Rozdział Trzydziesty Drugi

58.2K 3.9K 917
                                    

- Musieliście gdzieś uciec? Nie mogliście zostać przed domem albo najlepiej w domu, żebym ja też mogła coś słyszeć? - zapytała Dakota, kiedy Victoria weszła do swojego pokoju. Nastolatka siedziała na fotelu przy oknie z nogami przewieszonymi przez podłokietnik i wyjadała czekoladki z pudełka, które jej kuzynka dostała od tego dziwnego chłopaka. - Co za egoiści... - dodała pod nosem. 

Victoria wzięła najbliżej leżącą poduszkę i rzuciła nią w przyjaciółkę. 

- Zamknij się! - powiedziała ze śmiechem. Usiadła na łóżku i zaczęła: - Chciał się dowiedzieć, dlaczego go nie chcę, przeprosić i tak dalej. Nic ważnego. 

- To dlaczego z nim wyszłaś? 

- Bo moja mama myśli, że jesteśmy parą. Głupio by było, jeżeli zaprosiłaby go na ciastko i herbatkę. 

- No racja... A właśnie! Ktoś do ciebie dzwonił - rzuciła niedbale. Wiedziała, że jej przyjaciółka bardzo się tym faktem przejmie, w nadziei, iż był to Jensen. Victoria energicznie rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu komórki. Miała pewność, że zostawiła ją na szafce nocnej. Ale zostawiła ją też z Dakotą... 

- Kto? Kto, kto, kto? 

- No a kto mógłby do ciebie dzwonić z rana, jeden dzień po gorącej randce? Babcia Mary! 

Victoria spojrzała na nią morderczym wzrokiem, a potem szybko zabrała kuzynce pudełko z czekoladkami. Wyciągnęła je jak najdalej od Dakoty i powiedziała:

- Daj mi telefon, to oddam ci żarcie!

- No dobra, już - rzuciła z naburmuszoną miną. Wyciągnęła zza pleców komórkę Victorii i ostrożnie przeprowadziła wymianę na czekoladki. - Tylko się za bardzo nie denerwuj, on zaraz do ciebie oddzwoni. Powiedziałam, że na chwilę wyszłaś, nic nie wspominałam o...

- Rozmawiałaś z nim?!

- Troszeczkę - odpowiedziała cicho. Victoria uniosła brwi w pytającym geście, czekając na jakieś wyjaśnienia. - Byłam grzeczna, przedstawiłam się... Wiesz, że on wie, kim ja jestem? Powiedz mi: czemu, skąd i jak?

- Wczoraj wspomniałam, że to dzięki tobie się spotkaliśmy... 

- Masz szczęście - burknęła.

W tym momencie rozległa się cicha melodyjka, a na ekranie telefonu pojawiło się zdjęcie Jensena. Dziewczyna odczekała chwilę, zrobiła kilka wdechów, po czym odebrała. 

- Halo? 

- No nareszcie. - Usłyszała jego śmiech. - Jak się spało?

- Bardzo dobrze - odparła. - Po takim dniu nie mogło być inaczej.

- Tak? Chciałabyś to powtórzyć? 

Z fotela przy oknie Dakota obserwowała, jak Victoria zbiera szczękę z podłogi. Słyszała wszystko, co mówił Jensen, ponieważ chwilę wcześniej, podczas nieobecności kuzynki, maksymalnie podgłośniła telefon. Teraz, kiedy przyjaciółka na nią spojrzała, szukając pomocy, zaczęła energicznie kiwać głową. 

- Ee.... Tak... Tak, jak najbardziej - odpowiedziała na pytanie mężczyzny. 

- Po jutrze mamy Sylwestra... to może byś do mnie wpadła po południu albo... jak ci pasuje... hm? 

- Okej - ucieszyła się. - To o której mam przyjść?

- Właśnie. Bo jest jeszcze jedna sprawa... Moja siostra, to znaczy ta starsza siostra, Destiny, bo ta młodsza jeszcze nie może, no więc ona idzie na Sylwestra ze znajomymi i się pytała, czy ja nie chcę może z nimi iść, bo zawsze chodziłem i to taka jakby teraz tradycja, więc mógłbym, ale... - W tym miejscu zrobił dłuższą przerwę, odetchnął i kontynuował: - Czy nie miałabyś nic przeciwko, żebym z nimi poszedł?

- Czekaj, czy ty mnie pytasz o pozwolenie na wyjście z przyjaciółmi? - zdziwiła się i po raz drugi w trakcie tej rozmowy była tak zaskoczona, że aż otworzyła buzię ze zdziwienia. 

- No tak jakby... Tak. 

- Oczywiście, że możesz iść! 

- Ale będzie tam na pewno dużo dziewczyn i boję się, że coś... No wiesz... Że za dużo wypiję i wtedy...

- Poczekaj - przerwała mu. - Chcesz przekonać mnie, żebym pozwoliła ci wyjść czy raczej siebie, że to nie jest dobry pomysł? Sam musisz zdecydować, ja nie mam nic do powiedzenia...

- Victoria, chyba źle mnie zrozumiałaś. Wczoraj, kiedy cię pocałowałem i wcześniej, gdy mówiłem, że tak wiele dla mnie znaczysz, chodziło mi o to, abyś właśnie miała coś do powiedzenia. Nie chcę, żebyś była w moim życiu jedynie jako jakaś dziewczyna, z którą od czasu do czasu mogę się spotkać, tylko jako nieodłączny element mnie. Jeżeli to jest dla ciebie zbyt dużo, po prostu powiedz, może źle odebrałem twoje zachowanie. Ale jeśli chcesz być ze mną tak bardzo, jak ja chcę być z tobą i naprawdę czujesz do mnie to, co mówiłaś, to jak najbardziej masz mieć coś do powiedzenia... Zwłaszcza na taki temat... To jak?

Dziewczyna przygryzła wargę i zamknęła oczy, a kąciki jej ust uniosły się w delikatnym uśmiechu. Po chwili odparła:

- Dobrze, więc możesz iść ze znajomymi, jeżeli obiecasz mi, że będziesz się pilnował i wcześniej, tego samego dnia, spotkamy się u ciebie. 

Kiedy Dakota usłyszała te słowa z ust swojej kuzynki, jej kochanej, nieśmiałej, cichej kuzynkę, omal nie udławiła się czekoladką. Była z niej dumna. Tyle czasu próbowała ją przekonać do tego, aby się bardziej otworzyła i zaczęła wypowiadać własne zdanie, że nie mogła uwierzyć, iż Jensenowi udało się to tak łatwo. Będzie musiała sobie z nim kiedyś porozmawiać. Koniecznie. 

- O to mi chodziło. - W jego głosie Victoria usłyszała zadowolenie. - W takim razie do zobaczenia pojutrze, kochanie.

Rozłączył się, a dziewczyna rzuciła się na łóżko, wciąż trzymając telefon w ręku. 

- Powiedział do mnie ,,kochanie" - szepnęła dziewczyna, patrząc w sufit. - Nikt wcześniej tak do mnie nie mówił...

- A ja to co?! - oburzyła się Dakota.

- Ty się nie liczysz... To znaczy... Nie w tym sensie - zaśmiała się dziewczyna.

- No dzięki, przypomnę sobie o tym, kiedy będę spisywała testament - mruknęła.

 - I wiesz co jeszcze? - przerwała jej Victoria. - Mam do niego przyjść w Sylwestra po południu! - To zdanie już prawie wykrzyczała. 

Dakota wstała, odkładając do połowy opróżnione pudełko czekoladek na parapet. Podeszła do dziewczyny, usiadła po turecku na łóżku obok niej i spojrzała na nią, kręcąc głową.

- Oh, moje drogie dziecko - westchnęła. - Zamiast tej torebki, mogłam ci dać kondomy pod choinkę. Bardziej by się przydały...













NauczycielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz