Rozdział 9

868 128 93
                                    

Emilka


Staję jak wryta, nie wierząc, że to się dzieje...

Takie duże miasto, a ja musiałam spotkać właśnie jego???!!!

Pan Mega Ciacho. Jak to go mianowała Aśka, zachwycając się nim, u mnie w mieszkaniu, jeszcze długie godziny, po naszej wizycie w tym miejscu, którego nazwy, nawet już nie wymienię. Biegnie właśnie, prosto w moją stronę.

Nawet w czapce, do której mam taką awersję, bo robi ze mnie pyzatą... bulwę. Wygląda nieziemsko.

Te muskularne ramiona, które jeszcze dwa dni temu, trzymały mnie mocno, chroniąc przed upadkiem. O matulu, mateńko... -posapuję rozmarzona. - Skup się kobieto! On tu biegnie!!

Co robić?! Ludzie ratunku...

Dobra, głęboki oddech i podłączmy się z powrotem, wszystkimi kabelkami do mózgu, bo ewidentnie tam się coś poodpinało.

Mam dwie opcje, albo czmychnę szybko w pobliskie krzaki, albo przejdę na drugą stronę ulicy, póki nie zdążył mnie zauważyć.

Krzaki wydają się najszybszą opcją... Tylko jak ja się później, z nich wyrajdam?

Podejmuje błyskawicznie decyzje, wybierając opcje numer dwa i przechodzę niepostrzeżenie, na przeciwną stronę ulicy. Kątem oka widzę, jak mija mnie po drugiej stronie i cieszę się, że mój plan nie zawiódł.

Z drugiej jednak strony, czuję dziwne rozczarowanie ...

Ale czego ty się spodziewałaś Emi, że zagada do ciebie przy ludziach... ucieszy się na twój widok... po co w ogóle ten cyrk? -pewnie nawet już o mnie nie pamięta.

Z moich myśli wyrywa mnie, wściekłe trąbienie. - Zgadnijcie czyje...

Taa... bingo, tylko ta wariatka, robi mi zawsze taką siarę.

Odwracam się do źródła dźwięku i to jest ogromny błąd.

Ponieważ zamiast samochodu Aśki, widzę tylko wpatrzone we mnie, brązowe tęczówki.

Przez moją kochaną przyjaciółkę, cały mój misterny plan poszedł w... daleko poszedł, w każdym bądź razie. - Dzięki ci wielkie, JOANNO!

- Milka! -zabije, poćwiartuje... zimna cela w sumie nie jest taka zła... - Halo! nie widzisz mnie? -krzyczy, przez otwarte okno. - Na co się tak gap... -spogląda w stronę, w którą patrzę i ...zatyka ją. - No w końcu. - Nie na długo jednak.

- Ja pikole! Mega Ciacho! Milka, on tu idzie! -Patrzcie jaki Kolumb, normalnie odkrycie godne podziwu.

-Przestań się wydzierać, przecież widzę -wykrztuszam w końcu.

- A no tak, tak... zaparkuje tylko auto i wracam cię wesprzeć. - co?! po cholerę?

Nie zdążę, jednak zadać tego pytania na głos, bo przybiera groźny wyraz twarzy i krzyczy jeszcze. - A ty uśmiech na ryjek i nie waż się znowu spierdolić! -oświadcza, po czym parkuje, pod uczelnią.

A ja stoję... stoję i czekam... w sumie to na co? Już dawno nie powinno mnie tu być, tymczasem nadal... STOJĘ!

Ja, specjalistka od zwinnej ucieczki.

On tymczasem podąża w moją stronę, uśmiechając się szeroko. - Ależ ma piękny uśmiech...

Ale że do mnie?! -odwracam się kontrolnie za siebie, ale nikogo więcej, nie widzę.

Kiedy podchodzi bliżej, od razu otula mnie cudowna woń, - cynamonu i drzewa sandałowego połączonego z wanilią.

Z bliska dokładniej widzę, te cudne oczęta, w kolorze płynnej czekolady, które śnią mi się po nocach.

Sweet FightsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz