(Uwaga! Od teraz w rozdziałach może znajdować się większy niż do tej pory rollercoster emocjonalny. Nie polecam czytać osobą bardzo wrażliwym. Sceny brutalne, śmierć itd.)
[Noeul]:
-Skoro wszyscy jesteście gotowi możemy ruszać.- Mówię i po kolei opuszczamy domek. Tak jak dziewczyna z wczoraj powiedziała tak też kluczę zostały w zamku.
Wszyscy udaliśmy się pod bramę.
Mimo, że wcześniej mówiłem, że to wyścig z czasem... To dopiero teraz będzie się działo dużo więcej. Będzie dużo bardziej niebezpiecznie. Potwory z tego wymiaru są zupełnie inne. Potrafią dużo więcej. W dodatku są dla nas o wiele większym zagrożeniem.
Kiedy tylko brama się otwarła wystartowaliśmy od razu biegiem przed siebie. Prowadziłem mając lokalizację włączoną by nie pomylić drogi.
Cała droga nam zajęła może z 20 minut i to w dość szybkim biegu. Zatrzymałem się gdy punkt z lokalizacji zniknął.
-To tutaj.- Mruknąłem.-Będziemy szli brzegiem czy przepłyniemy?- Pyta Esme.
-Sądzę, że przepłynięcie będzie zdecydowanie szybsze.- Mruknął Platon.
-Zgadzam się.- Odparł Fort.
-Macie rację.- Dodaję Evan.
-Skoro jesteście za tym to ja nie widzę problemu.- Mówi Peta.
Boss wzruszył tylko ramionami.
-Czyli wolicie przepłynąć?- Pytam a oni kiwają delikatnie głowami potwierdzająco.
-W porządku. Peat potrzebujemy drewno. Coś by zrobić ala "tratwę".- Odparłem.
-Się robi.- Dodaję.
Podszedłem do wody i spojrzałem w nią. Mam nadzieję, że nic tam nie ma co nas zje.. Ta rzeka powinna być na tyle płytka, że nic groźnego nie powinno się w niej znajdować co najwyżej coś co może być u czepliwe.
-Gotowe.- Mruknął Peat i na wodę wsunął tratwę zrobioną z grubego drewna obwiązana jego pnączami.
przytrzymałem pnącza.
-Wchodźcie powoli.- Mówię a reszta weszła na nią i rozsiadła się. Na samym końcu i ja wszedłem. Odepchnąłem się od brzegu a strumień sam nas porwał dalej.
Usiadłem obok Bossa.
Poczułem jak jego ręka lekko objęła mnie z tyłu. Siedzieliśmy na samym tyle więc nikt nie mógł tego dostrzec.
-Nie gadaj, że teraz Ci się nagle wzięło na czułości...- Mruknąłem cicho do niego.
-A co jeśli tak? Jesteś nieśmiały?- Pyta i uśmiecha się cwaniacko.
Uderzyłem go z łokcia pod żebrami.
-Przestań się droczyć to nie czas ani miejsce do tego..- Powiedziałem cicho a chłopak się zaśmiał.
Po chwili coś uderzyło od dołu w drewno na którym się znajdowaliśmy. Uderzenie było na tyle mocne, że każdego odrzuciło na różne strony.
-Co to było?- Pyta Esme i wydaję się być wystraszona jak i reszta.
-Nie wiem... Coś jest w wodzie...- Mówię i spoglądam w wodę ale niestety nie jestem w stanie dostrzec niczego.
Chwilę później uderzenie się powtórzyło potem następne i jeszcze jedno. Kiedy dłużej był spokój coś zahaczyło się o nas i pociągnęło nas dwa razy szybciej wzdłuż rzeki.
Każdy starał się trzymać by nie spaść z tego. Ja tak samo. Pierwszy raz widzę coś takiego. To jakieś czarne stworki podobne do meduz tylko większe i cholernie silne.
-WODOSPAD!!- Usłyszałem tylko głuchy krzyk Rose która siedziała z przodu. Wcześnie oznajmiła nam to... Tratwa wyleciała a my razem z nią. Każdy poleciał w innym tempie.Straciłem ich wszystkich z oczu a jedyne co to słyszałem krzyki. Uderzyłem w jedną skałę a z niej wleciałem na drugą potem wleciałem w wodę która leciała mocnym strumieniem w dół aż w końcu znalazłem się całkowicie pod wodą.
Powinienem był iść na przód wtedy... Cholera.. Mam nadzieję, że wszyscy żyją.. Muszę ich znaleźć... Ale tak cholernie mnie wszystko boli.. Nie potrafię nawet wypłynąć na brzeg...Moje ciało opada w dół coraz głębiej i głębiej aż w końcu znika światło i zastępuję je sama ciemność.
Zamknąłem delikatnie oczy. Coraz mniej powietrza mam w sobie.
Czy to właśnie tak umrę? Utonę mimo mocy wody?
Nie. W oddali widzę, że coś do mnie podpływa. Dopiero gdy jest całkowicie blisko dostrzegam, że to Esme. Z długim zielonym zdobionym ogonem. No tak.. Ona jest syreną... Zapomniałem. Dziewczyna mnie złapała i od razu pośpiesznym ruchem popłynęła do góry wynurzając się.
-Mam go!- Krzyknęła.
Wyciągnęła mnie na brzeg gdzie położyłem się na ziemi. Zakaszlałem wykrztuszając wodę z ust.
-Wszyscy są..?- Pytam ale jedyne co widzę do niebo. Nie jestem w stanie się ruszyć nawet głową.
-Jezus Noeul... Wszystko w porządku..? Twoja kość..- Powiedziała z przerażeniem Rose.
Mój kręgosłup przebił skórę a kość pokazała się między szyją a barkiem. Gdybym był człowiekiem byłbym martwy.
-Nie mogę się ruszać.. Chyba złamałem kręgosłup...- Oznajmiam a dziewczyny patrzą na mnie z przerażeniem.
-Nie martwcie się. Boss w mojej torbie jest jeszcze eliksir. Podasz mi go? Inaczej nie ruszę się z miejsca...- Mruknąłem.
-Tak. Już..- Mówi i podchodzi wyjmuję moją torbę i zaczyna w niej grzebać. No nie powiem lepsze jest czuć ból niż nic nie czuć. Bynajmniej wiem, że żyję a to? Nienawidzę tego uczucia nigdy więcej nie chcę być w takim stanie..
-Znalazłem.. Dziewczyny odsuńcie się.- Mówi Boss po czym unosi lekko moją głowę i wlewa w moje usta fioletowy płyn z fiolki. Moje ciało weszło pod fioletową poświatę i uniosło może z 20 cm nad ziemią. Było słychać dźwięk łamanych kości na tyle głośny, że większość się skrzywiła.
Podwójny ból. Czułem jakbym na nowo łamał kości. Gdzie tak naprawdę one dopiero wracały na swoje miejsce i nastawiały się.
Moja regeneracja trwała 15 minut. Zazwyczaj trwa około 5 ale ja połamałem każdą kość w ciele. Taki niezdarny i został wybrany.. No jak? Powiedzcie mi... Jak?
-Wszystko w porządku? Boli Cię?- Pyta Esme.
-Nie jest najgorzej chyba przywykłem do tego uczucia... Ej gdzie jest Platon? Pytałem czy wszyscy są..- Oznajmiam i zaczynam się rozglądać.
-Tam jest!- Woła Fort.
-Pomogę mu..- Mruknęła Esme i wskoczyła do wody.
-Was też nieźle poturbowało. Chodźcie. Napijecie się eliksiru uzdrawiającego. To ostatnie fiolki.- Dodałem i każdemu podałem jedną. Esme tak samo jedynie Platonowi wlałem sam bo nie był w stanie.
-Gotowe siedźcie spokojnie za chwilę powinno się ładnie wam wszystko zagoić.- Mruknąłem. -Cholera cały sprzęt przemókł..- Mówię i zdejmuję.
-Boss spróbuj to szybko wysuszyć może się uda jeszcze odratować.- Dodałem a chłopak skinął głową zabierając się za to.
Evan i Peat mieli najwięcej szczęścia. Wyszli prawie nie naruszeni z tego skoku. Reszta trochę musiała pocierpieć.. Ja już chyba się przyzwyczaiłem do tego rodzaju bólu.
-Rose dlaczego wcześniej nie ostrzegłaś nas, że jest wodospad? Byłaś na samym przodzie..- Mruknąłem i spojrzałem na nią.
-Przepraszam wiem to moja wina.. Zagapiłam się na coś innego.. Przez co dopiero na końcu ogarnęłam...- Odparła.
-W porządku. Teraz udało nam się "Wyjść z tego cało" ale na przyszłość bądź bardziej skupiona na tym co ma miejsce tu i teraz, dobrze?- Dodałem.
-I co to tyle? Przez nią mogliśmy prawie zginąć!- Krzyknął Platon w końcu podnosząc się do pionu.
-Nie krzycz. Popełniła błąd i ma tego świadomość. Mam Ci też wytykać ile razy ty nie pomyślałeś i zrobiłeś coś przez co mogliśmy umrzeć?- Dodałem i wstałem na co on zamilkł i usiadł. Podszedłem do dziewczyny. -Grunt to to by wynieść ze swoich błędów lekcję.- Dodałem głaszcząc ją lekko po ramieniu.
Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie po czym wstała i wyszła przed wszystkich.
-Naprawdę was przepraszam.- Mruknęła i ukłoniła się mocno.
-Luz każdemu się zdarza. Platon ma po prostu nadmuchane ego i niewyparzoną gębę nikt nie ma ci tego za złe.- Dodał Evan.
-Że kto niby ma nadmuchane ego i nie wyparzoną gębę?- Mruknął Platon i podniósł się.
-Nie myśl nawet o kłótni. Nie chcę się znowu z tobą całować.- Komentuję Evan a Platon znów milknie.
-Przestańcie już. Idziemy dalej. Bynajmniej mamy z głowy już jak zejść na dół. Wychodząc stąd powinna już być ta pustynia.- Mówię i powoli ruszam w jej kierunku. Już bliżej niż dalej.
CZYTASZ
𓂀 𝒵𝒶𝑔𝒾𝓃𝒾𝑜𝓃𝒶 𝒦𝓈𝒾ę𝑔𝒶. -𝐵𝑜𝓈𝓈𝒩𝑜𝑒𝓊𝓁. 𓂀
RandomWidiliano to małe miasteczko ukryte głęboko w terenie który dla ludzi jest kompletnie nieznany i niedostępny. Każdy kto pochodzi z tego miejsca jest wyjątkowy lub został obdarzony przez bogów niezwykłymi przemianami, mocami, zdolnościami lub talenta...