Chapter 45

118 18 0
                                    

Tony

   Przełknąłem ślinę, zanim zdecydowałem spojrzeć się na Shane'a. 

  -Mówiłem ci, że masz do mnie przyjść. - jego głos się załamał.

  Podszedł do mnie i mocno przytulił. Jego ramiona owinęły się tak mocno, że już przez chwilę byłem pewny, że mnie zmiażdży. 

  Nie wiedziałem, jak się zachować, więc stałem tam jak kołek i czekałem na następny ruch brata. Po mojej głowie cały czas biegał widok oczu Shane'a, skierowanych na moją nogę. Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że widziałem w nich obrzydzenie. Zacisnąłem oczy, jak najmocniej potrafiłem. Nie wiem, co chciałem tym osiągnąć. Może miałem nadzieję, że uda mi się stąd wyparować. Myśl o spędzeniu kolejnych minut na słuchaniu wywodów brata przyprawiała mnie o dreszcze.

  Najwyraźniej musiałem się ruszyć, bo chłopak odsunął się ode mnie jednak tylko na tyle, żeby spojrzeć mi w twarz.

  -Co się dzieje? - już miałem mu odpowiadać, że jest mi po prostu zimno, ale ten kontynuował. - Psycholog ci nie pomaga, prawda? Leki też. - westchnął smutno.

  Jego słowa wprowadziły mnie w jeszcze większe zakłopotanie. Miał rację. Nic mi nie pomagało. Była to jednak tylko moja wina, bo nie mówiłem kobiecie całej prawdy. Może gdybym to robił, dostałbym odpowiednie leki i specjalistyczne podejście ze strony lekarki. Jednak wiedziałem, że jeśli to zrobię, będzie tylko gorzej.

  -Potrzebuje czasu. - powiedziałem wymijająco.

*

  O dziwo tym razem obyło się bez przemowy. Shane został ze mną chwilę, po czym poszedł do swojego pokoju. Nie wiem, dlaczego postanowił iść mi tym razem na rękę, ale byłem mu za to wdzięczny.

  Siedziałem na łóżku, pisząc prezentację. Mimo słabego początku miałem już ponad połowę. Nagle usłyszałem dźwięk powiadomienia. Podniosłem telefon. Dostałem wiadomość od Sam.

Sam: "Niall się wyprowadza. Masz ostatnią szansę."

  Może powinienem czuć się z tym źle, ale mi już nie zależało. 

Tony: "Mówiłem ci już coś."

  Zablokowałem telefon, nie chcąc czytać dalszych wiadomości. Przymknąłem oczy, odłożyłem laptopa i postanowiłem się na chwilę zdrzemnąć.

*

  Obudził mnie głośny huk, po którym zaraz nastąpiło walenie w moje drzwi.

  -Otwieraj! - krzyknął znany mi głos, jednak przez senność nie byłem w stanie poznać, do kogo należał. -Jak nie otworzysz tych drzwi w przeciągu 30 sekund, to nie chce być tobą!

  Przetarłem oczy i wygramoliłem się spod koca. Otworzyłem drzwi, a do środka wleciał Dylan.

  -Weź no pożycz trzy stówki. - powiedział już normalnym tonem, jakby wcześniej nie walił do moich drzwi jak opętany.

  Zmrużyłem oczy i spojrzałem na niego jak na idiotę, bo ta sytuacja była tak nieirracjonalna dla mojego ospałego umysłu.

  -Hmm?

  -Pożycz trzy stówki.

  -W głowę się puknij. - próbowałem wypchnąć go z pokoju, ale nie dałem rady. - No weź, idź mi stąd.

  -Ale pożyczysz?

  -Nie!

  -No weź. Wyszła gra, na którą czekałem, od nie wiem ilu. Wczoraj wydałem ostatnią kasę i jak kupię tę grę, to nie będę miał na prezent dla... - natychmiastowo jego twarz oblała się rumieńcem. - nie ważne, po prostu przelej mi tę kasę.

  Wyszedł z mojego pokoju jak gdyby nigdy nic. Usłyszałem tylko, jak jeszcze raz przypomina mi o pieniądzach, zanim zamknął drzwi.

  Chwyciłem się za nos, próbując zrozumieć, co się właśnie wydarzyło. Nie potrwało to jednak długo, bo gdy tylko poczułem, że moje ciało nadal domaga się snu, rzuciłem się na łóżko i odpłynąłem w objęcia Morfeusza.

*

  Za drugim razem obudził mnie dotyk w ramię. Wydałem z siebie jęk niezadowolenia i nawet nie otwarłem oczu.

  -Tony, jest już 19, a ty nadal nie zjadłeś obiadu. - powiedział mój bliźniak.

  -Idź stąd.

  Shane usiadł na moim łóżku, co wywnioskowałem po uginającym się materacu. Potrząsnął delikatnie moim ramieniem.

  -Dalej.

  -Spadaj, leszczu. - wymamrotałem pod nosem.

  Mój brat zaśmiał się cicho, choć nie wiem, co go tak bawiło. Zacząłem machać na niego ręką, żeby go odgonić, co najwyraźniej jeszcze bardziej go rozbawiło.

  -Dobra, wyśpij się jeszcze, ale za godzinę widzę cię na dole.

  W odpowiedzi chyba go zwyzywałem, ale końcowo Shane opuścił mój pokój, a ja mogłem wrócić do Morfeusza.

*

  Tym razem obudził mnie dzwoniący telefon. O dziwo w moim pokoju panowała zupełna ciemność, a zegarek wskazywał godzinę pierwszą w nocy, co oznaczało, że Shane jednak mi odpuścił.

  Podniosłem telefon, a jasność wyświetlacza niemal mnie nie oślepiła. Gdy przyciemniłem ekran, przeczytałem nazwę kontaktu. "Rick<3". Nie wiedziałem, skąd wzięło się to serce.

  -Czego ty chcesz ode mnie o takiej godzinie? - zapytałem zirytowany.

  -Jest u mnie twoja koleżanka. - od razu się rozbudziłem -Sam, o ile się nie mylę. Nie, żebyś był za nią odpowiedzialny, ale puka w moje drzwi jak jakaś nienormalna. A no i płacze. Co ja mam robić? - zapytał takim tonem, że bałem się, że to on zaraz zacznie płakać.

  -Co ona robi u ciebie? - gdy zrozumiałem, jaki mógł być tego powód, odezwałem się ponownie. - Wpuść ją, ale nie dawaj jej nic. Ewentualnie herbatę. Będę najszybciej, jak się da.

  -Dziękuje, ratujesz mi dupę. - jego głos brzmiał jakbym, co najmniej ocalił go przed Minotaurem.

  Usłyszałem, jak otwiera drzwi, a zaraz po tym, płacz Sam. Szybko się rozłączyłem i wyszedłem z domu.

  Na miejsce dotarłem szybciej niż zwykle, dzięki pustym drogom. Podbiegłem pod domofon i od razu zadzwoniłem. Rick odebrał tak szybko, jakby cały czas stał przy słuchawce. Wbiegłem po schodach, a drzwi do mieszkania Ricka stały przede mną otworem. 

  -Dzięki bogom, że jesteś. - wolałem nie zastanawiać się, w co tym razem wierzy. Jeszcze niedawno był ateistą, a jego wiara zmienia się średnio co miesiąc.

  Gdy przekroczyłem próg jego mieszkania, od razu zauważyłem Sam. Siedziała na kanapie ze skulonymi nogami i czerwonymi oczami. Nie wiedziałem, co doprowadziło dziewczynę do tego stanu, ale miałem nadzieję, że nie miało to nic w związku z moim ignorowaniem jej wiadomości.

  -Sam, co się dzieje? - zapytałem tak spokojnie, że aż sam się zdziwiłem.

  -J-ja. Moim rodzice, oni... - wybuchła płaczem i oplotła mnie ramionami.

  Dzięki jej zbliżeniu mogłem wyczuć alkohol. Śmierdziała tak, jakby cały wieczór spędziła w jakimś obskurnym barze.

  Poklepałem ją niezręcznie po plecach, nie wiedząc, co innego mogę zrobić. Rick wycofał się powoli do swojego pokoju. Jego twarz wyglądała na iście przerażoną, co lekko mnie rozbawiło. Zamknął za sobą drzwi, a zaraz po tym usłyszałem ciche westchnięcie ulgi. 

___

Niby jest to zawieszone, niby nie. Rozdziały będą bardzo nieregularne, przez to, że piszę książkę i to na niej się skupiam. Dzięki za uwagę.

Dajcie mi follow

Ocena 1-5 ---->

Uwagi ---->

22⭐ = rozdział od razu 

(tak właściwie to nie wiem czy będzie od razu)

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: 3 days ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Tony Monet - ...może jednak nic nie czuję...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz