Rozdział 17 Kwatery Johna Charmera

133 13 112
                                    

1

John przez całą drogę szedł przodem, a Anna wolnym krokiem dreptała za nim. Czuł, że biła się z myślami. A im bardziej się zbliżali do biura, tym wolniejsze były jej kroki. Zachowywał poważną minę, ale wewnątrz miał ochotę roześmiać się na głos. Przystanąć, obrócić się do niej, pochwycić ją w ramiona i wytarmosić za wszystkie czasy! Jednak pokusa była zbyt silna. Pokusa oglądania z jakim skrępowaniem i nieśmiałością za nim podążała. Jak musiała walczyć z własnymi pragnieniami, ciekawością i niepokojem.

Ciekawą opinię sobie o nim wyrobiła. Nieangażujący się bawidamek, bezduszny i zmieniający dziewczyny jak rękawiczki! Ach, miał ochotę utrzeć jej nosa!

Ostatecznie nie usłyszał od niej odpowiedzi. Zamieszka z nim, czy nie? Propozycja dotyczyła tylko wakacji. Oboje mieli wolne, ona nie pracowała, a on miał urlop i w dodatku oboje chcieli się bliżej poznać - a gdzie mogliby lepiej, niż w tak uroczym miejscu? Zapewniającym całkowitą prywatność i intymność. Gdzie wszystko mieli pod ręką, Charles dbałby o zakupy dla nich, Finn przygotowywałby wyśmienite posiłki... Dosłownie, wczasy! Jedynym problemem jaki się pojawił, była jej - pożal się boże! - stancja i wymóg jej opłacania. Ale to od razu wziął na siebie. Pracę dla niej poszukają we wrześniu. A może nawet już coś dla niej znalazł, na uczelni? Wszystko miał szczegółowo obmyślane i klocki układały się idealnie. Byle tylko ona się namyśliła. Ale skoro zdecydowała się pójść z nim i spędzić tę noc w Ogrodach, to wszystko musiało być na dobrej drodze!

Weszli do budynku i John od razu skierował się schodami na górę. Nawet nie oglądał się za siebie, tylko pewnie kroczył w stronę mieszkania, znajdującego się na drugim piętrze. Prowadził ją. Czuł się, jak przewodnik, kierujący swoich podopiecznych ku czeluściom piekieł. Ku temu co nieznane, może nawet trochę niebezpieczne, ale podświadomie pociągające. Taka w tej chwili wydawała mu się Anna - zaniepokojona, jednak tak bardzo zaciekawiona, że dałaby się przeprowadzić po całym piekle, byle zaspokoić tę ciekawość.

Minęli jego gabinet na piętrze. Biurko zawalone papierami i projektami, jednak w jakiś logiczny sposób uporządkowanymi. John widział, w odbiciu szyby, jak Anna kręciła głową na boki, rozglądając się dosłownie w każdym możliwym kierunku. Patrzyła w górę, na zapalające się automatycznie światła, jakby była to dla niej nowość nie z tego świata. Chwytała wzrokiem niemal każdy obiekt, jaki mijali. Jakby chciała zapamiętać drogę, albo ułożyć w głowie psychologiczny portret gospodarza, tego niezwykłego dla niej miejsca, do którego dobrowolnie dała się zaciągnąć. Jego portret. Portret Johna.

John zatrzymał się tuż przed drzwiami kwater i obrócił się w jej stronę. Poczekał aż zbliżyła się do niego. Napięcie sięgało zenitu. To było wejście do piekieł. On o tym wiedział, i ona na pewno też. Biała ściana, a na niej jedyne drzwi. To nie mogło być nic innego. Nacisnął na klamkę i przepuścił ją przodem.

- Jak ciemno. Tutaj nie zapalają się automatycznie światła?

John zamknął drzwi, po czym bezszelestnie podszedł do Anny. Stanął tuż za nią. Czuł w nozdrzach słodki zapach jej włosów, słyszał szybki oddech, niemal widział oczami wyobraźni, jak Anna przeczesuje wzrokiem pokój, szukając jakiegokolwiek obiektu, którego mogłaby się złapać.

Pochylił się i szepnął jej do ucha.

- Nie, tutaj jest moja sypialnia. Światło zapalam lub gaszę tylko wtedy, kiedy tego potrzebuję.

- No tak... Po co ci światło kiedy śpisz. Częściej i tak jest zgaszone.

- Raczej jest zupełnie na odwrót.

Nacisnął na przycisk i światło wypełniło pokój. Pierwsze co się rzucało w oczy, to ogromne okna pokrywające całą ścianę po prawej stronie oraz połowę na przeciwko. Tuż pod oknami stało duże łoże małżeńskie i przesuwana szafa, a na przeciwko stolik z wysokimi stołkami kuchennymi, lodówka i płyta grillowa.

John Charmer: Ona, Trylogia. Tom I (18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz