1. CADEN

947 97 48
                                    

                Zmiana jest jedyną stałą we Wszechświecie.

Wszystko wciąż ulega zmianom. Ewolucji lub degradacji.

A moje życie? Ktoś obserwujący mnie z boku mógłby stwierdzić: Hej, ten facet odbił się od dna i całkiem nieźle sobie radzi! Prawda wyglądała jednak tak, że wciąż czułem, jakbym pływał w szlamie, tylko cudem trzymając głowę ponad powierzchnią.

Wygodniej usadowiłem się w fotelu i popatrzyłem na nocne niebo za oknem.

Półtora roku – mniej więcej tyle minęło od dnia, kiedy mój ojciec zastrzelił się w swoim gabinecie. Od dnia, kiedy dostałem swój pierwszy wyrok i po raz ostatni widziałem Everly Meyers...

Oczywiście, mój świat wywrócił się do góry nogami. Straciłem wszystko. I, nawet jeśli moja relacja z ojcem była popieprzona, nie potrafiłem pogodzić się z tym, że tak po prostu zniknął. Zupełnie jak mama. W dodatku byłem przekonany, że zastrzelił się, bo go zawiodłem. Czułem się tak cholernie winny...

Każdy ma swoją granicę, za którą leży to mroczne miejsce, skąd nie ma już powrotu. W tamtej chwili ją przekroczyłem.

Pierwsze tygodnie były czarną plamą. Prawie codziennie byłem u Tylera, pijąc, imprezując i uprawiając seks z przypadkowymi dziewczynami, w których desperacko próbowałem odnaleźć choć cząstkę Everly. Alkohol pomagał. Później doszły do tego też mocniejsze używki.

Staczałem się na dno. Spadałem w dół, coraz szybciej i szybciej, aż pewnej nocy, pod koniec lipca, prawie dołączyłem do rodziców w niebie. Albo w piekle... Mieszanka alkoholu i ecstasy sprawiła, że wylądowałem na intensywnej terapii.

I to był punkt zwrotny. Lekarze jakoś postawili mnie na nogi, a ze szpitala wyszedłem w towarzystwie dziadka, który oznajmił, że teraz to on weźmie się za doprowadzenie mnie do porządku.

Jakaś część tego, co ze mnie zostało, rozpaczliwie czekała na ratunek, więc nie protestowałem, kiedy wprowadził swoje zasady. Powoli przywykałem do nowej rutyny. Potrzebowałem jej. Potrzebowałem planu, którego będę mógł się chwycić. Innego niż picie, gapienie się w sufit i uderzanie w klawisze pianina przez kilka godzin z rzędu.

Ojciec, oprócz kompletnego chaosu, zostawił mi wszystko, co miał. Okrągłą sumę na koncie, apartament i dwie inne nieruchomości, a także firmę. Mogłem zrobić ze swoim życiem, co tylko chciałem.

A czego naprawdę wtedy pragnąłem? Cofnąć czas i wrócić do chwili, kiedy trzymałem w ramionach Everly...

We wrześniu, po tym feralnym lecie, zacząłem korespondencyjną naukę w liceum, żeby skończyć szkołę średnią, a w międzyczasie zaliczałem wszystkie możliwe kursy dotyczące prowadzenia biznesu i zarządzania pieniędzmi. Spodobało mi się to bardziej niż mógłbym przypuszczać. Być może odziedziczyłem po ojcu smykałkę do finansów?

Długo zastanawiałem się, co zrobić z jego biznesem. W końcu jednak zdecydowałem, że chcę opuścić Waszyngton i zacząć wszystko na nowo.

Po tym, jak sprzedałem firmę, postanowiłem dobrze zainwestować pieniądze. Dopiero wkraczałem w dorosłość, a już otworzyły się przede mną niezliczone możliwości. Dziadek martwił się, że się zachłysnę. Że znowu pójdę w tango i wydam pieniądze, zanim skończę studia. Ale ja wcale nie zamierzałem studiować. Wolałem zarabiać.

Koszulki metalowych zespołów zamieniłem na sztywne koszule i garniaki, przynajmniej, kiedy załatwiałem interesy. Nie mogę jednak powiedzieć, że moja buntownicza natura została całkowicie stłumiona...

Kupiłem jeszcze kilka nieruchomości. Nic wielkiego, po prostu mieszkania, które mogłem wynająć, a za kilka lat, być może, sprzedać z zyskiem. Postanowiłem też zbliżyć się do swoich zainteresowań związanych z muzyką i otworzyłem na Manhattanie studio nagraniowe. To był strzał w dziesiątkę. Wpadłem w wir pracy, co pozwoliło mi zapomnieć o wszystkim innym. Tak, to było moje lekarstwo – sposób na trzymanie od siebie z daleka wszystkich niechcianych myśli. Na to, żeby nie wspominać tamtych miesięcy, kiedy wszystko rozsypało się w pył.

Shattered souls (CHANCES #2) ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz