Rozdział 24

809 112 42
                                    

Emilka





Początek Kwietnia przywitał nas cieplutkim słoneczkiem. Na zewnątrz czuć było już początek wiosny. Tej samej, która nieprzerwanie od dwóch miesięcy, kwitła w moim sercu.

To wszystko, co ostatnio działo się w moim życiu, było jak piękny sen, z którego nie chciałam się budzić.

Miałam fantastycznego faceta, który akceptował mnie w pełni i zyskałam super koleżankę, na którą zawsze mogłam liczyć. Niestety miała jedną wadę, była równie pokręcona co Aśka, przez co od ich pomysłów, czasami miałam ochotę poszukać mieszkania na biegunie północnym... ale i tak by mnie tam pewnie znalazły.

Mówię wam z jedną wariatką, już ledwo dawałam radę, a teraz mam dwie.

Ale jak to Aśka stwierdziła: Nadeszła nowa ERA - tak nas nazwała od pierwszych liter naszych imion, co Renia szybko podchwyciła.

Wariatki... ale kochane, i moje.

Nie mogę oczywiście pominąć jeszcze mojego wspaniałego przyjaciela, od którego żartów, ciągle pokładałam się ze śmiechu. Tylko Aśka nadal, uparcie na niego warczy.

Ta dwójka chyba nigdy się nie dogada.

Dobrze, że chociaż ze względu na mnie stara się go tolerować, kiedy spotykamy się w piątkę. Bez tego byłoby ciężko.

Umówiłam się z Asią na wspólny wieczór. Rzadko miałyśmy okazje spotkać się same, więc postanowiłam to nadrobić. Renia była dziś, już umówiona na jakąś randkę, więc miała dołączyć później.

Kazała nam się tylko dobrze bawić, byle nie za dobrze, bo nie będzie, później zbierała naszych zwłok po mieszkaniu, jak to się wyraziła.

Czarek nie był co prawda zachwycony, naszym babskim wieczorem, bo najchętniej to nie wypuszczałby mnie z mieszkania, ale trudno. Poza tym dobrze się złożyło, bo akurat musiał kogoś zastąpić na siłowni, więc i wilk syty i owca cała.

~~~

Z winkiem, bo zamierzałam u niej zanocować i pysznymi, zdrowymi przekąskami pod pachą, przekraczam próg jej mieszkania.

Tak, zdrowymi. Nie porzuciłam nowego stylu życia, chociaż schudłam tylko cztery kilo. Ale nie przejmowałam się tym. Jest, jak jest... to naprawdę interesujące, jak może zmienić się podejście do życia, jeśli masz akceptację drugiej połówki.

Może nie kochałam siebie jakoś super, bardzo. Ale nie patrzyłam już w lustro z odrazą. W ogóle zdarzało mi się nawet, coraz częściej w nim przeglądać i nie marudzić, ani nie krytykować swojego wyglądu tak bardzo jak kiedyś.

Oczywiście w myślach, bo na głos, to dopiero musiałam się pilnować. Czarek był jak motyl barciak większy*, od razu słyszał wszystkie moje wybredne komentarze na swój temat. Nawet te, które mamrotałam bardzo cicho.

Kara za to, nie powiem była może i zadowalająca - Na samo wspomnienie, kisiel w majtach. - Ale wolałam, jednak kiedy tortury były krótsze, niż kilkunastominutowe, w porywach do kilku dziesięciu.

- No cześć, zakochańcu! -przywitała mnie Aśka, wychylając nos z kuchni. Kończąc tym samym moje rozmyślania i bardzo dobrze, bo jeszcze chwila i miałabym problem. Bardzo mokruteńki problem.

- Hej! Jestem i mam coś dobrego. -wskazałam na przyniesione przeze mnie pudełko.

- Oo ta pyszna sałatka, którą jadłam u ciebie ostatnio?

-Dokładnie. Mam jeszcze parę innych rzeczy i winko.

- Królowo moja! -zawołała, dygając przed mną. - Dawaj te dary, rozbieraj się i siadaj, zaraz przyjdę do ciebie. -rzekła, znikając w kuchni.

Sweet FightsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz