Rozdział 28

814 111 60
                                    

Emilka



Do Łodzi wróciliśmy po dwóch dniach. Od razu po powrocie chciałam rozmówić się z Aśką, z którą jakimś dziwnym trafem, nie było kontaktu, przez ostatnie dwa dni... Cwaniara, bała się bury.

Kiedy, już odnalazłam w mieszkaniu swój telefon i go naładowałam. Wreszcie, udało mi się do niej dodzwonić. Tłumaczyła się tym, że nie odbiera obcych numerów, dlatego nie mogłam się z nią wcześniej połączyć.

Tylko że numer Czarka z którego dzwoniłam do niej przez, prawie cały okres naszego pobytu w Orzechówce, znała bardzo dobrze, poza tym słyszałam, jak błagała babcie, żeby za żadne skarby świata nie dopuszczać mnie do telefonu.

No i oczywiście Halinka strzegła swojej komórki, jak oka w głowie. Dobrze wiedziała, że moja złość po kilku godzinach opadnie, a jej się upiecze.

Tylko że akurat w tym przypadku nie byłam na nią wcale zła, wręcz przeciwnie.

Z Czarkiem wyjaśniliśmy sobie wszystko, tylko nie było nam dane nacieszyć się sobą. Bo Halinka przygotowała mu osobny pokój, a w dzień nie odstępowała na krok.

Wybaczył jej jednak te niedogodności, bo z miejsca zaskarbiła sobie jego miłość. Pod koniec naszego pobytu, były już tylko same Halinki i Czarusie, a nawet więcej, pozwoliła mu mówić do siebie BABCIU!

Po powrocie spełnił swoją groźbę o zemście na mnie, ale wcale nie ubolewałam z tego powodu... no może poza drobnym problemem z chodzeniem.

Ale jak to mówią, cierp ciało, coś chciało.

Wczorajszy dzień i noc spędziłam z Aśką, bo dziś już wylatywała do Nowego Yorku. Czekaliśmy z nią właśnie na lotnisku, z Czarkiem i Renatą, brakowało tylko Miśka, który wykręcił się pracą, ale oboje z Czarkiem wiedzieliśmy, że nie miał dziś żadnych zajęć z rana. Powód był zgoła inny, ale obiecałam się nie wtrącać.

Jak to mi powiedział - Obiłem dla ciebie mordę przyjaciela, więc ty dla mnie zostaw ten temat. - wobec takiego argumentu byłam bezradna.

Cieszyliśmy się więc ostatnimi chwilami ze sobą, gdy nagle zaczęli nawoływać pasażerów.

- O nie, myślałam, że będziemy mieć jeszcze chwilę. -żaliłam się, przyciskając ją do siebie.

- Milka. -wysapała. - Bo mnie udusisz.

- Wybacz. -odsunęłam się lekko. - Będę tęsknić.

- A ja dzwonić i pisać emaile, obiecuję. -dla wzmocnienia efektu, przyłożyła dłoń do serca.

- Właśnie, kochanie. -wtrącił Czarek. - To nie koniec świata, tylko Nowy York. Poza tym obiecała nam bilety na któryś z meczów, więc na pewno przylecimy. -zapewnił.

- Wiem. -przytaknęłam tylko smutno głową.

Ale nic nie poradzę na to, że tak bardzo będzie mi jej brakować. W końcu to nasze pierwsze tak długie rozstanie i tak daleko od siebie. Nawet jak studiowałyśmy te pierwsze dwa lata bez siebie, to i tak w każdy weekend, któraś z nas zawsze przyjeżdżała do tej drugiej. Teraz będzie dzielić nas 4,220 mil.

- Ej! Ja też chętnie przylecę, mi też załatw bilet, babo. -obruszyła się Renata.

- Załatwię. Kocham was wariatki, grupowy uścisk i lecę. -wciągnęła nas w ramiona. - Ty też chodź, szwagier. -zawołała do Czarka. - Dobra dosyć tego dobrego. -oderwała się od nas po chwili. - Idę, a wy płaczcie za mną jeszcze chociaż przez godzinkę. -wyszczerzyła się i zniknęła za bramkami.

A ja rozbeczałam się jak dziecko.

-No już, Malinko, będziecie się widywać. Obiecuję, że polecimy do niej, jak tylko trochę się tam ogarnie. -szeptał mi do ucha, tuląc mocno.

Sweet FightsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz