Rozdział 29

781 110 65
                                    

Emilka

Trzy miesiące później, dwanaście kilogramów lżejsza, co w sumie od początku mojej przygody ze zdrowym stylem życia, daję aż siedemnaście kilo w dół.

Jestem z siebie mega dumna. Lepiej czuję się sama ze sobą i chociaż nie jestem może sucha jak wiórek, to i tak uważam się nieskromnie - bo tego wyzbyłam się prawie całkowicie - za super laskę.

Po dawnej Emilce nie ma już prawie śladu, przestałam przejmować się krytyką innych, która zdarza się jeszcze od czasu do czasu, ale już nie w takim stopniu jak kiedyś.

Krótko mówiąc, nie daje sobie w kasze dmuchać i nie siedzę cicho, kiedy "plują na mnie" udając, że deszcz pada. Zawsze wtedy staję w swojej obronie, pewna tego, w czym jestem dobra i jakim jestem człowiekiem pod względem charakteru, a nie tego jak wyglądam na zewnątrz.

Swój sukces zapewniam, w dużej mierzę sobie, to wiadomo. Ale i Czarkowi, który wytrzymywał moje zmiany humorów, kiedy coś nie szło tak, jak chciałam, albo kiedy waga stała w miejscu. Bo takie momenty też były.

Pytał wtedy, czy nadal chcę kontynuować tę walkę, jednocześnie zapewniając, że jak dla niego to zawsze byłam i jestem piękna. Jednak kiedy zapewniałam, że chce to zrobić dla siebie, nie pozwalał mi się wtedy poddać, a gdy osiągnęłam zadowalający mnie efekt, nie dopuścił do tego, abym spoczęła na laurach.

Bo tak, moi drodzy, proces walki z wagą, wcale nie kończy się na etapie schudnięcia. On trwa cały czas. I nie po to, żeby chudnąć dalej, ale choćby po to, aby utrzymać osiągnięty efekt.

Wiele też zawdzięczam moim przyjaciołom, Miśkowi, który dla mnie biegał - Tak biegam, postanowiłam mój wrodzony talent do ucieczki, przekuć w coś dobrego - codziennie rano krótkie dystanse. Kiedy Czarek miał zajęcia i nie mógł mi towarzyszyć, on czasami prawie siłą wyciągał mnie z łóżka, gdy dopadała mnie niemoc lub niechęć.

Renatka też bardzo mnie wspiera, specjalnie dla mnie, przerzuciła się na sałatki i prawie codziennie podsyła mi nowe przepisy, żebym miała urozmaicenie. Starała się, żebym nie odczuła za bardzo braku Asi, jednocześnie nie próbując jej zastąpić.

Co do wspomnianej wyżej wiedzmy, mamy ze sobą stały kontakt. W klubie idzie jej coraz lepiej i w miarę odnalazła się już w nowym miejscu. Trzy tygodnie temu, tak jak obiecał mi, Czarek polecieliśmy do niej, sprawdzić jak się urządziła.

I chociaż obie doszłyśmy do wniosku, że Nowy York, jest świetnym miejscem. Tak na dłuższą metę, wolimy jednak Polskę. Więc cieszę się, że tak do tego podchodzi i mam nadzieję, że się jej to nie zmieni i wróci. Już za cztery lata i pięć miesięcy. -Tak, odliczamy codziennie, skreślając dni w kalendarzu.

Stoję właśnie przed lustrem w granatowej sukience z koronki przed kolano do tego wysokie szpilki oraz luźny koczek na głowie i muszę przyznać, że wyglądam zajebiście.

A co ! -precz ze skromnością.

Za niecałą godzinę mam rozdanie dyplomów, ale nie stresuję się tym zbytnio. Wiem, że będę świetnym dietetykiem, a dyplom i indeks, w którym są same piątki, tylko to potwierdzi.

Tak jest, od trzech miesięcy, nie miałam ani razu momentu zawahania, czy braku wiary w siebie...

No dobrze może raz. To było dwa miesiące temu, podczas dwudziestej ósmej rocznicy ślubu rodziców Czarka.

Miałam ich wtedy okazję pierwszy raz poznać, ale i zostać przedstawiona reszcie rodziny, oficjalnie jako jego dziewczyna.

Jego mama przyjęła mnie bardzo serdecznie. Była przepiękna, nawet pomimo wieku, wyglądała wciąż, jak ta dziewczyna ze zdjęć, które pokazywał mi Czarek z Włoch.

Sweet FightsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz