Nim się obejrzeli, nadeszła godzina dziewiętnasta, a więc czas przyjęcia Lucii i zarazem wyjścia mężczyzn do irlandzkiego pubu. Ania była podekscytowana możliwością poznania lokalnych kobiet, choć nieco przerażała ją wizja pozostania w tym wszystkim bez pomocy Gilberta. Doskonale wiedziała, że ma skłonność do mówienia rzeczy nieodpowiednich, a on zawsze ją w tym hamował.
Uśmiechała się szeroko do każdej przybyłej zaproszonej, stojąc obok ciotki Mary i Lucii, podając dłoń na powitanie i się przedstawiając. Niektóre z nich witały ją równie entuzjastycznie, na przykład poznane już przez Gilberta Margaret i Aleksandra, ale inne podchodziły do niej sceptycznie, wręcz osądzająco.
– Ja nie lubić deszcz – tłumaczyła Lucia sąsiadce dwie godziny później, gdy wszystkie zasiadły przy stole. – Bo on padać. I być mokry.
– To co pani robi w Albercie? – zdziwiła się kobieta.
– Ja się ożenić. Dlatego.
– Coś mi mówi, że pani się nie OŻENIŁA, tylko wyszła za mąż – poprawiała ją, a większość kobiet się zaśmiała. – Chyba, że tak naprawdę jest tu pani dla Mary, a Gilbert to tylko przykrywka.
– Tak, ja bardzo lubić Mary – odparła, nie rozumiejąc połowy wypowiedzi.
– Czy ktokolwiek tutaj mówi po hiszpańsku? – wywróciła oczami.
– Daj spokój, Baśka, ja też nie rozumiem o co jej chodzi – wtrąciła ciotka Mary, jedząc kawałek szynki. – I vice versa. Kiedyś spytałam ją, jakiej jest wiary. Ale myślała, że pytam ją o czary i zaczęła się bronić, że nie jest wiedźmą. No tego to ja tam nie wiem. W końcu zaciągnęła do ołtarza mojego brata, kiedy już myślałam, że zostanie starym kawalerem. I to nawet nie na dziecko. To musi być jakiś rodzaj magii.
– Spójrz na jej dekolt to od razu wszystko zrozumiesz.
– Skoro tak o tym mówisz, to tu jest druga, niewyjaśniona sprawa, której nie zrzucisz na dekolt – zachichotała jedna ze staruszek, a przez salę przeszedł śmiech. Ania zorientowała się, że kobiety mówiły o niej i mimowolnie spojrzała na swoją klatkę piersiową. Postanowiła nie skomentować tej docinki, ale nie umiała udawać, że ją to nie zabolało.
– Nie obrażaj mi tu Ani – odezwała się znów, zaskakująco, ciotka Mary. – Im dłużej ją znam, tym lepiej rozumiem, dlaczego wybrał ją młody Gilbert.
– Może stawia na charakter, jak to nieliczni robią.
– Jeszcze byś się zdziwiła. Jest w nią wpatrzony jak w obrazek. Nawet John tak nie patrzył na Anabelle, jak młody Gilbert na Anię. Gdybym miała opisać prawdziwą miłość, to wystarczyłoby powiedzieć ich imiona. Przez całe życie nie widziałam czegoś choćby podobnego.
Kobiety były zdziwione taką wylewnością ze strony Mary. Ona nigdy się tak nie uruchamiała. Dlatego jedna z nich, z ciekawości, postanowiła pociągnąć temat w stronę Ani.
– A więc… jak się poznaliście? – spytała z ciepłym uśmiechem.
– W lesie – odparła Ania bez zastanowienia, ale widząc reakcje obecnych, szybko się zreflektowała. – To znaczy… Kolega z klasy mi dokuczał, a Gilbert kazał mu mnie zostawić. I to miało miejsce w lesie, niedaleko szkoły. Dlatego powiedziałam, że… poznaliśmy się… w lesie… – zakończyła niezręcznie.
– I to była miłość od pierwszego wejrzenia?
– Och, nie. Zdecydowanie nie. Na początku nie mogłam go zdzierżyć.
– Nie do wiary!
– Musiałybyście go poznać jak miał piętnaście lat – znów odezwała się Mary. – Teraz jest jak inny człowiek. Bardzo dojrzał i wydoroślał. Ale wtedy wierzę, że mógł być uciążliwy dla takiej młodej damy…
CZYTASZ
Till death us do part - Shirbert
FanfictionProwadząca idealne życie Ania, zbliżająca się do zenitu swojego życiowego szczęścia, musi zmierzyć się z prawdopodobną wizją przejścia swej ziemskiej wędrówki bez osoby, która miała stać się częścią jej codzienności. Gilbert, powoli godzący się ze s...