TONY
-Jak kurwa, została porwana? - zapytałem lekko zdezorientowany
W tym momencie telefon Will'a zaczął dzwonić i z przepraszającym spojrzeniem oddalił się, żeby skupić się na rozmowie. Odwróciłem się szukając Shane'a, na szczęście skończył swoją rozmowę więc od razu do niego podszedłem.
-Shane o co chodzi? - zapytałem ostro, bo zaczynało irytować mnie to, że cały czas mnie olewają
Spojrzał na mnie nienawistnym spojrzeniem.
-O co chodzi? Chyba słyszałeś. Ktoś kurwa porwał naszą siostrę. - starał się mówić groźnie, ale widziałem, że w jego oczach zaczynają pojawiać się łzy - I to do cholery wszystko przez ciebie.
Zrobiłem krok do tyłu i spojrzałem na niego z niezrozumieniem.
-Jak przeze mnie?
-No a niby przez kogo? - powiedział Dylan zza moich pleców
Przeszedł obok mnie stając obok Shane'a. Musiał skończyć swoją rozmowę i zauważyć, że rozmawiamy.
-Pisałem do ciebie wczoraj wieczorem, że ja nie będę mógł zabrać Hailie ze szkoły a Shane miał jeszcze trening, więc ty masz zabrać ją do domu. - zaczął mówić z jadem w głosie
-Ja nie dostałem, żadnej wiadomości. - sięgnąłem do kieszeni po telefon, żeby to udowodnić, ale przypomniało mi się, że go nie miałem
Dylan na to prychnął i przewrócił oczami.
-Oczywiście, wielki Tony, którego nic nie obchodzi. I nie mów mi, że nic nie dostałeś, bo widziałem, że odczytałeś.
Starałem sobie przypomnieć moment, w którym brałem do ręki telefon i odczytywałem wiadomość, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
-Przepraszam. - zerknąłem przez ramię, żeby się upewnić, że ani Vincent ani Will nie zwracają na nas uwagi - Byłem kupić narkotyki. - powiedziałem wskazując głową plecak - Była akurat impreza i wciągnąłem trochę więc nie chciałem wracać naćpany do domu. - mówiąc to patrzałem na Shane'a mając nadzieję, że nasza wcześniejsza relacja pomoże mi w przyznaniu się do tego
-Żałosne. - powiedział Dylan patrząc na mnie z pogardą i odszedł szturchając mnie ramieniem
Spojrzałem na Shane ale ten nawet na mnie nie patrząc poszedł za starszym bratem.
Po około godzinie, kiedy wróciłem do domu Will zapukał do moich drzwi, aby powiedzieć mi, żebym poszedł z nim na dół.
Weszliśmy do salonu, w którym siedziała już cała reszta. Usiadłem na kanapie obok Will'a tak, żeby być jak najdalej od całej reszty. Vincent jako jedyny siedział na krześle dzięki czemu siedział naprzeciwko reszcie.
-Jak to się stało? - zapytał Vincent
-Prawdopodobnie została porwana po zajęciach, kiedy. - Will nie zdążył dokończyć swojej wypowiedzi, bo Vincent uciszył go podnosząc rękę
-Nie o to pytam. Jak do tego w ogóle doszło. - skierował wzrok na Shane'a i Dylana – Jakim cudem nie było któregoś z was obok niej? Mieliście ją odwieźć do domu. - powiedział surowo
-Tony miał ją dzisiaj zabrać. - wtrącił się mu w słowo Dylan - Pisałem do niego wczoraj, a on odczytał wiadomość. Nigdy ze sobą za dużo nie piszemy więc uznałem to za zgodę.
Vincent zamknął oczy i wziął głęboki wdech
-Słuchajcie. - po dłuższej chwili ciszy Will odwrócił się w naszą stronę - Razem z Vincentem poinformowaliśmy naszych ludzi o porwaniu, więc od godziny kilkunastu naszych najlepszych informatyków sprawdza wszystkie kamery. Niestety porywacze są mądrzejsi niż myśleliśmy i wyrzucili nadajnik, który Hailie miała w broszce, więc nie możemy jej namierzyć. - zrobił krótką pauzę na wzięcie wdechu – Na pewno ją znajdziemy
Jeszcze przez jakiś czas tłumaczył nam co kto konkretnie robił, jednak Vincent ani razu się nie odezwał. Czasami spojrzał na wszystkich, ale ewidentnie unikał mojego spojrzenia. Nie wiedziałem o co mu chodzi, ale uznałem, że chyba wole nie wiedzieć. Od razu jak Will skończył mówić a Dylan dodawać swoje komentarze pojechałem do Rick'a, żeby zabrać swój telefon.
-Sory, miałem ci powiedzieć, że odczytałem tą wiadomość, ale nie chciałem cię budzić a rano to już o tym zapomniałem. - tłumaczył się Rick
-Dobra, spoko. - powiedziałem beznamiętnie i wyszedłem z jego mieszkania
Jadąc do domu wjechałem po drodze do sklepu, bo skończyły mi się papierosy.
Zatrzymałem się na parkingu, wyciągnąłem ze schowka portfel i wszedłem do sklepu. Kupiłem 2 paczki, żebym nie musiał od razu jechać jakby skończyła mi się pierwsza.
Wróciłem do motoru i na lekko się zdziwiłem, bo do kierownicy przyklejona była karteczka. Odkleiłem ją i przeczytałem. Były na niej jedynie współrzędne i mały uśmieszek. Stwierdziłem, że albo jakaś laska stwierdziła, że polecę na takie coś, albo ktoś robi mi nieśmieszny żart, więc zgniotłem karteczkę w jednej dłoni i wrzuciłem do kałuży.
Nie zawracając sobie więcej tym głowy wsiadałem na motor i pojechałem prosto do domu.
Gdy już przysypiałem usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości. Zirytowany, że ktoś coś do mnie pisze o takiej godzinie chwyciłem telefon do ręki, żeby zwyzywać tą osobę Jednak, gdy zobaczyłem treść wiadomości momentalnie zamarłem a telefon wypadł mi z ręki spadając na podłogę.
Nieładnie tak wyrzucać prezenty. Twoja siostra by się popłakała, gdyby dowiedziała się, że brat wyrzucił jej współrzędne. Może, gdyby była chociaż przytomna. Teraz się skup, wejdziesz do gabinetu twojego brata i wyniesiesz z niego małą czarną kopertę. Nie wiem, jak to zrobisz, ale to mnie już nie obchodzi. Powiesz coś komukolwiek lub postanowisz nie wykonać moich poleceń a twoja siostrzyczka zapozna się z moimi nowymi nożami. : )
Do wiadomości dołączył też zdjęcie. Zdjęcie Hailie, która siedziała skulona w kącie jakiegoś obskurnego pokoju.
_____
Ocena 1-5 ---->
Uwagi ---->
CZYTASZ
Tony Monet - ...może jednak nic nie czuję...
Fanfiction"...Moim oczom ukazało się kilka dosyć grubych blizn. Zacząłem przyglądać się im z zaciekawieniem jakbym wcale nie widział ich codziennie. Przyłożyłem rękę do nogi i zacząłem delikatnie przejeżdżać opuszkami palców po ranach. Wyczuwałem ich nie do k...