kot mariusz

37 4 45
                                    

Pov Valverde

Jude tak jak obiecywał wziął tydzień wolnego i wyleciał do Niemiec. Miał tam załatwić sprawy z przeszłości, a ja czekałem kiedy wróci. Od kilku dni nie odbierał telefonów ani nie odpisywał. Martwiłem się, że tamci dresiarze mu coś zrobili, ale nie miałem nawet jak i od kogo się dowiedzieć. Ten typ co jeździł za mną samochodem przestał mnie śledzić, więc to jedyny plus tego wszystkiego. Nie wiem co Bellingham mu nagadał, że się ode mnie odjebał, ale zadziałało.

Siedziałem w pokoju próbując zająć sobie myśli oglądaniem jakiegoś filmu, ale nic nie pomogło. W pewnym momencie usłyszałem dzwonek do drzwi. Od razu zerwałem się z miejsca i pobiegłem na dół, ponieważ miałem nadzieję, że to mój przyjaciel. Chociaż pewnie będzie to najebany Cristiano albo kurier DPD.

Boże czemu nie dawałeś znaku życia debilu! - jak to mówią, nadzieja matką głupich, a w progu ujrzałem Juda, któremu rzuciłem się na szyję - mów, co z tym wszystkim. Ten patus już za mną nie jeździ. Co ty mu powiedziałeś, że się odwalił?

Lekki szantaż i zaciągnąłem go ze sobą do Niemiec, gdzie pojechaliśmy do naszego "szefa", a teraz to już mojego "byłego szefa". No wiesz, postawiłem mu wódkę i jakoś poszło. Może i parę razy oberwałem, ale żyję - mówiąc to pociągnął rękawy bluzy ukazując rany po jakiejś bójce. Na twarzy tak samo miał kilka zadrapań.

Ważne, że wreszcie ci się udało z tego wyjść - odparłem - teraz nie będę musiał się bać idąc ulicą, czy przypadkiem jakiś sebiks mi nie wpierdoli.

Po chwili usłyszeliśmy głośny huk dochodzący z mojego pokoju.

KURWA MAĆ MARIUSZ! - krzyknąłem prawie przewracając się na schodach - co ty znowu odjebałeś?! Mój kwiatek...

A czy ty czasem nie nazwałeś tego kota rudy? - zdziwił się Bellingham idąc za mną.

No nazwałem, ale gdy Toni do mnie przyjechał i go zobaczył, to zaczął do niego mówić Mariusz i tak jakoś zostało - wyjaśniłem - dopiero co nowego kwiatka sobie kupiłem, a ten już po parapetach chodzi.

Siema Mariusz - chłopak się z nim przywitał i położył na łóżku, a rudzielec wskoczył tam za nim.

Masz szczęście, że to jest sztuczna paprotka i nie muszę zbierać ziemi - zagroziłem mu - kupiłem ci legowisko, drapak, masz całe moje łóżko dla siebie, ale nie, bo ty musisz wchodzić mi na parapet.

Mariusz ma chyba wyjebane na te twoje badyle - stwierdził widząc jak ten odwraca się do mnie tyłem i zasypia.

Jeszcze raz, a będzie spał na balkonie - obraziłem się - wiem, że nie chcesz wracać do tego tematu, ale cały czas dręczy mnie jedno pytanie. Bo mówiłeś, że wszedłeś w ten handel w Niemczech, ponieważ nie miałeś pieniędzy na start. To nie mogłeś pożyczyć od rodziny lub znajomych? Naprawdę sprzedawanie koki czy amfy jakimś gangsterom było jedynym wyjściem?

Bliższych przyjaciół, od których mógłbym pożyczyć kasę nie miałem. Nawet z kolegami z drużyny miałem słaby kontakt, więc nie ma tu o czym mówić. A rodzina...to ciężki temat. Rodzeństwa nie mam, z jednym jedynym kuzynem widzieliśmy się może dwa razy w święta, a z mamą od czasu wyjazdu nie mam kontaktu. Chociaż jaka z niej matka, skoro..nie dobra mniej ważne - urwał w połowie zdania.

A co z ojcem? - spytałem.

Też chciałbym wiedzieć - zaśmiał się, ale było słychać żal w jego głosie - nigdy go nie widziałem. Podobno zostawił nas, gdy się urodziłem. Do tej pory nie wiem jak się nazywa i kim jest. Potem znalazła sobie nowego, który niestety jej nie zostawił, a kurwa chciałem, żeby tak było.

Czemu? - dopytałem. Z jednej strony czułem, że ta historia dobrze się nie skończy, ale z drugiej byłem ciekawy, co dalej się wydarzy.

Przez chwilę zapadła między nami cisza. Jude zastanawiał się, czy mi o tym powiedzieć. Nigdy nie otwierał się przede mną aż tak, więc nie mam prawa być zdziwiony albo zły.

Nie wiem. Nie wiem, czy chcę ci to mówić - zawahał się.

Nie musisz - zapewniłem go, po czym objąłem ramieniem, żeby jakoś okazać mu wsparcie, że nie jest teraz w tym sam, na co jedynie się wzdrygnął i lekko odsunął. Schował twarz w ręce nic więcej nie mówiąc.

Nie wiedziałem jaki był powód jego zachowania, ale wolałem już nie dopytywać. Jeszcze pogorszę sytuację, która i tak już jest wystarczająco chujowa. Nawet Mariusz zauważył, że coś się stało, bo podniósł swoją leniwą dupę, po czym wskoczył mu na kolana. Zdrajca pierdolony. Kiedy ja chcę wziąć go na ręce, to ucieka lub mnie drapie. Niewychowany jakiś. Co z tego, że to ja za niego odpowiadam.

Nagle usłyszałem jak ktoś wbiega mi do mieszkania. Dobrze słyszycie. Wbiega. Musiałem zapomnieć przekręcić klucza w zamku. Zszedłem na dół nieco przestraszony, ponieważ nie miałem pojęcia kto i w jakiej sprawie mnie nachodzi.

A ty co? - zdziwiłem się widząc Carvajala opierającego się o drzwi, tak żeby nikt przypadkiem nie wszedł do środka.

Suarez z Messim mnie gonią - powiedział zadyszany na jednym wdechu.

Sergio mi niedawno opowiadał, że Leo też do niego przyszedł, bo miał problem, że Gerard przeprowadził się do Madrytu i że to niby on mu kazał to zrobić - przypomniałem sobie - a do ciebie czemu przyjechał? I to jeszcze z obstawą w postaci Luisa?

Roberto ten zjeb jebany przypadkiem wstawił zdjęcie na relację oznaczając mnie i teraz twierdzą, że sprowadzam im kolegę na złą stronę - wyjaśnił - już nawet nie można mieć znajomych z przeciwnych klubów, bo od razu cały skład zjawi ci się pod domem napierdalając w szyby.

Oni już tacy są - machnąłem ręką - Messi ci nie wpierdoli, bo za niski, ale potrafi dobrze opracować strategię i plan działania oraz połączyć wszystkie fakty, a Suarez to po prostu groźnie wygląda z tymi swoimi zębami.

Mogę zostać u ciebie na chwilę? Boję się, że siedzą gdzieś za samochodem albo w krzakach i gdy tylko wyjdę, to mnie zaatakują - zapytał.

Jasne - oznajmiłem i wróciłem na górę do Bellinghama, podczas gdy Dani poszedł zadzwonić do Sergiego, żeby ogarnął swoich przyjaciół, bo za niedługo będą siać postrach w całej Hiszpanii.

Madryckie przygodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz