Rozdział 21

925 111 82
                                    

Emilka





Skradłaś moje serce... te słowa dźwięczą w mojej głowie, od dwóch dni.

Chodzę jak na haju, ciągle śmiejąc się do siebie i nawet św.trójca nie była w stanie popsuć mi humoru. Co zaskoczyło je nie bardziej niż Aśkę.

Oczywiście po moim powrocie z popołudniowych zajęć, warowała już pod moimi drzwiami, ciekawa tego co się wydarzyło. Już w ciągu dnia zasypała mnie tabunem sms-ów, bo miała zajęcia od rana, więc minęłyśmy się na uczelni. Ale postanowiłam, że kara musi być. Za spiskowanie za moimi plecami i za to, że wypaplała wszystko babci, więc nic jej wcześniej nie zdradziłam.

Tak naprawdę, to nie byłam na nią zła, ani za jedno, ani za drugie. Po prostu chciałam dać jej nauczkę... no i wiedziałam, że jak zawsze po tym jak coś przeskrobie, przyniesie mi coś dobrego do jedzenia.

Cóż poradzić, uwielbiam słodycze w każdej postaci i chociaż postanowiłam ostatnio coś zmienić w swoim życiu i zacząć zdrowiej się odżywiać, to przecież nie mogę tak od razu zrezygnować ze wszystkiego. Zwłaszcza z tych pysznych pączków, które zgodnie z moimi przypuszczeniami, przyniosła Aśka, zaraz po zajęciach.

Które patrzą się na mnie i wołają: Zjedz mnie, chcę otulić się twoim podniebieniem!

No to jak mam im odmówić ? No nie potrafię.

Małe kroczki, wyeliminuję tylko część słodkości, zamienię je na owoce i warzywa, przede wszystkim na mój ukochany brokuł, tak cenne źródło białka, które na pewno mi się przyda. Bo umówiłam się już z Czarkiem na następny trening w przyszłym tygodniu.

Zajęcia z boksu naprawdę bardzo mi się spodobały. Były jakby to powiedzieć... wyzwalające.

Nie spodziewałam się, że aż tak mi się spodobają. Zwłaszcza przy mojej awersji do sportu. Jak powiedziałam Asi, że nie tylko ćwiczyłam, ale i, że zamierzam to powtórzyć, najpierw mnie wyśmiała, a jak wytłumaczyłam, że to nie żart, stwierdziła: Boże, cud.

Później, oznajmiła jednak, że na pewno przywaliłam, gdzieś głową i krew nie dopływa całkowicie do mózgu, poprzez krwiak, który się utworzył. I natychmiast chciała mnie zawieść na SOR.

Dopiero, po długich pertraktacjach i bardziej szczegółowym, opowiedzeniu co się dokładnie działo na siłowni, uznała, że gdyby to przed nią, jakiś facet zaświecił gołą klatą, to też by pohasała tam w podskokach.

Cóż, mimo że widok był... - moje sny są mu wdzięczne - to, to nie jest mój powód. Ale wolałam już, żeby tak myślała i odpuściła mi wizytę w szpitalu, niż gdybym musiała, rzeczywiście tam pojechać.

Powód moich chęci uczestniczenia w następnym treningu, był taki, że Czarek miał absolutną rację, mogłam uwolnić się od złych emocji.

Oczywiście jeszcze dużo we mnie zostało. Czułam to kiedy nie potrafiłam się zatrzymać i pomimo braku sił, chciałam uderzać jeszcze dłużej. Tylko że Czarek mi nie pozwolił i słusznie, mogłam zrobić sobie krzywdę.

Do tej pory zresztą czuję ból w ramionach, ale nie zamierzam się poddać. Będę walczyć, ze sobą, o siebie, dla niego. Żebym mogła normalnie wyjść na miasto i nie przejmować się pogardliwym wzrokiem innych ludzi oraz, żeby on nie musiał się za mnie wstydzić.

~~~~

Reszta tygodnia minęła mi na nauce. Niestety moja dezercja z zajęć, zemściła się na mnie, zawalając mnie materiałem do nadrobienia. Przez co nie miałam czasu, żeby spotkać się z Cezarym. Ale codziennie wisiałam na telefonie, czasami nawet i kilka godzin.

Sweet FightsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz