wesele

52 4 66
                                    

Pov Ramos

KURWA MAĆ DLACZEGO TEN CHOLERNY BUDZIK NIE DZWONIŁ! - krzyknąłem zrywając się z łóżka. Miałem wstać o ósmej, a mamy już dziesiątą. Przecież nastawiałem go wieczorem w telefonie jak nic. Chyba, że pomyliłem dni. Nie, to jest nierealne. Sprawdziłem i dzisiaj rzeczywiście była sobota, czyli tak jak wszystko było zaplanowane. Pewnie was ciekawi, gdzie tak mi się spieszy. Mój kuzyn się żeni, a dzisiaj jest jego ślub. Dopiero wczoraj sobie o nim przypomniałem. Wszystko odbywa się w Sewilli, więc kawał drogi stąd. Rzuciłem się do szafy szukając jakichkolwiek przystępnych ubrań na tę okazję. Jakieś losowe szersze czarne jeansy i koszula. Sądzę, że jest zajebiście. Nie miałem czasu na żadne logiczne myślenie, dlatego wyszedłem z domu chwytając za kluczyki i kartkę z zaproszeniem, żeby zobaczyć, czy przypadkiem nie jebłem się w godzinach. Czasami trzeba się upewnić dwa razy.

Moją uwagę przykuło jednak zdanie w samym rogu kartki. Dla dwóch osób. No to kurwa nieźle. Ja nie wiem, czy Alex zapomniał, że jestem sam, czy po prostu myślał, że na ten czas już sobie kogoś znalazłem. Dobra chuj w to. Jedziemy po Andrija. Się chłop zdziwi.

Łamiąc wszystkie przepisy drogowe wjechałem na jego podjazd w ciągu dwóch minut i zacząłem trąbić na całe osiedle.

Jezus Maria sąsiedzi zaraz się tu zlecą, czego chcesz? - zaspany Łunin wyszedł przed dom.

Ubieraj najbardziej eleganckie ubrania jakie masz w szafie i jedziemy, nie zadawaj pytań tylko zapierdalaj - pospieszyłem go - NO CO TAK KURWA STOISZ? TRZY SEKUNDY I WIDZĘ CIĘ TU Z POWROTEM.

Nic nie rozumiejąc wrócił do środka. Po dosłownie minucie wyszedł odjebany w koszulę i czarne dresy zajmując miejsce pasażera.

A czy teraz mógłbyś mi do chuja wyjaśnić, co tu się dzieje? - spytał.

Jedziemy na ślub - oznajmiłem odjeżdżając.

Ślub? Jaki ślub? Kto się żeni? - podniósł brew próbując sobie przypomnieć czy ktoś u nas w drużynie ostatnio nie planował wesela.

Ancelotti ze swoim bobrem wiesz kurwa? Mój kuzyn z jakąś Sarą czy tam Olivią, nie pamiętam - odparłem.

I dlaczego musiałeś mnie przez to budzić z samego rana? - nadal nic nie ogarniał.

Po pierwsze nie z samego rana, bo mamy po dziesiątej, więc i tak już jesteśmy spóźnieni. A po drugie dopiero przed wyjściem zauważyłem, że mam z kimś przyjść, więc jesteś moją pierwszą i jedyną opcją - wytłumaczyłem.

A co gdybym się nie zgodził? - dopytał.

Każdy dobrze wie, że byś się zgodził. Kurwa człowieku kazałem odjebać ci się na galowo bez słowa i mnie posłuchałeś, więc o czym my w ogóle gadamy? Ale jakby serio nie było cię w domu, to musiałbym brać Pique, ale jego to już raz wziąłem ze sobą, kiedy moja kuzynka wychodziła za mąż i to co tam odpierdalał, to szkoda słów - nie wiedziałem, czy mam się śmiać, czy płakać.

Opowiadaj - namawiał mnie.

Jak tylko weszliśmy na salę weselną, to chwycił za wódkę i zaczął polewać każdemu dookoła mówiąc "sukces życiowy jest osiągnięty wtedy, gdy facet może się napić dobrze, tanio i w niedzielne południe". Potem nie było lepiej, bo poszedł zagadać obsługę i przyjechał do nas z tortem, z którym prawie się wyjebał i wręczając pierwszy kawałek dla pary młodej, pomylił jej męża z jakimś losowym typem. Następnie jakoś po północy wszedł na stół śpiewając rudy się żeni, co w ogóle było bez sensu, bo nikt tam nawet rudy nie był. Dalej zaczął się całować z jakimś blodnynem, który potem się okazało, że ma żonę, więc porobiły się tam dramy oraz kłótnie. A finalnie znalazłem go w łazience, gdzie leżał zarzygany na podłodze - opowiedziałem wszystko, co pamiętałem z tamtego wieczoru.

Madryckie przygodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz