Pov Ramos
Taka oto dzisiaj wydarzyła się sytuacja, że jedziemy do Monachium. A raczej lecimy. Jak możecie się domyślić – liga mistrzów. Nie wiem jak to się stało, ale jesteśmy w półfinale, więc zajebiście. Rano spod domu miałem podjechać pod stadion, gdzie wszyscy zostawiamy samochody, a potem autobusem, który Carlo wykupił nam od jakiegoś araba, przedostaniemy się na lotnisko. W Niemczech przynajmniej nie będzie Gerarda. Dwa dni spokoju. Chyba że i tam umyśli mu się polecieć. U niego wszystko jest możliwe. W końcu już ustala wynajem mieszkania w Madrycie. On jest jebnięty.
Spakowałem wszystkie potrzebne rzeczy do torby i po zjedzeniu czegoś udałem się pod ustalone miejsce. Znając życie Cris będzie miał ze trzy walizki. Kiedyś jak jechaliśmy do Wenecji na tydzień to zabrał ze sobą połowę swojego majątku życiowego i Eden musiał ciągać to wszystko ze sobą, aż na końcu przewrócił się i zwichnął nogę, przez co Gareth opierdolił Portugalczyka oraz wyrzucił jego rzeczy do rzeki. Potem policja to tam znalazła, ale my na szczęście już wtedy byliśmy w Hiszpanii, a nikt nas nie widział, więc wszystko poszło w niepamięć. Ronaldo miał tam tylko dziesięć par takich samych koszulek i dwadzieścia perfum o identycznym zapachu.
KURWA NO! A CHUJ CI W DUPE - usłyszałem krzyk Courtoisa wchodząc do autobusu.
A wam co? - spytałem szukając gdzieś Andrija, który miał nam zająć miejsca z daleka od Edena.
No bo założyłem się z Karimem, że przyjdziesz jako ostatni, no ale nie jesteś ostatni, bo nie ma jeszcze Luki - odparł Belg dając pieniądze Benzemie. Zaśmiałem się i usiadłem obok bramkarza, do którego od razu zacząłem gadać.
Ej słuchasz mnie? - zwróciłem się do niego, ponieważ opowiadałem mu od kilku minut jakże ciekawe przemyślenia życiowe, a on cały czas patrzył się w okno.
Mówiłeś coś? - odrzekł gdy uderzyłem go w ramię.
Nie już nic - westchnąłem, bo mój monolog o różnicy cen produktów w żabce, a dino poszedł się jebać.
Przepraszam po prostu stresuję się tym meczem, boję się, że coś mi źle pójdzie, Iker na pewno zagrałby lepiej ode mnie, albo chociaż Thibaut - powiedział z widoczną obawą i smutkiem w głosie.
Dobrze wiesz, że Iker jest na jakiejś rocznej kontuzji, a Carlo po dwóch miesiącach twojej gry postanowił dać ciebie na bramkę, bo jego zdaniem jesteś lepszy od Courtoisa, więc coś w tym musi być - wyjaśniłem - nie przejmuj się, im więcej o tym myślisz tym gorzej jest, uwierz mi.
Staram się, ale coś mi nie wychodzi - chłopak ponownie skierował swój wzrok na szybę.
Po około trzydziestu minutach byliśmy na lotnisku i zostało nam czekać na nasz samolot. Żebyśmy tylko go nie pomylili. Raz mieliśmy lecieć do Japoni, ale Marcelo coś źle usłyszał i znaleźliśmy się na Jamajce. Na końcu stwierdził, że te dwa słowa są do siebie bardzo podobne, więc nie powinniśmy się na niego o to złościć.
Ej myślisz, że ich wypierdolą stąd? - spytał Łunin podczas gdy siedzieliśmy na krzesłach obok Bale'a i Valverde, a Cristiano biegał za Hazardem przez całą długość budynku, bo tamten mu coś zabrał.
Możliwe - wzruszyłem ramionami - najwyżej będzie dwóch idiotów z głowy mniej.
Po półtorej godziny wreszcie mogliśmy wejść do samolotu. Andrij zajął miejsce obok okna, ja w środku, a koło mnie Gareth, który nie chciał mieszać się w patologię zwaną Fede plotkującym z Edenem, obok których siedział Cris, który za to cały czas gadał z Marcelo siedzącym za nim. Teraz czekają nas dwie godziny podróży do Monachium.
***
My na pewno dobrze idziemy? - spytał Dani widząc jak po raz kolejny przechodzimy obok tego samego sklepu z pamiątkami, który naciąga turystów na kasę.
CZYTASZ
Madryckie przygody
Short StoryJak mówi przysłowie: "Real Madryt klub wspaniały dziewięć kurew dwa pedały" (Pozdrawiam osobę, która napisała mi to w komentarzu) ⚠️cringe i gay alert⚠️ Shipy: •Ramos x Łunin •Valverde x Bellingham •Carvajal x Roberto