12

8 0 0
                                    

Kilka godzin później, po spotkaniu z dzienną zmianą elektrowni i omówieniu wypadku przez Briuchanowa, do pomieszczenia wszedł inżynier Anatolij Sitnikow. Zostaliśmy tylko my, ja, Fomin i Briuchanow.

- I co? - spytał Briuchanow Sitnikowa.

- Posłałem dozymetrystów do budynku reaktora, duży dozymter, o zakresie 1000 rentge... - zaczął.

- Jaki odczyt? - przerwałem mu.

- Żadnego - Sitnikow przeniósł na mnie wzrok. - Miernik się spalił

- Typowe - spojrzałem na Briuchanowa.

- Moskwa, daje zły sprzęt i potem dziwi się, że są problemy - podsumował dyrektor.

- Zdobyliśmy inny dozymter, od straży pożarnej - powiedział Sitnikow. - Ma zakres 200 rentgenów, i tak lepszy niż te małe

- I? - spytał Briuchanow.

- Maksimum - odpowiedział Sitkinow - 200 rentgenów

- W co ty pogrywasz? - spytał Fomin.

- Nie - zaprzeczał.

- Co z wami? - spojrzałem na niego. - Taki odczyt od wody zasilającej z uszkodzonego zbiornika?

- Ja... - zaczął Sitnikow. - Obszedłem budynek reaktora, na ziemii, wśród gruzu leży grafit - zmierzył nas wzorkiem.

- Nie widzieliście grafitu - oparłem ręce o stół.

- Widziałem - powtórzył.

- Nie! - podniosłem głos. - Nie widzieliście, bo go tam nie ma!

Fomin próbował mnie uspokoić.

- Zaraz - Fomin zwrócił się do Sitnikowa. - Mówicie, że rdzeń? Wybuchł? - spytał.

- Tak - Sitnikow pokiwał głową.

Fomin wstał i podszedł do mężczyzny.

- Sitnikow - spojrzał na niego. - Jesteś inżynierem jądrowym jak ja, powiedz mi proszę, jak wybucha rdzeń reaktora RBMK? Nie jak się topi, tylko jak wybucha

Sitnikow spojrzał na niego.

- Nie odpowiem - rzucił.

- Jesteś głupi? - spytał Fomin.

- Nie - zaprzeczył inżynier.

- Więc? - ciągnął Fomin.

- Bo nie wiem, jak mógłby wybuchnąć - powiedział. - Ale wybuchł - dołożył.

- Dość - przerwałem mu ze zdenerwowaniem. - Pójdę na dach bloku chłodniczego, stamtąd widać blok 4, zobaczę, na własne oczy - powiedziałem, jednak w tym momencie zrobiło mi się niedobrze i zwymiotowałem.

Poczułem, jak nogi robią mi się jak wata, po kilku sekundach upadłem na podłogę.

- Straż! - Briuchanow wyszedł z pomieszczenia. - Do lekarza z nim, albo do szpitala! - krzyknął.

Dwóch strażników podniosło mnie z podłogi, jednak słabo to czułem, byłem coraz słabszy, miałem wrażenie, jakbym zaraz miał zemdleć. Powieki miałem bardzo ciężkie, czułem duże zawroty głowy i cały czas mnie mdliło. Wiedziałem, że to od wody zasilającej, bo na pewno była skażona. Obaj wyprowadzili mnie z budynku, a następnie wezwali karetkę. Usiadłem z nimi na ławce, jeden mnie trzymał za jedno ramię, drugi za drugie, bo byłem tak osłabiony, że nie byłem w stanie sam siedzieć, a co dopiero wstać. Po kilku minutach przyjechała karetka, obaj strażnicy pomogli wprowadzić mnie do pojazdu. Położyli mnie na noszach i chyba straciłem świadomość, bo nie pamiętam, co działo się dalej.

Anatolij DiatłowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz