Rozdział 21 Tylko jedną i tylko sypaną

90 13 136
                                    

1

John otworzył powieki i przez chwilę tylko tak leżał, wsłuchując się w dobiegające do jego uszu odgłosy. Był w Ogrodach, to było pewne. Tylko tutaj były tak duże okna. Sen odszedł tam, gdzie jego miejsce. A razem z nim ogień pożerający nieznaną mu wioskę, stwór rodem z baśni, zamaskowany mężczyzna i... on. Seto. Władca innego świata. Nie, pan innego świata. I prawdę mówiąc, nawet nie trzeba było go tak nazywać. Wyglądał na wodza. Wystarczyło tylko na niego spojrzeć. Seto - jego kopia z innego świata, tego był pewien. Pewniejsza siebie, lepiej przystosowana do walki, ale jednak... w jakimś stopniu... kopia. A może nie kopia, a sobowtór? Anna też miała swojego, ale tam zwali ją Haną. Jej życie było chyba o wiele bardziej skomplikowane niż to tutaj...

Ale co się stało z Seto?, pomyślał John. I co on chciał mi przekazać? Jak dobrze, że był to tylko sen. Niesamowity, ale jednak sen. Ach, jaka to musiała być noc, że taki sen mnie nawiedził!

Krople porannego deszczu zastukały w okno. John odchylił głowę i przez moment przyglądał się opuszczonej prawie do samego dołu rolecie. To ja ją opuściłem?, zastanowił się. Przeważnie sypiał przy całkowicie odsłoniętych oknach. To była nowość. Przyjrzał się ociekającym po szybie strugom wody, w wąskim pasku tuż poniżej opuszczonej rolety, gdzie można było dojrzeć jeszcze okno. Gdyby tam spadł deszcz, może inaczej potoczyłyby się ich losy. Może jeszcze ktoś by ocalał.

Stuknęła szafka. Johnowi zdawało się, że wcześniej też słyszał podobne, choć cichsze uderzenie, ale zbył to myślą, że przecież domy też żyją. To uderzenie było jednak silniejsze. Bardziej ludzkie. Ale co lub kto, u licha, mu tak hałasował? Wskazówki ledwie zbliżały się do piątej! Podniósł głowę i postanowił zmierzyć się z czymkolwiek lub kimkolwiek by to było - byle tylko móc znowu przytulić głowę do poduszki. Smukła postać krzątała się po jego kuchni. W ręku trzymała komórkę, którą poruszała we wszystkie strony, ciskając promieniem światła po ścianach i meblach.

No tak, to mogła być tylko Anna.

John poderwał z łóżka i zaszedł ją od tyłu.

- Co robisz? - Zajrzał jej przez ramię.

- Wystraszyłeś mnie! - Anna odskoczyła, przykładając dłoń do piersi. - Kurcze, wiedziałam, że się obudzisz. Chciałam zrobić tylko kawę.

- Ale dlaczego nie zapaliłaś światła?

- Przecież nie chciałam cię budzić!

- To skoro nie chciałaś mnie budzić, to trzeba było wrócić do łóżka. Do mnie. - Przetarł oczy i odszedł kilka kroków, przeciągając się i ziewając. - I dlaczego nie śpisz? Jest tak wcześnie. Spaliśmy może z dwie godziny, jak nie krócej.

- Jakoś... nie mogłam. Budziłam się co chwilę.

- Mogłaś podnieść rolety. Zbliża się piąta. Słońce właśnie wstaje.

- Pojęcia nie miałam, jak się je podnosi!

- Gdybyś nie kazała mi ich opuścić, to teraz miałabyś jaśniej.

- Bardzo śmieszne. Mogłeś mi pokazać, jak to się robi.

John roześmiał się, uniósł ręce i klasnął w nie dwa razy. Rozległo się głośne pstryknięcie i rolety ruszyły ku górze. Anna poruszała głową dookoła i rozglądała się po pomieszczeniu, które robiło się coraz jaśniejsze. Jej wzrok spoczął na jego twarzy, po czym zszedł w dół i w tej samej chwili, na jej policzkach pojawiły się intensywne rumieńce.

- Co się stało?

- Jesteś zupełnie nagi.

- A jaki mam być? Tego się w ubraniu nie robi! - Wyciągnął rękę, by odgarnąć kosmyki jej włosów z twarzy. Były lekko potargane, jeszcze nie ułożone. Naturalnie roztrzepane i takie podobały mu się najbardziej. Anna wzdrygnęła się, kiedy tylko jej dotknął. - Nie bój się. On nie gryzie.

John Charmer: Ona, Trylogia. Tom I (18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz