Emilka
Do Łodzi wróciliśmy po dwóch dniach. Od razu po powrocie chciałam rozmówić się z Aśką, z którą jakimś dziwnym trafem, nie było kontaktu, przez ostatnie dwa dni... Cwaniara, bała się bury.
Kiedy, już odnalazłam w mieszkaniu swój telefon i go naładowałam. Wreszcie, udało mi się do niej dodzwonić. Tłumaczyła się tym, że nie odbiera obcych numerów, dlatego nie mogłam się z nią wcześniej połączyć.
Tylko że numer Czarka z którego dzwoniłam do niej przez, prawie cały okres naszego pobytu w Orzechówce, znała bardzo dobrze, poza tym słyszałam, jak błagała babcie, żeby za żadne skarby świata nie dopuszczać mnie do telefonu.
No i oczywiście Halinka strzegła swojej komórki, jak oka w głowie. Dobrze wiedziała, że moja złość po kilku godzinach opadnie, a jej się upiecze.
Tylko że akurat w tym przypadku nie byłam na nią wcale zła, wręcz przeciwnie.
Z Czarkiem wyjaśniliśmy sobie wszystko, tylko nie było nam dane nacieszyć się sobą. Bo Halinka przygotowała mu osobny pokój, a w dzień nie odstępowała na krok.
Wybaczył jej jednak te niedogodności, bo z miejsca zaskarbiła sobie jego miłość. Pod koniec naszego pobytu, były już tylko same Halinki i Czarusie, a nawet więcej, pozwoliła mu mówić do siebie BABCIU!
Po powrocie spełnił swoją groźbę o zemście na mnie, ale wcale nie ubolewałam z tego powodu... no może poza drobnym problemem z chodzeniem.
Ale jak to mówią, cierp ciało, coś chciało.
Wczorajszy dzień i noc spędziłam z Aśką, bo dziś już wylatywała do Nowego Yorku. Czekaliśmy z nią właśnie na lotnisku, z Czarkiem i Renatą, brakowało tylko Miśka, który wykręcił się pracą, ale oboje z Czarkiem wiedzieliśmy, że nie miał dziś żadnych zajęć z rana. Powód był zgoła inny, ale obiecałam się nie wtrącać.
Jak to mi powiedział - Obiłem dla ciebie mordę przyjaciela, więc ty dla mnie zostaw ten temat. - wobec takiego argumentu byłam bezradna.
Cieszyliśmy się więc ostatnimi chwilami ze sobą, gdy nagle zaczęli nawoływać pasażerów.
- O nie, myślałam, że będziemy mieć jeszcze chwilę. -żaliłam się, przyciskając ją do siebie.
- Milka. -wysapała. - Bo mnie udusisz.
- Wybacz. -odsunęłam się lekko. - Będę tęsknić.
- A ja dzwonić i pisać emaile, obiecuję. -dla wzmocnienia efektu, przyłożyła dłoń do serca.
- Właśnie, kochanie. -wtrącił Czarek. - To nie koniec świata, tylko Nowy York. Poza tym obiecała nam bilety na któryś z meczów, więc na pewno przylecimy. -zapewnił.
- Wiem. -przytaknęłam tylko smutno głową.
Ale nic nie poradzę na to, że tak bardzo będzie mi jej brakować. W końcu to nasze pierwsze tak długie rozstanie i tak daleko od siebie. Nawet jak studiowałyśmy te pierwsze dwa lata bez siebie, to i tak w każdy weekend, któraś z nas zawsze przyjeżdżała do tej drugiej. Teraz będzie dzielić nas 4,220 mil.
- Ej! Ja też chętnie przylecę, mi też załatw bilet, babo. -obruszyła się Renata.
- Załatwię. Kocham was wariatki, grupowy uścisk i lecę. -wciągnęła nas w ramiona. - Ty też chodź, szwagier. -zawołała do Czarka. - Dobra dosyć tego dobrego. -oderwała się od nas po chwili. - Idę, a wy płaczcie za mną jeszcze chociaż przez godzinkę. -wyszczerzyła się i zniknęła za bramkami.
A ja rozbeczałam się jak dziecko.
-No już, Malinko, będziecie się widywać. Obiecuję, że polecimy do niej, jak tylko trochę się tam ogarnie. -szeptał mi do ucha, tuląc mocno.
CZYTASZ
Sweet Fights
HumorStudentka - wyśmiewana z powodu swojej wagi, w głównej mierze dlatego, że studiuje taki, a nie inny kierunek. Całkowicie pozbawiona pewności siebie, nie akceptuje swojego wyglądu. Nienawidzi sportu pod każdą postacią, nawet od tego na ekranie telew...