Kiedy Jensen się obudził, nie wiedział, gdzie jest. Leżał na kanapie w salonie o ciemnożółtych ścianach. Miał na sobie tylko bokserki, a koc, którym wcześniej pewnie się przykrywał, był zrzucony na podłogę. Przez okno mógł zobaczyć tylko świecące się na dworze latarnie uliczne i padający śnieg widoczny dzięki ich blaskowi.
Minęło kilka minut zanim zorientował się, że nie jest w swoim mieszkaniu. Najpierw zaczął rozglądać się za swoimi ubraniami. Spodnie odnalazł na środku pomieszczenia, koszulę kawałek dalej, a idąc tym tropem, marynarkę znalazłby pewnie gdzieś w korytarzu.
Co się stało?
- O, nareszcie wstałeś - usłyszał gdzieś z prawej strony. Podniósł głowę i zobaczył wysoką blondynkę o długich nogach.
O nie. Wysokie blondynki o długich nogach nigdy nie wróżą nic dobrego, a zwłaszcza w Nowy Rok po nocy, z której facet nic nie pamięta...
- Zrobić ci kawę? - spytała. Podeszła do niego i usiadła na brzegu kanapy. Jensen zmarszczył brwi, a wtedy kobieta delikatnie odgarnęła włosy opadające na jego czoło. - Chcesz jakąś tabletkę?
- N-nie...
Miał kaca. Uświadomił to sobie, gdy próbując usiąść, zakręciło mu się w głowie i poczuł się, jakby ktoś walił mu w młotem pneumatycznym w czaszkę.
- Muszę iść... - uznał.
Był trochę roztrzęsiony. Wstał, przytrzymując się ściany i podszedł do swoich spodni. Wciągnął je na nogi. Skarpetkami, zostawionymi na kanapie w ogóle się nie przejmował. Ubrał jeszcze koszulę i marynarkę, która rzeczywiście leżała w korytarzu, wysunął buty na stopy, a potem wyszedł z mieszkania dziewczyny. Wybiegł na dwór, trzykrotnie potykając się na schodach i momentalnie poczuł uderzenie chłodu. Leżący śnieg wpadał mu do butów i ocierał się o kostki, a ten, który wciąż spadał z nieba, zostawał na jego marynarce, która za chwilę miała przemoknąć.
Schował się pod przystankiem autobusowym, ale nigdy nie korzystał z środków publicznego transportu, więc nie wiedział, czym mógłby dojechać do domu. Spojrzał na rozkład jazdy i chyba znalazł jakąś linię, która dowiozłaby go w okolice jego zamieszkania. Zaczął szukać telefonu we wszystkich kieszeniach, jednak nie mógł go znaleźć. Nawet nie miał zegarka, aby sprawdzić godzinę i nie orientował się jak długo będzie musiał czekać, zanim coś przyjedzie. Jak na złość, nigdzie nie było żadnych ludzi, których ewentualnie mógłby zapytać o godzinę. Po kilkunastu minutach stania na mrozie zobaczył taryfę. Zaczął rozpaczliwie machać, ale pojazd się nie zatrzymał. Na szczęście chwilę później udało mu się złapać inną taksówkę.
Zaczął szukać porftela w nadziei, że w nocy nie wyjmował go w marynarki. Znalazł. Jezu. Już myślał, że zgubił wszystkie dokumenty.
- Na osiedle przy Bellevue, poproszę - powiedział mężczyzna, wsiadłszy do samochodu.
Nie wiedział, gdzie jest i nawet nie starał się w tym zorientować. Nie miał zamiaru tam nigdy więcej wracać.Jak w ogóle trafił do tej dziewczyny? Kim ona była? Co się między nimi wydarzyło? Kompletnie nic nie pamiętał z poprzedniej nocy.
Taryfa zatrzymała się po 10 minutach pod jego blokiem. Jensen zapłacił kierowcy, a potem poszedł do mieszkania, starając się nie przewrócić. Stanął przed drzwiami i dopiero po chwili przypomniał sobie, że klucze również zostawił w kurtce.
Już miał usiąść na podłodze i oprzeć się o ścianę w rogu, gdy uświadomił sobie, jak to jakiś czas temu, myśląc właśnie o takich sytuacjach jak ta, wsadził klucz od mieszkania pod wycieraczkę. Na szczęście wciąż tam był. Chwilę to zajęło, zanim udało mu się otworzyć drzwi.
Po wejściu do domu położył się do łóżka. Zdjął tylko ubranie i zasnął, nawet nie przykrywając się kołdrą.
Obudził się koło trzeciej w nocy i poczuł się trochę lepiej. Przez kilka minut leżał jeszcze w łóżku, wpatrując się w sufit i w zwisającą z niego żarówkę - to ona przypomniała mu o Victorii. Sięgnął na szafkę nocną po telefon, żeby do niej zadzwonić albo chociaż napisać SMS-a, ale niczego nie znalazł. No tak, zgubił komórkę... Lub zostawił ją w blondynki w mieszkaniu. Co prawda, posiadał jeszcze telefon stacjonarny, ale nie miał takich supermocy jak większość książkowych czy filmowych bohaterów i nie znał na pamięć numeru każdej osoby... Victorii niestety też.
W pewnym momencie uznał, iż pilnie potrzebuje kawy. Poszedł do kuchni i zrobił sobie espresso. Usiadł na kanapie w salonie, włączył telewizor, ale po chwili go wyłączył, bo nie znalazł żadnego ciekawego programu. Po wypiciu kawy sięgnął po laptopa, którego trzymał na dolnej półce stolika kawowego.
Pierwszą rzeczą, jaką zrobił po zalogowaniu się było napisanie do Victorii.
"Strasznie Cię przepraszam, że nie zadzwoniłem. Dopiero się obudziłem. Mam nadzieję, że nie odzywałem się wcześniej, a jeśli tak, to zapomnij o wszystkim, co powiedziałem - uznajmy tak: nie byłem świadomy, co się działo. I zgubiłem telefon, więc zadzwoń na domowy jak tylko będziesz mogła. Czekam. Szczęśliwego Nowego Roku, kochanie."
Przeczytał to, co napisał jeszcze raz, a potem wysłał. Oby tylko Victoria nie była na niego zła...
Odłożył komputer i z niechęcią spojrzał na grubą, niebieską teczkę, wypełnioną referatami uczniów. Co mu przyszło do głowy, żeby kazać im pisać wypracowania na kilka stron?! Ale skoro zadał, to teraz musiał wszystko sprawdzić. Wyjął pierwszy plik kartek i zaczął czytać o sytuacji gospodarczej w Meksyku.
I co chwilę patrzył w stronę komputera, aby upewnić się, że Victoria wciąż nie napisała.
*-*-*-*-*-*-*-*-*-*
Ludzie, super, że czytacie, że tu jesteście, naprawdę. ;)
Ale mam dwie sprawy:
- wszystkie obraźliwe komentarze w kierunku innych czytelników będą natychmiast zgłaszane
- jeżeli jeszcze raz się spotkam z plagiatem tego opowiadania, nie tylko je zgłoszę, ale też usunę swojeLudzie, szanujcie się trochę nawzajem! I szanujcie pracę drugiej osoby. Fajnie, że tak bardzo się wam podoba, że aż chcecie to przepisać do siebie i pozmieniać imiona, ale nie róbcie tego... Może warto czasami zajrzeć na regulamin wattpada, gdzie kopiowanie czyjejś pracy jest zabronione, a jeśli to nie starczy, to to samo jest zapisane w polskim prawie. Jak nie macie pomysłu na historię i macie przepisywać czyjeś opowiadanie, to lepiej w ogóle dajcie spokój z pisaniem.
Nie przestawajcie komentować, bo czasami wyje ze śmiechu jak przeglądam, co tam wypisujecie. I to jest super. Ale jeżeli zaczynacie się obrażać w komentarzach, to sobie odpuście.
Oczywiście nie mówię do wszystkich, bo takie chamskie osoby nie zdarzają się często, ale niestety się pojawiają i niezbyt fajnie się czyta takie rzeczy: i głupie komentarze, i własne, splagiatowane opowiadania. Serdecznie pozdrawiam takie osoby -.-
CZYTASZ
Nauczyciel
RomanceI nikt do tej pory nie zauważał tej siedemnastoletniej dziewczyny w jasnoróżowym swetrze, siedzącej w ławce podczas pierwszego tygodnia szkoły, oprócz pewnego młodego nauczyciela geografii.