Rozdział V, część 1

19 5 1
                                    

Krótko o tym, jak zostałam złożona w ofierze

„Więc myślisz, że umiesz odróżnić niebo od piekła?"

~ Dorotea de Spirito

Chcę jak najszybciej opuścić Nowy Orlean, jednak o tak wczesnej godzinie wszystkie kawiarnie są jeszcze zamknięte, a ja koniecznie potrzebuję kawy, by przetrwać ten dzień. Will deklaruje, że poszuka kawy w kuchni Zeline, a ja w tym czasie zostaję na ganku i postanawiam zadzwonić. Najpierw wybieram numer mojego brata. Nasza ostatnia rozmowa zakończyła się kłótnią. Odbiera dopiero po kilku sygnałach.

— Co chcesz? — pyta zaspanym głosem.

— Tak się zwracasz do swojej kochanej siostry? — prycham. — Najpierw się obrażasz, że nie dzwonię, a teraz się obrażasz, że dzwonię?

— Ale dlaczego tak wcześnie?

Marszczę brwi i przez chwilę się zastanawiam czy strefy czasowe mi się nie pomyliły.

— Przecież u was jest już południe.

— Nie udawaj, że ty nie śpisz do dwunastej... Zaraz, która godzina u ciebie? Dlaczego nie śpisz? Coś się stało?

Słyszę zmartwienie w jego głosie, dlatego od razu mówię:

— Wszystko w porządku. Tak po prostu dzwonię, by zameldować, że wciąż żyję. — Mam wrażenie, że słyszę jeszcze jakiś głos. — Z kim jesteś?

Chwila ciszy.

— Z nikim.

— Kłamiesz. Powiem mamie.

— A ja powiem, że zadzwoniłaś najpierw do mnie, a nie do niej.

— Twoje sekrety nie mają sensu. Jeden telefon do Mads i wszystko będę wiedzieć.

— To sobie dzwoń. Do usłyszenia jutro.

I się rozłącza. Prawie od razu dzwonię do Mads. Ona już dawno wstała i na wstępie mi oznajmia, że właśnie ćwiczy, żebym nie była zdziwiona jej ciężkim oddechem. Nawet nie muszę ją o nic pytać, bo od razu opowiada mi jak poprzedniego wieczoru ona, Cam, Arian i Leon poszli na imprezę.

— Wiesz, że Cam nie zna umiaru i oczywiście rzygał jak kot całą noc. Leon nas odprowadził, bo Arian też się zataczał jak jakiś alkoholik, a przecież nie poradziłabym sobie sama. Przysięgam nigdy więcej z nimi nie wyjdę.

Cicho się śmieję, bo obie wiemy, że to nie jest prawda. Pewnie świetnie się bawili nawet podczas powrotu i trochę żałuję, że mnie to ominęło.

— Wysłaliśmy ci zdjęcia, ale oczywiście nie odczytałaś — dodaje.

— Nie miałam zasięgu.

To prawda. To cud, że jeszcze nie zerwało nam połączenia. Opowiadam jej co wydarzyło się u nas. Pomijam bardzo dużo szczegółów, bo wiem, że wtedy nasza rozmowa trwałaby cały dzień.

— Voodoo? Naprawdę? Czułaś się jak w „Księżniczce i żabie"?

— Trochę — odpowiadam, akurat w momencie, gdy Will przynosi kawę. — Powiesz moim rodzicom, że wszystko w porządku? Tobie na pewno uwierzą.

— Jasne. Uważaj na siebie.

Chowam telefon do kieszeni, a następnie przyjmuję kawę od Willa. Do mamy zadzwonię nieco później.

— Długo ci to zajęło — stwierdzam.

— Śpieszysz się gdzieś?

— Ben i Bill nas zaraz nie dopadną?

Dziewięć KluczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz