37. Bez Duszy

465 25 2
                                    

Zaczęłam coraz częściej myśleć o tym, by zacząć się leczyć. Nie no, oczywiście, że żartuję. Po co bym miała? Życie jest piękne i pełne miłości. Jednorożce istnieją, a chmury są z waty cukrowej. A jak już o tym mowa, to byłoby fajnie tak sięgnąć sobie ręką po coś słodkiego z nieba, ale moja dupa by tego nie wytrzymała. W rzeczywistości życie nie jest takie cudowne. Na pewno moje do takich nie należy.

Lance nie dawał mi żyć. Robiłam dla niego, co chciał. Bawił się mną, a ja na to mu pozwalałam. Byłam okropną córką, przyjaciółką i siostrą. Każdego musiałam okłamywać, co robię gdy opuszczam dom lub czemu o tak wiele rzeczy pytam. Nienawidziłam siebie. On chciał coraz więcej i więcej...

-Ziemia do Liany!

Usłyszałam głos, który pozwolił mi wrócić do rzeczywistości. Miałam dość, ale to już nie od dziś. Może umówić się do psychologa? Nie. Nie mogłam tego zrobić. Ten człowiek nie wytrzymałby tego.

-Tak?- zwróciłam się do mojej przyjaciółki, która aktualnie stała przy szafie grzebiący mi w rzeczach. Szukała spódniczki do szkoły, bo jej wszystkie były w praniu. Oczywiście ta suka musi podkradać moje ciuchy, bo jakby inaczej.

-Czarna czy brązowa?

-Obsidian.

-Co to?

-Odcień czarnego.

-Ty naprawdę jesteś pojebana.

Dziewczyna przewróciła oczami i zaczęła rozbierać się przy mnie. Kiedyś wydłubie jej te gały, jak jeszcze raz tak zrobi. Nienawidziłam tego i nigdy nie polubię.

-Tak już zmieniając temat. Co jest między tobą a Aidenem?

-W sensie?

-Zabrał cię na bal matki i w ogóle jest inny od jakiegoś czasu, tak mi przynajmniej się wydaje.

-To tylko garstka sytuacji. Nic nie jest. Przyjaźnimy się. To ta sama relacja, którą trzymam z Ianem, Mattem czy tam Iris. Spoko ziom z niego.- Jak ja go w ogóle nazwałam.

-Spoko ziom? Od kiedy tak mówisz?

-Od teraz. O której będziesz w domu?

-Nie wiem. Może po siedemnastej. Jadę zrobić paznokcie po szkole.

-Nie lepiej ci jest samej je zacząć robić?

-Ty mówisz serio? Jak ja mam niby sobie je przedłużyć i pomalować hybrydą tym bardziej lewą ręką?

-Dla chcącego nic trudnego. Taniej by ci to wyszło.

-Nie obchodzi mnie czy będzie tanio, czy drogo. Ma być dobrze, a gdybym ja sama się za to zabrała, to nie sądzę, że by takie było.

Pokiwałam głową. Wydawanie takich pieniędzy co kilka tygodni, gdy można by było kupić sobie za to kilka lakierów, lampę i inne akcesoria. Było to dziwne, ale nie każdego może to kręcić. Ona miała za co żyć. Nie musiała pracować dzięki rodzicom, a jej jedynym zmartwieniem była szkoła i by się schlać do nieprzytomności. Co ja mówię. Też tak żyłam i mogłabym nadal, gdyby nie moje postanowienie o nieproszeniu nikogo o pomoc.

-Racja. I tak nie umiesz nic w kreatywność.

-Dokładnie! Dobra ubieram w ten obsyjak czy coś tam.

-Obsidian.

-Czarny!

Zaśmiałam się z dziewczyny kiedy ona zniknęła za drzwiami do łazienki. Już po chwili ujrzałam ją w mojej przepięknej spódniczce której nigdy niedane było mi założyć i zapewne nie dostanę jej z powrotem, bo ta głupia lubi podpierdalać rzeczy i je sobie przywłaszczać.

Time Of Dark Truth [#1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz