Chapter 19

487 23 15
                                    

TONY

          Pierwszy cios zadał Matt. Nie był to jego pierwszy raz więc dokładnie wiedział, jak uderzyć, żeby było boleśnie, ale niewidocznie. Równocześnie z dźwiękiem pięści uderzającej o ciało, do moich uszu przyleciał dźwięk pierwszych nut jeziora łabędziego. Ku mojemu zdziwieniu dryblas rzucił się na Matt'a mimo zapewne dużego bólu.

W momencie, w którym William próbował powalić na ziemię rozgrywającego, zza moich pleców wyskoczył Andrew i razem z nim polecieliśmy z pięściami na Grey'a.

-Żenujące. - powiedział z kpiarskim uśmieszkiem Andrew w stronę Will'a - Naprawdę myślałeś, że zdziałasz coś w pojedynkę? - uderzył chłopaka w oko

Andrew w przeciwieństwie do Matt'a nigdy nie obchodziło, czy jego ofiara będzie miała widoczne ślady. Dla niego liczył się tylko zadany przeciwnikowi, ból oraz wymierzanie kary za przewinienia. Kierował się trzema prostymi zasadami. Nie na widoku, nie samemu i powód musi być w miarę dobry. Tą ostatnią czasem lekko naciąga, ale nie zmienia to faktu, że jej przestrzega.

Wszyscy w szkole się go bali, no może z wyjątkiem drużyny i nielicznych osób. Ja również zaliczam się do tej mniejszości chociaż nie dziwię się całej reszcie. Andrew ma prawie dwa metry wzrostu pełno tatuaży i metalowej biżuterii a jego wyraz twarzy prawie zawsze wyraża niechęć do wszystkich i wszystkiego. Stylem ubioru też zapewne do siebie nie zachęcał. Czarne, lekko przetarte, o wiele za szerokie jeansy z łańcuchami, za duże bluzki metalowych zespołów i czarno-czerwona bandana którą zawsze wiązał pod swoimi niemal białymi włosami. Czarne rozmazane kreski otaczające jego ciemno zielone oczy, zdarta skóra na knykciach i silnie umięśniona sylwetka tylko wzmagały mroczny efekt. Chyba jedynym "przyjaznym" elementem jego stroju były słuchawki do których poprzylepiał naklejki ze Spider-Man'em.

Dzisiaj jednak zrezygnował z zakładania słuchawek więc wyglądał niemal groźnie. 

-Już nie jesteś taki odważny, co? - powiedział prześmiewczo Andrew do zwijającego się z bólu, od mocnego kopnięcia, Grey'a - Mam nadzieję, że chociaż trochę cię to nauczy.

Spojrzałem na niego zdezorientowany. Przecież dopiero cośmy go tu przytargali, trzeba trochę wykorzystać okazję.

-Nie rób mu złudnej nadziei Gypsophil. - odezwał się Matt

Chłopak w odpowiedzi tylko cicho parsknął. Po chwili uśmiechnął się szeroko pokazując zęby i pochylił się gestem ręki wskazując mi drogę do mojego "prześladowcy". Pokręciłem głową z rozbawieniem. Podszedłem do leżącego na ziemi niedorajdę a mój zadowolony wyraz twarzy nie zmienił się nawet wtedy, gdy nachyliłem się nad Will'em i przywaliłem mu pięścią w twarz.

Uderzając w niego i doprowadzając niemal do nieprzytomności wsłuchiwałem się w cudowną melodię utworu Tchaikovsky'ego. Pewnie i większość uzna mnie za jebanego wariata, a może i nim jestem, ale ta muzyka tylko dodawała klimatu do tej, można by pomyśleć makabrycznej sceny. Szczerze powiedziawszy zdążyłem już się trochę odzwyczaić od naszych wspólnych "kar" zadawanych ludziom. Od dwóch miesięcy nie miałem okazji z nimi nikogo pobić. Dzięki temu zadawanie ciosów temu śmieciowi sprawiało mi jeszcze większą satysfakcję niż zazwyczaj.

      ___

    -Wyjść stąd kurwa, to jest łazienka a nie palarnia. - wydarłem się na grupkę ćpunów jarających w pomieszczeniu

Słysząc mój ton ci trzeźwiejsi zrozumieli, że mają stąd wyjść więc chwycili swoich ledwo nadających towarzyszy i w pośpiechu wyszli z łazienki ciągnąc za sobą chmarę dymu.

Zirytowany zacząłem wypędzać rękami dym, a gdy to mi się nie udawało poddałem się i zamknąłem drzwi. Zacząłem zmywać dokładnie zimną wodą krew z moich rąk. Nie byłem nawet pewien czy była ona wynikiem obrażeń debila czy raczej moich, ale nie robiło mi to w tym momencie dużego znaczenia. Obserwowałem jak gęsta ciecz łączy się z wodą i razem spływają w odpływie.  

Ten widok przypomniał mi o tym co zrobiłem jakiś miesiąc temu. Od razu poczułem, że muszę to zobaczyć. Nie myśląc więcej usiadłem na sedesie i podciągnąłem lewą nogę do góry. Biorąc głęboki wdech chwyciłem za materiał spodni i podwinąłem go do góry. Moim oczom ukazało się kilka dosyć grubych blizn. Zacząłem przyglądać się im z zaciekawieniem jakbym wcale nie widział ich codziennie. Przyłożyłem rękę do nogi i zacząłem delikatnie przejeżdżać opuszkami palców po ranach. Wyczuwałem ich nie do końca zagojoną teksturę, każde zagłębienie czy nierówność. Miałem ochotę spędzić na odkrywaniu po raz setny tych samych blizn nieskończoną ilość czasu.

Do momentu, w którym drzwi od łazienki się nie otwarły a do środka weszła niska blondynka.

_____

Ocena 1-5 ---->

Uwagi ---->

12⭐ = następny rozdział

Tony Monet - ...może jednak nic nie czuję...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz