Rozdział Osiemnasty

56.8K 4K 482
                                    

Kiedy w środę Jamie, Dustin, Olivia i Victoria zrobili połowę projektu z geografii, była 21. Dziewczyna musiała wracać do domu, zanim zrobi się całkowicie ciemno. Pożegnała się z wszystkimi i poszła na autobus. Nie wzięła roweru, ponieważ po południu, gdy wychodziła do Olivii, strasznie padało. Teraz była już ładna pogoda i strasznie żałowała, że jednak nie zabrała go ze sobą. Spojrzała na rozkład jazdy autobusów. Został jeden, którym dojechałaby do domu, ale miał przyjechać dopiero za czterdzieści minut. W tym czasie zdążyłaby już dojść na pieszo. Wolnym krokiem ruszyła do siebie.

Nie było jeszcze tak ciemno. Na szczęście lampy uliczne rzucały sporo światła na chodnik, którym szła dziewczyna. Przez słuchawki płynęła muzyka, dzięki czemu droga nie wydawała jej się taka ponura. Nie mijała wielu ludzi. Co jakiś czas spotykała tylko pojedyncze osoby.

O godzinie 21:10 znalazła się koło pewnego osiedla. W tamtym momencie jeszcze nie wiedziała, że stanie się ono jednym z najwspanialszych miejsc jej życia. Teraz nie zwracała na nie większej uwagi. Szła w rytm muzyki, patrząc się w pod nogi.  W pewnej chwili miała wrażenie, że ktoś ją woła, ale zignorowała to, nie widząc nikogo przed sobą.

- Victoria! - To już na pewno jej się nie zdawało. Spojrzała w prawo, potem w lewo, a następnie się odwróciła.

Kilkadziesiąt metrów od niej stał jakiś mężczyzna. Nie była w stanie go poznać z tej odległości. Miał na sobie czarne dresy ze ściągaczami przy kostkach, adidasy oraz dużą, bordową bluzę z kapturem. Na ramieniu wisiała mu duża, sportowa torba. Dopiero po chwili, gdy zaczął iść w jej stronę, zorientowała się, kto to był.

Znała bliżej tylko 3 osoby przeciwnej płci, które normalnie z nią rozmawiały. Na pewno nie byli to Jamie i Dustin, ponieważ oboje mieszkali w przeciwnym kierunku od domu Olivii.

- Co ty robisz na mieście o takiej godzinie? - spytał Jensen, uśmiechając się do niej.

Kąciki jego ust uniosły się lekko, co sprawiło, że na policzkach pojawiły się delikatne dołeczki. Dziewczyna po raz pierwszy widziała go w stroju innym niż koszule i marynarki. Musiała przyznać, że wyglądał niesamowicie.  

- Wracam od koleżanki. Robiliśmy projekt na geografię - wyjaśniła.

- Szybko zaczęliście - zauważył z uznaniem.

- Tak, nie lubię niczego odkładać na ostatnią chwilę.

- To bardzo dobrze. Ja właśnie skończyłem trening - dodał, poprawiając torbę na ramieniu.

- A co pan trenuje? - zapytała ze zdziwieniem. Nigdy się nad tym nie zastanawiała. Przecież tak ładnie wyrzeźbiona figura nie mogła wziąć się znikąd.

- Przede wszystkim zajmuję się siatkówką i czasami boksem, ale zdarza się, że gramy w koszykówkę, piłkę ręczną, nożną czy coś takiego. Tu obok jest siłownia ze sporą salą sportową - powiedział, wskazując na ciemnozieloną halę po drugiej stronie ulicy.

- Ja tylko biegam od czasu do czasu... - przyznała. - Nigdy nie byłam na siłowni.

- To może byś kiedyś do mnie dołączyła?

- Naprawdę? - spytała. Kryła się z radością, jaka ją przepełniła po usłyszeniu tej propozycji z ust Jensena.

- Jasne. Kiedy tylko zechcesz. Ja przychodzę codziennie, więc jakbyś miała ochotę, to zadzwoń i się spotkamy.

- Okej - powiedziała, uśmiechając się.

- Ehm... Podrzucić cię do domu? - zapytał, marszcząc brwi.

- Nie trzeba. Już niedaleko - odmówiła. Nie chciała po raz kolejny sprawiać mu problemów, ale w głębi duszy pragnęła, aby jednak ją odwiózł.

- Pamiętam jeszcze, gdzie mieszkasz. To spory kawałek stąd. A poza tym, za chwilę zacznie padać.

Spojrzał w górę na chmury, które zakrywały i gwiazdy, i księżyc. Zanim dziewczyna zdążyła odrzucić propozycję po raz drugi, niebo przecięła błyskawica, a potem spłynął na nich rzęsisty deszcz. Oboje zaśmiali się, Jensen złapał Victorię za rękę i pociągnął ją w stronę mijanego przed chwilą osiedla. Dobiegli do jednego z bloków, Quinn szybko wpisał kod i otworzył drzwi, puszczając nastolatkę przodem. Spojrzała na niego zdziwiona, nie wiedząc co się dokładnie dzieje. Mężczyzna popchnął ją lekko, zmuszając do wejścia do środka.

Droga do budynku nie była długa, ale i tak oboje całkowicie przemokli.

- Chcesz na chwilę wpaść do mnie? Tylko dopóki nie przestanie padać, a potem odwiozę cię do domu albo zamówię taryfę.

- Naprawdę nie musi pan tego robić... - mruknęła. Nie chciała być dla niego ciężarem. 

Westchnął i pokręcił głową.

- Na górę. Już - rozkazał, ale z jego twarzy nie schodził wesoły uśmiech.  


NauczycielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz