisał drżącą ręką.

- Możesz się na nim odegrać i ukrywać moją ciążę - zasugerowała.

- Nie jesteś w ciąży.

- Nie jestem. Ale możemy to zmienić. A mój gorset się sam nie rozsznuruje.

- „Nie" dla zmiany twojego stanu. „Tak" dla uwolnienia cię od gorsetu - zaśmiał się i przystąpił do czynności, o którą go poprosiła.

- Weź pod uwagę, że możesz żyć jeszcze dwadzieścia pięć lat, jak moja babcia - mówiła. - Szczególnie, jeśli udałoby się zdobyć te leki, które bierze. Może to ich zasługa. Z taką perspektywą moglibyśmy planować przyszłość tak, jak kiedyś tego chcieliśmy, bez krępacji i obaw. Mógłbyś kontynuować badania w Toronto, założylibyśmy rodzinę. Wychowałbyś swoje dzieci i nie musiałyby być półsierotami. Czy to nie brzmi pięknie?

- Brzmi - zgodził się. - Ale to wciąż utopia.

- Dlaczego? Dlaczego jesteś taki pesymistyczny?

- Nie jestem pesymistyczny. Jestem realistą. To ty jesteś optymistką. Weź pod uwagę, że widziałem już trochę pacjentów z tą chorobą. Owszem, zdarzali się i tacy, którzy mieli dobre rokowania, ale niektórzy nie przeżywali nawet pół roku. Były czynniki, które mogły mocno sugerować, jak to się dla nich skończy. Nie zdarzyło się, żeby ktoś pożył znacznie dłużej, niż wróżyli mu lekarze. Zdarzało się natomiast, że umierali szybciej.

- Ja w to nie wierzę - powiedziała stanowczo, odwracając się w jego stronę, zanim zdjęła rozsznurowany przez niego gorset. - Już ci coś powiedziałam na pikniku w Toronto. Tak szybko nie dam ci odejść. Nie zdziwię się, jak ostatecznie pożyjesz osiemdziesiąt lat, jak babcia i to ty będziesz musiał mnie pochować. Zobaczysz jeszcze, że tak będzie.

- Ale...

- Daj mi się nacieszyć tą wizją - przerwała mu, rzucając za siebie gorset, przez co została w samej bieliźnie. Rozbawiło ją natomiast, że jego pedantyzm nakazał mu natychmiast go podnieść i odłożyć do walizki, tam, gdzie powinien się znaleźć. Zawsze to robił. Nie mogła odłożyć niczego w nieładzie, ponieważ korygował to tak szybko, że nieraz nie była w stanie tego zauważyć. - Jest za piękny dzień, żeby to psuć myśleniem realistycznie. Odnalazłam swoją rodzinę. Swoją prawdziwą, biologiczną rodzinę. Maryla i Mateusz czekają na nas w Avonlea, Muriel urodziła zdrowego syna, moi bliscy okazali się być cudownymi ludźmi i, co najważniejsze, żywymi ludźmi. Jestem w jednym z najpiękniejszych miast na świecie. W dodatku jesteś tu ty. Wzięłam ślub z miłości i skończyłam uniwersytet. Wszystkie moje marzenia się spełniają. Czuję się, jakbym żyła w jakimś śnie. Ty jesteś częścią tego snu, jego kluczowym elementem, więc choćby się paliło, waliło, choćbyś stracił wszystkie kończyny, płyny z organizmu, organy wewnętrzne, a nawet zmysły, będziesz tu dla mnie i tylko dla mnie. A jeśli coś ci strzeli do głowy i postanowisz jednak się stąd ulotnić, to spotka cię najsroższa, szkocka zemsta, o której nawet nie śnił twój w połowie angielski tyłek. Rozumiemy się?

Till death us do part - ShirbertOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz