Chapter 22

440 31 5
                                    

TONY

     Już w chwili, w której się obudziłem wiedziałem, że coś jest nie tak.

     Pierwsze co zobaczyłem po otwarciu oczu to czarna koperta leżąca na stoliku obok mojego łóżka. Jakim cudem jestem takim debilem, jakby ktoś mi tu wszedł to od razu by ją zauważył. Głupi ma szczęście.

Jak ja niby mam to im teraz dać. Niby mógłbym do nich napisać, ale zawsze dostaje wiadomości z innego numeru. Może nadal mnie obserwują i wiedzą już, że mam tą kopertę. Mam teraz ją wszędzie ze sobą nosić, bo mogę się ich wszędzie spodziewać? W sumie chyba dobry pomysł. 

Ubrałem nudny szary dres, nie widziałem potrzeby strojenia się do hotelu dla psów i wsadziłem kopertę do kieszeni bluzy mając nadzieję, że tam najmniej się pogniecie. Wziąłem kluczyki do lamborghini aventador i wszedłem do łazienki sprawdzić, czy muszę zmienić plaster. Okazało się to bardzo dobrą myślą, bo opatrunek ledwo trzymał mi się na nodze. Zmieniłem szybko plaster i wyszedłem z łazienki.

Wsypałem moją ostatnio ulubioną kawę o smaku ciastka korzennego do kubka z postaciami z Marvela. W oczekiwaniu na zagotowanie się wody posmarowałem chleb tostowy masłem położyłem ser, przykryłem dugą kromką chleba i wsadziłem do tostera. Zalałem kubek wodą dosypałem trochę cukru i wlałem trochę mleka. W jednej ręce trzymając talerz z tostami a w drugiej ciepłą kawę podszedłem do okna i zacząłem obserwować ptaki latające od drzewa do drzewa. 

Wsiadłem do samochodu, włączyłem playlistę i odjechałem z garażu. Na początku leciała piosenka Radiohead ale stwierdziłem, że dawno nie słuchałem Queen więc włączyłem Don't Stop Me Now. Słysząc pierwsze nuty piosenki na mojej twarzy zagościł wielki uśmiech. Przyśpieszyłem lekko i stukając w kierownicę do rytmu zacząłem śpiewać.

-I'm a shooting star leaping through the sky. Like a tiger, defying the laws of gravity. - bujałem się lekko - I'm a racing car passing by, like Lady Godiva. I'm gonna go, go, go there's no stopping me. - o dziwno droga była zupełnie pusta więc dołożyłem jeszczę trochę gazu

- I'm burning through the sky, yeah. Two hundred degrees, that's why they call me Mister Fahrenheit. I'm travelling at the speed of light. I wanna make a supersonic man outta you – nagle zza zakrętu wyjechała duża ciężarówka, nie przejąłęm się tym jednak jakoś bardzo, bo to w końcu publiczna droga

- Don't stop me now. I'm having such a good time, I'm having a ball. - w tym momencie zdałem sobie sprawę, że ciężarówka zaczyna zjeżdżać delikatnie na mój pas

Zacząłem zwalniać, ale też nie za bardzo. Może po prostu kierowca się gdzieś zapatrzył, a poza tym był jeszcze dosyć daleko ode mnie. Tak jak myślałem tak też się stało, ciężarówka wróciła na swój pas.

- Don't stop me now. If you wanna have a good time, just give me a call. - wróciłem do śpiewania i na chwilę lekko przymknąłem oczy

Jednak, gdy je otworzyłem moje serce się zatrzymało i odruchowo szarpnąłem za kierownicę widząc, że ciężarówka jedzie wprost na mnie.  

Niestety skręciłem w stronę lasu i przez to samochód uderzył z dość dużą prędkością w drzewo. Automatycznie wysunęła się poduszka powietrzna. Na szczęście miałem zapięte pasy więc jedynie się poobijałem. Jedynym dodatkowym skutkiem wypadku był głośny pisk w uszach. Nie wiedziałem co innego mogłem zrobić więc otworzyłem drzwi i wyszedłem ze środka. Usiadłem na ziemi pod najbliższym drzewem.

Nie minęła chwila a nade mną stało dwóch rosłych mężczyzn. Byli ubrani od stóp do głów ubrani na czarno a na twarzach mieli kominiarki, ale przez szok spowodowany wypadkiem kompletnie mnie to nie ruszyło.

-Oddawaj. - powiedział stanowczo jeden z nich

-Co? - zapytałem nie mając pojęcia o co tym pajacom chodzi

-Kopertę do cholery. - odpowiedział drugi

-Aaa to było tak od razu. - powiedziałem i sięgnąłem do kieszeni, żeby wyjąć przedmiot, o który było tyle szumu. - Gdzie jest Hailie? - zapytałem zanim jeszcze oddałem im kopertę

Jeden z dryblasów skinął głową na drugiego a ten poszedł do ciężarówki. Wrócił ze swoim kolegą i z Hailie. Hailie, która wyglądała normalnie. Właściwie to nawet lepiej niż normalnie. Ale jak? Co tu się dzieje?

Chwilę po Hailie z ciężarówki wszedł Vincent. Co kurwa? Co tu się odpierdala?

-Gratuluję. Bycia największym zjebem w rodzinie. - powiedział chłodno najstarszy brat – Jakim trzeba być kurwa debilem, żeby odpierdolić coś takiego jak ty. - Vincent mówił coraz więcej, a ja coraz mniej rozumiałem - Jak było można się na coś takiego nabrać. I jeszcze pomagać porywaczom. Idiota z ciebie. Idiota i debil. Naprawdę kurwa? To byś właśnie zrobił, gdyby twoja siostra została porwana? Nawet nie sprawdziłeś co znajduje się w tej jebanej kopercie. - z każdym jego słowem jego ton z lodowatego zmieniał się w istną furię

Nie wiem jakim cudem wiedział, że nie otworzyłem tej koperty, ale wolałem nie pytać. Zwłaszcza, że zaczął się do mnie niebezpiecznie zbliżać. Zatrzymał się dopiero wtedy, gdy czubki jego butów dotykały tych moich.

-Pierwszą, rzeczą, jaką, powinieneś, zrobić, jest, powiedzenie, komuś, z, rodziny. - każde słowo mówił wyraźnie i osobno.

Skuliłem się lekko ze strachu. Zasłoniłem rękami głowę w oczekiwaniu na pierwszy cios. Bardzo się z tego pomysłu cieszyłem, bo już po sekundzie Vincent uderzył mnie pięścią w rękę. Następnie zaczął mnie kopać. Nie wiem, ile to trwało, ale bałem się, że jak za chwilę nie przerwie to stracę przytomność. Wszystko bolało mnie tak bardzo, że z moich oczu zaczęły wydostawać się słone łzy, ale i tak najbardziej nie podobało mi się to, że mamy widownię. Że ktoś ogląda, jak się poniżam, jak bije mnie mój własny brat a ja wyglądam na jakiegoś zapłakanego dzieciaka.

-Nie wracaj dzisiaj do domu, nie dam rady na ciebie patrzeć. - powiedział, gdy już skończył mnie bić i zanim odszedł napluł mi pod nogi

Słyszałem oddalające się kroki a później odjeżdżający pojazd, jednak tego nie widziałem. Nie byłem w stanie podnieść głowy. Bałem się, że ktoś zobaczy moje przekrwione oczy.

Nie wiem, ile tak jeszcze siedziałem, ale zaczynało mi się robić przeraźliwie zimno, kiedy wstałem. Okrążyłem samochód, żeby stwierdzić, że już nim raczej nie pojadę. Wszedłem do środka pojazdu, żeby chociaż trochę się ogrzać.

Co ja mam niby teraz zrobić? Spać w aucie? Jezu, zapomniałem o Syriuszu. Musze po niego dzisiaj pojechać. Japierdole. Kurwa jebana mać.

Zacząłem walić pięściami w kierownice i wszystko dookoła. Musze się ogarnąć. Nie widząc innego wyboru chwyciłem za paczkę papierosów i otwierając okno zapaliłem. Zaciągając się nikotyną myślałem o moich możliwościach. Spać mogę w samochodzie, ale nie wiem czy tu nie zamarznę. Dobra, to jednak nie ważne, samochód odpada. Hotel. Idealnie, wezwę ubera i pojadę do jakiegoś hotelu. Ale jeszcze Syriusz. Może kierowca zgodzi się po niego wjechać. Tak to jest świetny pomysł. Wszedłem na aplikacje, żeby zamówić ubera ale kiedy klikałem w przycisk zapłać wyskoczył mi komunikat, że płatność jest niemożliwa. Zciągnąłem brwi i wszedłem na aplikacje bankową. No chyba kurwa nie. Ten chuj zamroził mi dostęp do pieniędzy. Co ja mam w takim razie zrobić?

Już miałem się załamywać, ale pomyślałem o jednej osobie. Nie wiem czy nasza relacja jest na tyle dobra, ale dosłownie nie mam innego wyjścia. Wszedłem w kontakty i wybrałem odpowiedni numer.

-Halo? - odezwał się głos po drugiej stronie 

_____

Ocena 1-5 ---->

Uwagi ---->

15⭐ = next chapter

Tony Monet - ...może jednak nic nie czuję...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz