Sabotażysta

35 3 0
                                    

Zamek pomyślałam, gdy tylko przejechałam przez bramę. Przez chwilę zrobiło mi się niedobrze na myśl, że przyjechałam tu takim autem. Niestety naszej cukierni nie było stać na lepszy, a nasz cukiereczek ( tak go nazywaliśmy z Sarą) był w opłakanym stanie. Co najśmieszniejsze to auto cukierni, a ja muszę jeszcze za nie dopłacać, żeby móc nim jeździć.

Gdy tylko wjechałam do posiadłości na mojej trasie pojawił się młodziutki chłopak, jeden z obsługi zapewne.
⁃ Dzień dobry.- uśmiechnął się, gdy tylko otworzyłam okno.- Z czym Pani przyjechała ?
⁃ Dzień dobry, ze słodkościami. Gdzie mam podjechać?
⁃ Proszę jechać za mną. Z tyłu mamy zaplecze. Później pokaże również parking dla obsługi.

Pan okazał się jednym z dzisiejszych kelnerów i był przesympatyczny. Chwilę pogadaliśmy z później oboje z Wiktorem zanosiliśmy wszystkie desery do chłodni. Chciałam, aby były jak najsmaczniejsze dlatego jednym z głównych wymagań były specjalne lodówki tylko na nie. Nie mogłam sobie pozwolić, żeby ktoś je przez przypadek zniszczył lub żeby ,, złapały" zapach innego jedzenia. 

Na szczęście po godzinie wszystko było bezpieczne.
⁃ Kurde, sporo tego. - westchnął chłopak, biorąc ostatnie pudełko. - Sama wszystko przygotowałaś?
⁃ Tak. Dorabiam sobie w cukierni, a to zlecenie było spełnieniem moich marzeń, bo mogłam sama zaproponować smaki.
⁃ Tak. Państwo młodzi są naprawdę w porządku. Zawsze pozwalają nam się częstować i jeżeli coś zostaje zabieramy to do domu.
⁃ Tzn.? To nie ich pierwsze wesele? - zdziwiłam się.
⁃ Ich pierwsze . - zaśmiał się. - Ale pani młoda jest również właścicielką tej posiadłości i jeżeli przylatują to często wyprawiają tu jakieś imprezy czy bale.

Nie wiem dlaczego, ale ta informacja spowodowała, że mój żołądek podszedł mi do gardła. Teraz stresowałam się milion razy bardziej niż chwilę temu będąc jeszcze bez tej informacji. Ale jak to przylatują? Czyli gdzie normalnie mieszkają?
⁃ Melody? - z zamyślenia wyrwał mnie głos chłopaka. - Idę przygotowywać jedzenie w kuchni. Trafisz na salę?
⁃ Tak tak, jeszcze raz dziękuję za pomoc!- uśmiechnęłam się a chłopak zniknął za drzwiami.

Była już 8:20, więc postanowiłam przenieść wszystkie graty na sale i zacząć je układać. Może się wydawać, że słodki stół to tylko ciastka. Otóż nie! To również patery, obrusy, kwiaty, winietki i inne pierdoły. Wszystkie te rzeczy pozwalają na skomponowanie pięknego stołu. A ten ma być najpiękniejszy na świecie. Oczywiście wcześniej dostałam zdjęcia jak wygląda sala i w głowie miałam na to plan, ale rzeczywistość oczywiście okazała się lekko inna. Na szczęście byłam przygotowana chyba na wszystko. Miałam nie tylko zestaw do ratowania monoporcji, ale także do szycia i klejenia.

Koło 10 skończyłam układać wszystkie patery. Teraz tylko przynieść ciastka i gotowe.
⁃ Melody?! - zza moich pleców usłyszałam kobiecy głos, jednak brzmiał jakoś dziwnie.
Odwróciłam się i spojrzałam na piękną blondynkę biegnącą w moją stronę.
⁃ Dzień dobry. Tak to ja. Marta Nowakowska, ale mówią na mnie Melody.
⁃ Jak się cieszę! Jestem Camila!
Kobieta mocno mnie uścisnęła. W tym momencie przypomniałam sobie, że kobieta wspomniała coś, że część jej rodziny pochodzi z Polski a część ze Stanów Zjednoczonych. Stąd ten dziwny akcent.
⁃ Bardzo się cieszę, że się zgodziłaś to wszystko dla mnie przygotować! Mój przyszły mąż zawsze kupował dla mnie słodkości od was i wiedziałam, że muszę je mieć na własnym ślubie.
Spojrzałam na kobietę, która wcale nie wyglądała dużo starzej niż ja.
⁃ Bardzo mi miło. Postaram się, żeby wszystko wszystko perfekcyjnie. - odwzajemniłam jej uśmiech.
⁃ Mam dla ciebie przygotowane miejsce. - wzięła mnie za rękę i pociągnęła do jednego ze stolików. - Tutaj. Mam nadzieję, że nie będziesz czuła się źle. Będą tu siedzieli moi znajomi, którzy mówią po polsku.
⁃ Dziękuję, nie trzeba było... - ledwo skończyłam mówić, kiedy kobieta przerwała mi.
⁃ Mam też pokój dla ciebie- wręczyła mi klucze - Po imprezie możesz śmiało wypocząć.
⁃ Camila!!! - krzyknął ktoś zza drzwi.
Nagle naszym oczom ukazała się grupa ludzi szukająca przyszłej panny młodej.
⁃ Gdzie ty się podziewasz?! - krzyknęła jedna z kobiet- Musisz wracać! Przecież zaraz ślub, a ty nie jesteś gotowa!

Camila spojrzała na mnie, zrobiła przepraszająca minę i z całą grupą ruszyła w stronę ogromnych schodów. Ja również postanowiłam zacząć się szykować. Kolejnym moim warunkiem robienia stołów był nadzór nad słodkościami przez kilka pierwszych godzin. Oczywiście nie liczyłam na poczęstunek czy dodatkowe pieniądze. Tak po prostu chciałam. Wszystko musiało wyjść perfekcyjnie, a ja wiedziałam, że jeżeli osobiście tego nie przypilnuje to nikt za mnie tego nie zrobi. Wzięłam więc plecak, który miałam przygotowany na takie okazje i ruszyłam w stronę najbliżej łazienki.

Godzinę później byłam zwarta i gotowa do działania. Poprosiłam Wiktora, aby pomógł mi przenieść część słodkości na przygotowany już stół. Chwilę nam to zajęło, a ja zauważyłam, że powoli zbierają się goście.
⁃ Dobra, chyba skończyliśmy - rzuciłam do chłopaka odkładając ostania tartaletke na miejsce.
⁃ W końcu! Tych ciastek jest więcej niż dań w menu! - zaśmiał się.
⁃ A to nie jest tak, że potrawy są ustalone z góry?
⁃ No coś Ty! Każdy ma do wyboru, zaraz po zajęciu miejsc, każdy stolik będzie miał oddzielnego kelnera, który będzie odpowiedzialny za dania i napoje przez cały wieczór.
⁃ Nie wiedziałam. - speszyłam się swoją niewiedzą. Mogłam się domyślić, że to nie jest zwykłe wesele. - Pójdę sprawdzić czy wszystko w porządku z tortem i monoporcjami w lodówkach.

Uśmiechnęłam się do Wiktora i ruszyłam w stronę zaplecza. Z torebki wyciągnęłam notatnik i przeliczyłam ile porcji powinno zostać. 
⁃ Ahh pamiętać, odjąć jedną monoporcje, która wylądowała na twarzy jakiegoś dupka. - rzuciłam do siebie i zapisałam to w rubryce.

Kiedy weszłam do chłodni ktoś tam był. Wysoki mężczyzna stał i najwidoczniej coś kombinował z moimi słodkościami. Kątem oka zauważyłam, że zaczął wyjmować jedne z nich z pudełek.
Nie no tak być nie może.
⁃ Hej! Nie widziałeś kartki?! Nie dotykaj tego! To na wesele! - krzyknęła i ruszyłam w jego stronę. - Zniszczysz je!- wyrwałam mu pudełko, zamknęłam je i wsadziłam z powrotem do lodówki.

Po tym o razu sprawdziłam czy temperatura w obu lodówkach się zgadza. Zajrzałam też do tortu, ale na szczęście był nietknięty.
⁃ Przepraszam co ty w ogóle... - wkurzona odwróciłam się w kierunku sabotażysty.
Nie.
To nie może być on.
To ten dupek z auta.

Patrzył na mnie swoimi przeszywająco błękitnymi oczami. Jego twarz nie wyrażała dosłownie żadnych emocji. Była zimna i grobowa.
⁃ Ty...- wychrypiał, a na sam dźwięk jego głosu po moim ciele przeszła gęsią skórka.

Weź się w garść Melody. 

Od tej realizacji zależy Twoje życie. 

Musisz być twarda.

Przełknęłam nerwowo ślinę i odrzuciłam od siebie wszystkie negatywne myśli.

  Muszę być silna.

⁃ Już drugi raz sabotażujesz moje słodkości. Jeszcze raz a nie będzie już tak miło. - podeszłam do niego bliżej i zrobiłam groźną minę. - Nie zbliżaj się do mnie, a w szczególności do nich. Nie wiem kim jesteś i mało mnie to obchodzi, ale nie zepsujesz mi ciężkiej pracy swoją głupotą!

Rzuciłam gniewnie i czekałam na kontrę z jego strony. Nie wyglądał na mężczyznę, który odpuszcza. On jednak zaciągnął pięści i szczękę.
⁃ No mam nadzieję, że się zrozumieliśmy. - podeszłam do drzwi i je otworzyłam. - A teraz do widzenia. - wskazałam mu drogę.

Mężczyzna przez chwilę patrzył na mnie ostrym i przenikliwym wzrokiem, ale później kąciki jego ust delikatnie się uniosły. Ruszył w moją stronę, a kiedy już miał wychodzić nagle zbliżył się do mnie.
⁃ Pożałujesz tego. - szepnął, a ja poczułam ogromny chłód bijący z jego obecności.

Kiedy wyszedł poczułam, że nogi całe mi się trzęsą. Wydałam z siebie jeden z najgłośniejszych westchnień. Co we mnie wstąpiło? Nie wiem co mnie bardziej zdenerwowało. To co zrobił wcześniej czy to co teraz. I dlaczego to robił?! Przecież w ogóle się nie znaliśmy. I kolejne pytanie...Kim był? Jednym z kelnerów? Sądząc po samochodzie wnioskuję, że z tej listy mogę go skreślić.
⁃ To tylko randomowy gość. Jutro już nie będziesz pamiętała o jego istnieniu. - szepnęłam do siebie jakbym chciała się pocieszy.

Spojrzałam na zegarek. Za pół godziny ma się rozpocząć ceremonia. Wyprostowałam się, przeczesałam palcami włosy i ruszyłam w stronę ogrodu, gdzie już zaczęli gromadzić się goście.

Miłość z nutką waniliiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz