Ania przechadzała się po lesie, próbując znaleźć swojego męża. Powietrze miało przedziwny, słodki zapach, jednocześnie będąc gęste, jakby zbierało się na burzę. Było zaskakująco ciepło, jak na marzec. W dodatku przyroda kwitła w zenicie, choć powinna dopiero budzić się do życia. Najwidoczniej ktoś postanowił skorzystać z tego pięknego dnia w sposób raczej nieodpowiedni, ponieważ usłyszała z okolicy polany odgłosy wydawane przez jakąś dwójkę bardzo namiętnych kochanków. Rozum mówił jej, by jak najszybciej stamtąd odejść i zostawić ich w spokoju, kimkolwiek byli, ale serce kazało zerknąć choć na chwilę, by przekonać się, kto miał czelność czynić sobie tak śmiało.
Postanowiła powolnym krokiem zbliżyć się między drzewa, chcąc jedynie zobaczyć ich twarze. Wtedy zamarła.
Diana i Gilbert, spleceni w miłosnym uścisku leżeli wśród kwiatów, całując się przy tym z największym uczuciem i namiętnością.
– A ty naprawdę myślałaś, że codziennie chodzę przygotowywać dla ciebie niespodziankę? – odezwał się z kpiną, w jakiś sposób wyczuwając jej obecność. Diana zaczęła się zaśmiewać. – Próbuję sobie wynagrodzić największy błąd w moim życiu. Poślubienie ciebie. Więc jeśli łaska, daj nam trochę prywatności…
Rudowłosa w szale i rozpaczy rzuciła się do biegu, nie widząc niczego przez łzy, które przesłoniły jej widzenie. Przez to upadła, potykając się o gałąź i nie znalazła w sobie sił, by wstać. Płakała, leżąc wśród drzew, dopóki…
Dopóki nie otworzyła oczu. Obudziła się tak przerażona, że spostrzegła mokrą od potu poduszkę, a jej serce kołatało jak szalone. Nie była w lesie. Znajdowała się w swoim łóżku, więc to, co zobaczyła, musiało być nieprawdą.
A co jeśli…
Narzuciła na ramiona narzutę i pospiesznie zbiegła na dół. Zamiast Gilberta zastała tam Marylę, która karmiła Johna i od razu uśmiechnęła się na widok przybranej córki.
– Dzień dobry, Aniu – przywitała się.
– Gdzie jest Gilbert? – spytała bezceremonialnie, darując sobie powitania.
– Wyszedł dosłownie chwilę temu. Poprosił mnie, żebym została z Johnem, dopóki się nie obudzisz. Nie chciał ci przeszkadzać, a miał coś do załatwienia. Choć ja tam uważam, że w ogóle nie powinnaś go stąd wypuszczać w tym stanie. Wygląda tak niemrawo, jakby miał lada chwila zemdleć. A coś się stało?
– Czy Diana jest w domu?
– Była, kiedy wychodziłam. Co ma do tego Diana?
Ania usiadła na krześle załamana, chowając twarz w dłonie. Maryla zmartwiła się nie na żarty.
– Miałam sen – wyznała wreszcie. – Sen, w którym oni… Och, Marylo, nie mogę wybić z głowy tego strasznego widoku. Boję się, że te plotki są prawdziwe. Że on tylko mydli mi oczy jakąś niespodzianką, a tak naprawdę chodzi z nią na schadzki. Zauważyłaś, że kiedy spytałam Dianę, gdzie znika, nie miała żadnej sensownej odpowiedzi? Ot, spacery po lesie. W zimie. I gdzie Gilbert przygotowuje swoją „niespodziankę”? W lesie. I jakimś trafem ona wychodzi zawsze, kiedy jego nie ma w domu. Zaczynam już od tego wariować.
– Uważam, że zaczynasz to ty ulegać powszechnej opinii i to niesłusznie, Aniu – powiedziała szczerze Maryla. – Jerry nic nie mówi, ale po tym, jak rozmawiają przed każdym jej wyjściem mam wrażenie, że wszystko wie i nie wygląda na zaniepokojonego. Nie mają kłopotów małżeńskich, a przynajmniej ja ich nie widzę. Nic się między nimi nie zmieniło. Nie mogę powiedzieć tego samego o was.
– Lepiej to uzasadnij – odparła dość gniewnie.
– Mam wrażenie, że Gilbert robił wszystko, żeby było między wami dobrze, ale z jakiejś przyczyny od mniej więcej października ciągle go od siebie odsuwasz. Po tym, co właśnie powiedziałaś, widzę w tym dużą zasługę tych podłych plotek.
CZYTASZ
Till death us do part - Shirbert
FanfictionProwadząca idealne życie Ania, zbliżająca się do zenitu swojego życiowego szczęścia, musi zmierzyć się z prawdopodobną wizją przejścia swej ziemskiej wędrówki bez osoby, która miała stać się częścią jej codzienności. Gilbert, powoli godzący się ze s...