Chapter 16

500 26 5
                                    

TONY

          Wychodząc ze szkoły czułem, że ktoś mnie obserwuję. Zacząłem się rozglądać za możliwym zagrożeniem, ale gdy zobaczyłem blondynkę, przewróciłem oczami i ruszyłem dalej w stronę samochodu.

-Tony! Czekaj. - wykrzyknęła dziewczyna, a już chwilę później czułem jej dłoń na moim ramieniu

-Czego chcesz? - zapytałem znudzony

-Chciałam pogadać. - powiedziała Sam ciężko oddychając, najwyraźniej musiała mnie już kawałek gonić - Dzisiaj Niall powiedział nam, że się pokłóciliście. - mówiła z przerwami na wzięcie oddechu – Nie uwierzę, że tak po prostu odpuściłeś.

-To lepiej uwierz. - wyrwałem jej ramię i nie zdążyłem zrobić nawet dwóch kroków, bo znowu mnie zatrzymała

-Proszę cię, widziałam, jak zajmujesz się Tashą. Więc nie uwierzę, że na prawdę chcesz zakończyć z nimi przyjaźń. Co się dzieje? - zapytała łagodnie

Niestety dla niej na mnie takie rzeczy działają wręcz przeciwnie od zamierzonego celu.

-Gówno, odwal się ode mnie. - powiedziałem i odepchnąłem ją do tyłu, jednak nie na tyle mocno, żeby się przewróciła

Nie mówiąc nic więcej wsiadłem do samochodu i odjechałem z piskiem opon.

Włączyłem moją playliste i zwiększyłem ogrzewanie, bo mimo tego, że wczoraj było 8°, dzisiaj było wyjątkowo zimno. Zacząłem myśleć nad tym jak mogę wyciągnąć cokolwiek niepostrzeżenie z gabinetu Vincenta. A ta koperta to pewnie nie byle co więc już w ogóle zauważy jej brak. Ci porywacze myślą, że ja jestem jakimś uzdolnionym włamywaczem, czy co?

Już zbliżałem się do domu a pomysłu jak nie było tak nie ma.

Zaparkowałem ostrożnie auto i wszedłem do środka.

-O tony, idealnie. Nie będę musiał mówić każdemu z osobna. - nie zdążyłem nawet zdjąć kurtki, kiedy Will zaczął mówić - Jutro z rana musimy wyjechać z Vincentem, podobno nasi ludzie złapali jakiś trop, więc chcemy to sprawdzić.

-Jaki trop!? - wydarł się Dylan, który dotychczas siedział na schodach, teraz jednak stał metr od Will'a - Jadę z wami. - ogłosił, Will chciał coś powiedzieć, ale ten mówił dalej – Czemu jutro? Lećmy teraz, nie ma czasu do stracenia. - już zaczął ubierać kurtkę 

-Zwolnij, po pierwsze nigdzie nie jedziesz. A po drugie są złe warunki pogodowe więc musimy poczekać do jutra. - wyjaśnił brat

-A czemu nie mogę? - zaczął protestować Dylan

-Po pierwsze nie będziemy cię niepotrzebnie narażać, a po drugie nie chce mi się ciebie znosić przez 7 godzin lotu.

-7 godzin? To gdzie ona niby jest?

-Nie jest to pewne, ale prawdopodobnie w Wielkiej Brytanii.

-A gdzie konkretnie. - dociekał się Dylan

-Nie bądź taki mądry. Nic więcej ci nie powiem.

-Czyli możliwe, że ją znajdziecie? I już jutro tu będzie? - odezwałem się w końcu

-Na pewno ją znajdziemy. - powiedział od razu – Tylko nie wiem czy jutro. - powiedział już trochę ciszej – Ale bądźmy dobrej myśli, pamiętacie przecież, że nasi ludzie są najlepsi w swoim fachu. - powiedział i posłał każdemu z nas posłał pełen troski uśmiech - Ale musimy jeszcze przed wyjazdem pogadać o waszej jutrzejszej imprezie.

-O cholera. - wydał z siebie przeciągły jęk Shane – Kompletnie przez to wszystko o niej zapomniałem.

-Jakoś nie mam ochoty na imprezy. - powiedział ku zdziwieniu wszystkich Dylan – Co się tak gapicie? Tylko mi porwali siostrę? 

-Nie, ale chyba nikt nie spodziewał się usłyszeć takich słów z twoich ust. - odpowiedział mu Shane z nadal widocznym na twarzy zdziwieniem  

-Wracając. - odezwał się Will i przerwał im tą dziwną wymianę spojrzeń - Wiem, że możecie się źle czuć imprezując, podczas kiedy waszej siostry nie ma... - nie dane było mu dokończyć jego przemowę, bo Dylan mu ją natychmiast przerwał

-Mówisz jakby ona była na jakimś obozie. - wydarł się na niego – A ją kurwa porwano, nie wiadomo co się z nią dzieje. Może jest cała poobijana albo ma złamane kończyny. - tym razem to Will przerwał jemu przytulając go do siebie

Starszy popatrzał na nas przekazując żebyśmy stąd poszli, bo on musi pogadać z Dylanem.

Wiele się nie zastanawiając wykonaliśmy jego polecenie. Już miałem zamykać za sobą drzwi od pokoju, ale Shane przytrzymał je ręką. 

-Możemy pogadać? - zapytał cicho

-Nie. - powiedziałem stanowczo i spróbowałem wyszarpnąć drzwi z jego rąk, żeby w końcu móc je zamknąć 

W tym momencie poczułem promieniujący ból w prawym przedramieniu. Spowodowany był oczywiście jakimś dziwnym manewrem Shane'a, który kopnął w moje drzwi, jednocześnie je otwierając.

-No, rachu ciachu i po strachu. - powiedział zadowolony z siebie – A taks się bałem to zrobić.

Nie zwracając na mnie uwagi wszedł do środka i usiadł na moim łóżku. Syriusz widząc nową osobę w pokoju od razu wskoczył na łózko i zaczął lizać Shane'a po twarzy.

-Idę z nim na spacer. - powiedziałem, żeby wygonić go z mojego pokoju

-No to idealnie, też pójdę. - powiedział i pogłaskał psa po głowie

Przewróciłem oczami, ale nie skomentowałem jego słów. Ubrałem grubą bluzę i wyciągnąłem z szafki smycz z szelkami. Przywołałem do siebie Syriusza i zacząłem go ubierać.

          -Musimy ustalić co z tą imprezą. - odezwał się w końcu Shane, po bardzo długich 20 minutach niekomfortowej ciszy

-No, to na pewno trzeba ją zrobić.

-Nie pomyślałbym. Dobra, ale serio trzeba wszystko przegadać.

-O jejku, co tu wielce przegadywać. Ja załatwiłem towar, ty zaprosiłeś ludzi a Dylan ma załatwić alkohol. W czym problem? - zapytałem zirytowany 

-A co z Hailie?

-A co z nią, jak nie było tak nie ma.

-Japierdole, musisz taki być? - zapytał lekko smutno – Aż tak bardzo cię ona nie obchodzi? - nie wydaje mi się, żeby to zdanie było jakkolwiek dobrze złożone gramatycznie, ale jego przekaz mnie lekko zdziwił

-Naprawdę tak myślisz? - zapytałem

-No a co mam myśleć? - powiedział a jego głos się lekko załamał co zdziwiło mnie jeszcze bardziej – Ostatnio w ogóle zachowujesz się jakoś dziwnie. A ta wczorajsza akcja. - spojrzała na mnie ze zmartwieniem, zauważyłem, że jego oczy zaczynają robić się szklane – Ostatnio widziałem cię takiego, kiedy Jenny...

-Nie zaczynaj. - wysyczałem -Nie mów o tym. Nigdy.

Wcisnąłem mu smycz do ręki i odbiegłem od niego na jak największą odległość. Wiedziałem, że za mną nie pobiegnie. To była jedna z rzeczy, które w nim lubię. Pozwala mi być sam, jeśli tego potrzebuję.

Gdy nie byłem już w stanie go zobaczyć zatrzymałem się i oparłem o najbliższe drzewo. Ten długi bieg nie był chyba najlepszym pomysłem, bo czułem, że zbiera mi się na wymioty. Nie zdążyłem nawet dobiec do kosza, kiedy poczułem, że obrzydliwa substancja zaczyna się ze mnie wydostawać. Tak mocno to nie rzygałem nawet po największej imprezie.

Postanowienie na ten rok, zacząć biegać. 

_____

Pozdrawiam

Ocena 1-5 ---->

Uwagi ----> 

12⭐ = next chapter

Tony Monet - ...może jednak nic nie czuję...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz