Rozdział 26 Pan Gregory White

84 13 100
                                    

Niecałe piętnaście minut później John siedział już w samochodzie, trzymając w ustach papierosa i prując w kierunku domu Anny. Tumany kurzu unosiły się za nim na leśnej drodze. Trzymał jedną ręką kierownicę, a drugą przykładał telefon do ucha. Anna jednak nie odbierała.

Świetnie. Ciekawe, jaki mandat by mi teraz psy wlepiły? Komórka przy uchu, przekroczenie prędkości, auto całe zadymione i jeszcze za mną chmura pyłu. Chyba nie dbam zbytnio o przyrodę. A o bezpieczeństwo już na pewno!

Jednak nie tylko o tym myślał. Nie mógł przestać wspominać słów Finna. Czy jego przyjaciel miał rację? Nie traktował jej poważnie? To miały być... tylko wakacje?

Z piskiem opon skręcił na chodnik, znajdujący się przed domem Anny i wyskoczył z samochodu, ciskając z całej siły drzwiami. Nawet nie starał się poukładać myśli. Chciał tylko poznać odpowiedzi.

Zapukał i kiedy ujrzał w drzwiach Annę - przebraną, uczesaną i schludnie ubraną - poczuł jeszcze większą złość.

No pięknie. Ja tu się denerwuję, a ona miała nawet czas by się wykąpać i odstawić!

- Poważnie?! Wymknęłaś się, zostawiając mi tylko krótki liścik?!

- John!

- Znajdź mnie?! Co to za nowa zagrywka?! Jak miałem to w ogóle rozumieć?! Przecież ja od zmysłów odchodziłem! Powiedz mi, że to nie z powodu tego, co robiliśmy w łóżku?!

Anna rzuciła się na Johna, zakrywając pełną dłonią jego usta. John z trudem utrzymał równowagę. Objął Annę w pasie, złapał się framugi drzwi i całym ciałem uderzył o ścianę. Czuł jeszcze większe zmieszanie. Jej zachowanie było dla niego zupełnie niezrozumiałe. Chciał wiedzieć wszystko. Poznać powody jej zachowania.

Odepchnął ją od siebie i już miał zadać jej pierwsze poważne pytanie, które nasunęło mu się na myśl, kiedy zza pleców Anny wyłoniła się niespodziewanie męska sylwetka. John powoli przeniósł wzrok na mężczyznę. Jego uderzające podobieństwo do Anny, nie pozostawiało żadnych wątpliwości. Podobne rysy twarzy, te same nosy, szczupły podbródek.

- John, to jest mój tata. - Anna objęła Johna ręką w pasie i krótko cmoknęła go w usta, po czym złapała go za rękę i wciągnęła do przedpokoju. - Tato, to jest John. Mój... chłopak.

Johna przeszły niekontrolowane dreszcze. Jakby ktoś popieścił go prądem. A nawet, wolałby taką ewentualność, niż tak rychłe spotkanie z rodzicem Anny. Całe jego ciało mimowolnie się naprężyło. Poczuł się jak spłoszone zwierzę, gotowe do skoku. Nie mógł jednak żadnego wykonać. Zdrętwiał zupełnie. Pozwolił sobie jedynie na przybranie odpowiedniej pozy, poprzez sztuczne wyprostowanie pleców i schowanie rąk za siebie.

Ojciec Anny nie spuszczał z niego wzroku. Sunął w jego stronę dostojnie i powoli, niczym lew zbliżający się do swojej ofiary.

John usilnie starał się opanować emocje i zatrzymać własne myśli. Mimowolnie jednak oceniał. Wygląd, sposób chodu, analizujące spojrzenie, ubiór. Ciemno-szare włosy, oczy czarne jak węgiel, szerokie czoło. Był o wiele wyższy od Johna, co samo przez się sprawiało, że John czuł się niepewnie. Sylwetka szczupła i dobrze zbudowana. Wyglądał na wojskowego. Ale nie tylko on oceniał. Czuł, że on także był oceniany. I to zapewne bardziej krytycznie.

Krótka melodia przerwała ich pojedynek. Anna podskoczyła i krzyknęła coś w stylu: to pralka! Po czym zniknęła za zakrętem, zostawiając Johna zupełnie samego z jej ojcem.

- John?

- Miło mi pana poznać. Nazywam się... - John zerknął w stronę ciągnącego się przed nim korytarza. Anny nie było widać. Zapewne chowała się w toalecie. Przełknął ślinę i zniżonym głosem, dodał: John... Charmer.

John Charmer: Ona, Trylogia. Tom I (18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz