Chapter 24

476 31 13
                                    

SHANE

-Mówiłem ci już kurwa tyle razy, że wszystko jest ze mną dobrze! - wydarłem się na Kelly nie mogąc opanować emocji - Żadnego psychologa!... Czego nie rozumiesz w słowach. Nic. Mi. Nie. Jest. - wyrecytowałem każde słowo głośno i wyraźnie po czym się rozłączyłem

Rzuciłem telefon na łóżko a sam wyszedłem na balkon zapalić ostatniego skręta jaki został mi po wczorajszej imprezie.

Czego ta dziewczyna nie rozumie. Tyle razy już z nią to przerabiałem a ona ciągle swoje. Tak bardzo żałuję, że jej wtedy powiedziałem o moim niby problemie. Nie wiem co ja sobie wtedy myślałem, chyba w ogóle nie myślałem.

Zaciągnęłam się narkotykiem przymykając oczy. Czułem, jak dym rozchodzi się po moim ciele a umysł robi się lżejszy. Oparłem się rękami o barierkę i spojrzałem w gęsty las otaczający naszą posiadłość. Wysokie drzewa zasłaniały widok na cokolwiek za nimi, mogłoby się wydawać, że jesteśmy jedynymi osobami na świecie. Że za tym gęstym zielonym murem nic nie ma.

Spojrzałem w stronę bramy i zdziwiłem się, bo ta zaczęła się otwierać. Po chwili przypomniałem sobie, że Tony pojechał odebrać Syriusza z hotelu. Jednak, gdy auto wjechało na ścieżkę, okazało się, że nie jest to auto mojego bliźniaka. Nie jest to nawet auto, żadnej osoby z rodziny.

Niewiele więcej myśląc zgasiłem skręta zostawiając resztę na później i wyszedłem z mojej sypialni. Zamiast jednak na dół skierowałem się w stronę drzwi od pokoju Dylana. Zapukałem głośno i nie czekając odpowiedź wszedłem do środka.

Zastałem go siedzącego na dywanie naprzeciwko jakiegoś chłopaka.

-A co ty tu robisz? - zapytał oburzony Dylan

-No przecież pukałem, nie widzę problemu. - odpowiedziałem spokojnie, bo nie miałem ochoty na kolejny wybuch złości brata

-Siema. - przywitał się nieznajomy - Aarón jestem. - powiedział z sympatycznym uśmiechem

-Cześć, Shane. - przedstawiłem mu się i odwzajemniłem uśmiech - Więc co tu robicie?

-Teraz aktualnie, czy pytasz o to co robiliśmy w nocy? - zapytał a jego uśmiech zmienił się na zawadiacki

-Spałeś tu? - zapytałem lekko zdziwiony, bo Dylan rzadko kiedy pozwala zostać komuś na noc, no chyba, że jego dziewczynom

-Spaniem to bym tego nie nazwał.

-Jezu, on sobie żartuje! - krzyknął od razy Dylan - Po prostu razem piliśmy na imprezie i wszystkie narkotyki wyszły, ale przypomniałem sobie, że zostawiłem sobie trochę w pokoju więc zaproponowałem Aarónowi, żebyśmy tu przyszli. No i tak się stało, że tu spał. - powiedział szybko

-Spoko, nie obchodzi mnie to w sumie za bardzo. Przyszedłem, bo jakiś samochód właśnie nam wjechał na posesję. - powiedziałem przypominając sobie cel mojej wizyty

-No pewnie ten idiota wrócił z tym swoim kundlem. -powiedział znudzony

-Ta pewnie. Zwłaszcza wielką ciężarówką. - na moje słowa Dylan od razu się rozbudził

-Jaka kurwa ciężarówka, o czym ty gadasz? Japierdole, od razu się mówi takie rzeczy. - przepchnął się obok mnie i wybiegł z pokoju

-Przepraszam na chwilę. - powiedziałem uprzejmie do Aaróna i zamykając drzwi pobiegłem za bratem

Zbiegłem po schodach i zacząłem szukać Dylana, bo ten zdążył mi jakimś cudem uciec. Nie zdążyłem nawet wejść do kuchni a już usłyszałem jego krzyki.

-Vincent? Will? - zaczął się drzeć na cały dom

-Nie ma ich. - odpowiedziałem stając za plecami Dylana

-Jak to kurwa nie ma? Dobra nie ma na to czasu. Trzymaj. - powiedziawszy to wcisnął mi do ręki pistolet - Sami sobie poradzimy.

-Myślisz, że to będzie potrzebne. -zapytałem niepewnie - Może to, któryś z naszych ludzi.

-Tak oczywiście, i my byśmy o tym nie wiedzieli? - odpowiedział lekceważąco

Ma rację. Najważniejsze, że jesteśmy razem i jesteśmy uzbrojeni. Może i dawno nie ćwiczyłem strzelania, ale tego się nie zapomina.

Chwyciłem pewniej broń i uśmiechnąłem się do brata.

-Idziemy.

-I to mi się podoba. - powiedział i klepnął mi w ramię

Skinął na mnie głową i wystawiając przed siebie pistolet ruszył w stronę tylnych drzwi wyjściowych. Nacisnął powoli klamkę i po cichu wyszedł na zewnątrz. Wyszedłem za nim i zablokowałem drzwi kamieniem, żebyśmy w razie czego mieli szybką i cichą drogę ucieczki.

Gdy byliśmy na ostatnim rogu usłyszeliśmy cichą rozmowę, która była zagłuszona przez głośną pracę silnika. Dylan odwrócił się w moją stronę z zapytaniem na twarzy. Czekał aż potwierdzę, że na pewno jestem gotowy. Beż zastanowienia skinąłem głową.

Przeszliśmy bezszelestnie za ciężarówką, żeby mieć dobry widok na włamywaczy. Zacisnąłem mocno dłonie na rękojeści pistoletu i przełknąłem ślinę. Mój puls przyśpieszał z każdą sekundą, ale nie było już odwrotu.

Dylan wychylił się jako pierwszy, ale po sekundzie się odwrócił a jego twarz wyrażała czyste zaskoczenie. Nie chcąc pytać co zobaczył przesunąłem go na bok, żeby samemu zobaczyć co go tak przeraziło.

Moja twarz momentalnie pobladła a kolana niemal się pode mną ugięły.

Przed domem stał Vincent, który rozmawiał wraz z jakimś człowiekiem a tuż obok stała mała Hailie.

___

Ocena 1-5 ---->

Uwagi ---->

15⭐ = next chapter

Tony Monet - ...może jednak nic nie czuję...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz