W nocy znowu nie śpię.
Siedzę przy biurku i patrzę na kartkę wyrwaną z zeszytu i długopis, który ściskam w ręce. Chcę coś napisać. Wyjaśnić, dlaczego znikam, ale tak by brzmiało wiarygodnie. Żadnego wspominania o duszach i demonach.
Gapię się tępo w kartkę, kiedy w końcu udaje mi się napisać pierwsze słowo.
Przepraszam.
To moje najszczersze przeprosiny, mimo że są tylko na przypadkowej kartce. Łzy cisną mi się do oczu, ale biorę się w garść, bo przypominam sobie, że to ja podjęłam taką a nie inną decyzję. Nie przewidziałam tylko, że wyrzuty sumienia zaczną mnie tak szybko przytłaczać.
Wcale nie uciekam z domu. W każdym razie nie tak ma to wyglądać. Nie zostałam też porwana ani nic. Nie musicie się martwić, naprawdę. Po prostu chcę komuś pomóc. Ta osoba naprawdę potrzebuje mojej pomocy, a ja nie potrafię odmówić. Kocham Was, nawet jeżeli tego nie mówię. Powtarzam: NIE UCIEKAM. Po prostu znikam na jakiś czas, ale wrócę. Obiecuję, że wrócę. Nie mogę Wam powiedzieć w czym pomagam, ale nie będzie to nic nielegalnego. Nie jestem w żadnej mafii, sekcie czy tym podobnym. Nie martwcie się, poradzę sobie. Codziennie będę dzwonić, żebyście wiedzieli, że żyję i nic mi nie jest.
Mamo, proszę Cię tylko o jedno; kiedy w końcu zadzwonię, nie krzycz na mnie. W końcu to ty mi powiedziałaś, że ratowanie życia jest twoim obowiązkiem. Nie będę gorsza.
Kocham Was,
Kate.
Na słowo „kocham" spadają łzy i tusz długopisu delikatnie się rozmywa.
Sięgam po różę i wdychając jej zapach, obracam się na krześle. Na jej płatkach nadal znajdują się krople mojej krwi. Łzy płyną mi po policzkach jak wodospad, ale nie jestem w stanie tego powstrzymać. Może to i dobrze. Lepiej teraz porządnie się wypłakać, żebym później nie robiła niepotrzebnych scen. W końcu miesiąc to wcale nie tak długo.
Wyciągam torbę z szafy i pospiesznie do niej upycham najwygodniejsze ubrania, jakie mam. Jakieś dżinsy, kilka koszulek. Do mniejszego plecaka wrzucam telefon, ładowarkę i portfel, do którego upchnęłam wszystkie moje oszczędności ze skarbonki i jeszcze kilka innych rzeczy.
Ostatni raz patrzę na biurko i list. Z wahaniem otwieram drzwi mojego pokoju i wychodzę na korytarz.
Schodzę jak najciszej po schodach, uważając, by torba nie spadła mi z ramienia. Teoretycznie nie muszę się starać, by być cicho. Wszyscy w naszej rodzinie śpią jak zabici i żaden hałas nie jest w stanie nas obudzić. Eros idzie tuż za mną. Pewnie spodziewa się, że znowu pójdziemy na spacer. Zanim opuszczam dom, biorę ją na ręce i całuję kilka razy w główkę.
To moja ostatnia szansa, żeby zawrócić. Wejść po schodach i położyć się do łóżka, a jutro obudzić się tak jak gdyby nigdy nic. Wiem jednak, że już dawno podjęłam decyzję. Czy właściwą? Nie jestem pewna.
Wychodzę na ganek i delikatnie zamykam za sobą drzwi. Nade mną ciemne chmury przysłaniają gwiazdy oraz księżyc. Mam wrażenie, że wszystko spowija mrok, mimo latarni. Biorę głęboki wdech i ruszam do sklepu pani Florens. Co jakiś czas niebo przecinają błyskawice. Pewnie w sąsiednim miasteczku już od dawna leje, ale tu nie spadła jeszcze ani jedna kropla. Za to temperatura odrobinę się obniżyła. Wiatr uderza mnie prosto w twarz, więc zapinam bluzę. Mam nadzieję, że to tylko zwiastun burzy, a nie końca świata. Po tym wszystkim czego jak dotąd się dowiedziałam, apokalipsa nie byłaby niczym niezwykłym.
![](https://img.wattpad.com/cover/343542505-288-k651854.jpg)
CZYTASZ
Dziewięć Kluczy
FantasíaKoniec kwietnia. Wyjątkowo słoneczny dzień. Poranek jak każdy inny, nie licząc snu, który prześladuje Kaitlyn od dziecka. Ale przecież każdy z nas czasami śni. Jednak kiedy postać ze snu pojawia się na korytarzu w szkole, Kaitlyn ma bardzo złe prze...