Chapter 27

389 27 12
                                    

Dylan

     -Będę już leciał - powiedział Aaron odsunął się ode mnie i wstał z łóżka

-Znowu? - zapytałem lekko zirytowany

Od jakiś dwóch tygodni Aarón prawie cały czas spędzał na tych swoich praktykach. Nie do końca wiedziałem o co z tym dokładnie chodzi, mówił jedynie, że to bardzo dobre praktyki informatyczne w jakiejś dużej firmie. Więc fakt, że kilka dni temu po urodzinach bliźniaków mógł zostać u mnie na noc był niemal cudem.

Co prawda nasze spotkanie nie zakończyło się zbyt ciekawie, a może właśnie wręcz przeciwnie, bo żeby wyjść musieliśmy przecisnąć się przez okno i spróbować się przy tym niezabić. Najpierw musieliśmy jednak poczekać aż każdy zamknie się w swojej sypialni więc jak to nastąpiło była niemal 1 w nocy. 

Najgorsze jednak tamtego dnia było to, że ktoś nas widział. Mimo tego, że przychodził do mnie regularnie od roku nigdy wcześniej się nam to nie zdążyło. A co najlepsze następnego dnia Aaróna widział też Shane. Może i udało mi się z tego jakoś wybrnąć, ale jakby zobaczyli go kolejny raz mogliby zacząć się czegoś domyślać. Byłoby to dla mnie dość niefortunne zważając na fakt, że temat osób nie hetero w tym domu nie jest dość często poruszany, a jeśli już taka okazja się nadarzy nie mówimy o nich dobrych rzeczy. Może i wyzywając takie osoby wyzywam też samego siebie, jednak wolę już to od przyznania się, że jestem jakiś inny. 

-Wiesz, że muszę tam iść. - zaczął ubierać bluzkę

-Nie możesz zostać chociaż godzinę dłużej? - zapytałem przeciągając się i wygramoliłem się spod kołdry - Shane będzie wyjeżdżał za jakieś 20 minut a nikogo poza nim nie ma w domu. 

Aarón odchylił głowę do tyłu i głośno jęknął.

-Nie mogę D. - zaczął zakładać buty i kierować w moją stronę – Do jutra kiciu. - nachylił się nade mną złożył krótki pocałunek na moich ustach

Już chciał się odsunąć, ale pociągnąłem go tak gwałtownie i niespodziewanie, że stracił równowagę i na mnie poleciał. Usłyszałem jak cicho prycha a na jego ustach zauważyłem zawadiacki uśmiech. Chwycił mnie za włosy i przyciągnął moją twarz do jego złączając nasze usta w długim pocałunku.

Mimo tego, że wcześniej się na to nie zapowiadało Aarón przerwał pocałunek.

-A później się będziesz czepiał, że dziecka nie będzie czym nakarmić. - teatralnie wywrócił oczami i wstał z łóżka

Na jego słowa moje oczy momentalnie szerzej się otwarły a dech zaparł mi w piersi.

Dzieci? O czym on gada? On chce mieć, dzieci? To on już myśli o takich rzeczach? Może ja też już powinienem zacząć o tym myśleć, w końcu jesteśmy już ze sobą prawie półtora roku. Ja mam dopiero 18 lat, całe życie przede mną.

Przełknąłem głośno ślinę i zwróciłem wzrok na Aaróna. Jego mina była poważna, nic nie wskazywało na to, żeby sobie teraz żartował

Jednak, po chwili wgapiania się w moją bladą i wyrażającą niepokój twarz nie wytrzymał i wybuchł głośnym śmiechem. Momentalnie poczułem spadający z mojego serca kamień i mogłem głęboko odetchnąć.

-Ranisz me serce D. - powiedział teatralnie upadając na kolana i chwycił się za serce

-Ty moje też uszkadzasz bombardując mnie znienacka takimi informacjami. - przeciągnąłem się szybko i wstałem z łóżka podchodząc do Aaróna - Chyba chcemy być obaj żywi na naszym ślubie.

Tym razem to twarz Aaróna pobladła. Niestety ja nie jestem tak dobry w zachowywaniu poważnej twarzy, bo gdy tylko to zobaczyłem parsknąłem pod nosem i uśmiechnąłem się szeroko.

Tony Monet - ...może jednak nic nie czuję...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz