28. Prawda

452 24 12
                                    

Uwaga!
Rozdział zawiera treści przejawiające brutalność i cierpienie bohatera.❗️

Nie istniałam już dla Ethana. Byłam dla niego nikim i tak się czułam. Nie miałam na nic już sił. Nauka, praca, sen i tak w kółko. Nie jadłam i mało piłam. Kilka dni temu dostałam wypłatę, ale mimo że zrobiłam w końcu zakupy, to nie potrafiłam nic przełknąć. Schudłam dużo, ale nie przeszkadzało mi to. Czasem wepchnęłam w siebie kisiel, ale już po chwili czułam, jak zaraz go zwrócę. Nie robiłam nic na pokaz. Zostałam zniszczona doszczętnie i zaprzestałam walki o moje lepsze jutro. Przestałam w nie wierzyć.

W ciągu dwóch tygodni zemdlałam trzy razy. Dwa pierwsze w swoim pokoju i łazience, a ostatnim razem na mieście, gdy załatwiałam potrzebne rzeczy. Jakaś słodka pani podeszła do mnie i próbowała mi pomóc. Zawsze marzyłam mieć babcię, jaką była ona, ale nie było mi to dane. Nie poznałam jej nigdy i żyła tylko w mojej głowie.

Kobieta chciała zadzwonić po karetkę, ale namówiłam ją, by tego nie robiła. Za to zabrała mnie do kawiarni. Ona zamówiła ciasto czekoladowe z truskawkami, a mi sernik z kawą. Nie prosiłam o to, a jednak to zrobiła. Nasze zamówienie było dla mnie ciosem poniżej pasa. To samo zamawiałam z Danielem w Simply Bold Cafe. Mimo że był to czysty przypadek, to ja czułam, jakbym przebywała w jego obecności. Dzięki temu ożywiłam się i pochłonęłam swoje ciasto, angażując się w rozmowę. Im dłużej rozmawiałam z kobietą, tym dłużej nie chciałam się z nią rozstawać. Tak bardzo przypominała mi mojego zmarłego przyjaciela. Miała tak samo dobre serce i gdy się wypowiadała na różne tematy, to czułam, jakby przede mną siedziała starsza, żeńska wersja Nelsona. Tak bardzo mi go brakowało...

Ostatecznie po dwóch godzinach nasze spotkanie się zakończyło, co przyczyniło się do ukłucia w sercu. Ja nie chciałam tego kończyć. Pomogłam ubrać kobiecie kurtkę i zapłaciłam za nasze zamówienie jako podziękowanie za pomoc. Kobieta złapała mnie za dłonie, wciskając coś między nie. Największym ciosem były ostatnie słowa, z którymi zostawiła mnie staruszka.

,,Dziękuję. Dzięki tobie poczułam, że żyję".

Przyglądałam się oddalającej się sylwetce i wtedy spojrzałam w swoje dłonie. Znajdowała się tam karteczka, na której był zapisany numer telefonu i podpis ,,gdy zwątpisz w siebie, ja zawsze znajdę dla ciebie czas". Spojrzałam powrotem na staruszkę, ale jej już nie było.

Mimo że od czasu wyścigu byłam chodzącym robotem bez uczuć, który nie uśmiecha się ani nie smuci, to wtedy poryczałam się od momentu przekroczenia progu samochodu.

To ja dziękuję. Pani udowodniła mi, że mogę jeszcze coś poczuć.

Dziś po powrocie do domu nie zastałam nikogo. Nie interesowało mnie to jeszcze wczoraj, ale dziś odżyłam. Bolała mnie moja poszarpana dusza, ale zaczęłam zastanawiać się, co Ian robi, czy Aiden siedzi w pokoju lub Finn ma zamiar ścigać się w piątek. Może Iris z Mattem mają ochotę pójść do kina?

Usiadłam przy stole kuchennym z ciepłą herbatką z myślą poczekania na kogoś. Chciałam poczuć ich bliskość. Każdy z moich znajomych próbował ze mną porozmawiać, ale ja nie miałam czasu, więc wszystkich zbywałam. Po pół godziny usłyszałam otwieranie drzwi. Ucieszyłam się z tego powodu.

-Hej!

Odwróciłam się w stronę wejścia do kuchni, oczekując jakiejś osoby. Nic. Słyszałam, że ktoś był, ale nie widziałam kto.

-Jestem w kuchni! Halo?

Nagle w przejściu ujrzałam mężczyznę. Nie był to ten, którego wyczekiwałam. Chłopak z maską królika na twarzy. Taki sam jakiego ujrzałam w dzień śmierci Daniela. Od razu zerwałam się na równe nogi, zwiększając przerwę między nami. Ta sytuacja przypominała mi sytuację z pierwszego dnia, gdy oto w taki sposób dowiedziałam się, że będę mieszkać z Aidenem.

Time Of Dark Truth [#1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz